News will be here
Stephen Shore – "45º39.611201N, 110º33.555856W" (2020), zdjęcie z albumu "Topographies: Aerial Surveys of the American Landscape" (2023), wyd. MACK Books

Jego obiektyw kocha sytuacje balansujące między nudną normalnością a dziwactwem, on sam natomiast wielokrotnie przejechał Stany Zjednoczone wzdłuż i wszerz. Mimo że Stephen Shore od dekad zaskakuje kolejnymi niecodziennymi ujęciami, wciąż potrafi znaleźć sceny warte uchwycenia.

Fotografia uliczna i reportażowa od zawsze się przenikają. Szukając niezwykłych historii w najprostszych ujęciach, można natomiast sprawić, że odkryjemy zupełnie inny wymiar. Z pewnością bardziej kameralny, czasem obskurny, innym razem niemal bajkowy. Przede wszystkim jednak przesuniemy szczerze, niepozowane kadry w kierunku zdjęć artystycznych. Zupełnie jak Stephen Shore, który od dekad zadziwia świat amerykańskiej fotografii. Choć robi coś, co wielu fotografów przed, a także po nim, efektem są prace wywracające do góry nogami wszystko, co myślimy o Ameryce.

Stephen Shore to ewenement

Stephen Shore, Rene Ricard, Susan Bottomly, Eric Emerson, Mary Woronov, Andy Warhol, Ronnie Cutrone, Paul Morrissey, Pepper Davis
“Rene Ricard, Susan Bottomly, Eric Emerson, Mary Woronov, Andy Warhol, Ronnie Cutrone, Paul Morrissey, Pepper Davis”, zdjęcie z albumu “The Velvet Years, Andy Warhol’s Factory, 1965–1967” (1995), wyd. Thunder's Mouth

W 1971 roku Stephen Shore został pierwszym fotografem, który za życia doczekał się wystawy w nowojorskim Metropolitan Museum of Art. Rzecz jest tyleż ciekawa, że miał wówczas zaledwie dwadzieścia cztery lata. Najważniejsze podróże i albumy, które na stałe zapisały jego nazwisko w annałach, były jeszcze daleko przed nim. Nie powinno to jednak dziwić – wszak już wtedy ten niezwykle utalentowany samouk obracał się wśród artystycznej śmietanki Nowego Jorku.

Nie bez wpływu na tak historyczne osiągnięcie jest zresztą fakt, że jego talent odkrył sam Edward Steichen – jedna z najważniejszych postaci w historii fotografii, a zarazem kurator tej dziedziny w MoMA. Stephen Shore, gdy pokazał Steichenowi swoje prace, miał zaledwie czternaście lat. Przez kolejną dekadę dojrzewał natomiast w otoczeniu ikon pokroju Andy’ego Warhola. Gdy zaś przyszedł czas, by ruszyć własną drogą, dostarczył światu coś, czego nikt nie oczekiwał, ale każdy potrzebował.

Shorean image niejedno ma imię

tephen Shore, Clovis, New Mexico, June 1972
“Clovis, New Mexico, June 1972”, zdjęcie z albumu “American Surfaces” (1999), wyd. Schirmer/Mosel

Nie ma chyba drugiej osoby, która tak skrupulatnie udokumentowałaby amerykańską codzienność. Zanim jeszcze internet stał się ogólnodostępny, a zdjęcia jedzenia zdążyły przejeść się jego użytkownikom, Stephen Shore w swoich albumach publikował choćby fotografie... śniadań, które spożywał, będąc w trasie. Omlet zjedzony w bezimiennym barze przy szosie biegnącej przez Nowy Meksyk to tylko jeden z przykładów. Nic więc dziwnego, że mimo podeszłego wieku doskonale odnalazł się we współczesności, dołączając do grona użytkowników Instagrama.

Dorobek Shore’a zalicza się najczęściej do nurtu fotografii krajobrazowej. Najgłośniejsze z jego zdjęć powstały zatem niejako przy okazji, w trasie – gdy dokumentował swoją codzienność. Trzeba bowiem przyznać, że choć urodził się nieco zbyt późno, by ruszyć w trasę z bitnikami, można go nazwać duchowym spadkobiercą ich idei. Zresztą podobnie jak wielu jego rówieśników, którzy także ruszyli w swoją drogę dwie dekady po piewcach nonkonformizmu. Nie każdy był jednak w stanie stworzyć w tym czasie tak znamienne dzieła, jak Stephen Shore. Najważniejsze z nich znajdziemy w albumach “Uncommon Places” (1982) i “American Surfaces” (1999). Ten ostatni – jak mówi sam autor – zawiera zdjęcia “przyjaciół, których spotkał, posiłków, które zjadł, i toalet, na których siedział”.

Oczywiście na przestrzeni lat Stephen Shore opublikował wiele albumów, a jego prace pokazywano podczas licznych wystaw. Amerykanin jest zresztą jednym z najbardziej płodnych fotografów (nie tylko swojego pokolenia). Niezależnie od tego, jaki temat wybierał, jego kolejne prace zdawały się natomiast dopisywać kolejne linijki definicji zwrotu shorean image. W największym uproszczeniu sprowadzało się to do kadrów awangardowych, pozornie chaotycznych, a często wręcz wybudzających z amerykańskiego snu przez swoją surowość.

“Topographies: Aerial Surveys of the American Landscape”

Stephen Shore , Topographies: Aerial Surveys of the American Landscape, 2023, MACK Books
Stephen Shore – “Topographies: Aerial Surveys of the American Landscape” (2023), wyd. MACK Books

Skrzętnie dokumentowane przez niego wycinki rzeczywistości nie są jednak dziwne same w sobie. Zaryzykowałbym wręcz stwierdzenie, że zdziwienie budzi się dopiero w odbiorcy, nie emanuje natomiast z kadrów. Shore bowiem, jak mało kto, potrafi odzierać rzeczywistość z fasadowości, zaglądając tam, gdzie większość z nas po prostu zaglądać nie chce. Nie inaczej jest w przypadku jego najnowszego albumu, choć ten mocno wyróżnia się na tle poprzednich. Można by powiedzieć, że artysta spojrzał na Amerykę z zupełnie nowej perspektywy.

“Topographies: Aerial Surveys of the American Landscape” zawiera bowiem przede wszystkim zdjęcia wykonane przy pomocy drona. Podróżując przez Montanę, Północną Karolinę czy Nowy Jork, Stephen Shore miał możliwość udokumentowania przepięknych krajobrazów. Zamiast tego wybrał jednak te jego elementy, które weszły w kolizję z cywilizacją. Natura cierpiąca, ale czasem także biorąc odwet, to jeden z tematów tego albumu. Przede wszystkim możemy jednak zobaczyć ludzkie dzieła, które wcale nie świadczą o wielkości ludzkości. Naturalne formacje skalne konfrontowane są z betonem; koryto rzeki z przecinającą ją drogą; zieleń z podupadającymi zabudowaniami.

Choć zmieniła się perspektywa, punkt widzenia pozostaje podobny. To kolejne spojrzenie na świat, który nas otacza – ale bez ignorowania jego mniej atrakcyjnej strony. Fakt, że podróż, którą tym razem udokumentował Stephen Shore, miała miejsce w 2020 roku, a więc w trakcie pandemii, jedynie potęguje poczucie wyobcowania. Album “Topographies: Aerial Surveys of the American Landscape” ukazał się nakładem MACK Books. Liczy dwieście osiem stron, a poza zdjęciami znajdziecie tam także eseje Noah Chasina i Richarda B. Woodwarda.

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.

News will be here