Twórczość Andy'ego Warhola istotnie odmieniła oblicze sztuki współczesnej. Jego działalność otworzyła widownię na nieznane i do dziś inspiruje. Tych zasług nie można mu odmówić, stąd też większość przedstawicieli pop-artu żyje niejako w jego cieniu – niczym kubiści przysłonięci kilka dekad wcześniej przez Pabla Picassa. W tymże cieniu można jednak odnaleźć prawdziwe skarby; dzieła niejednokrotnie bardziej złożone, odważniejsze, a nawet ciekawsze. Rzeczy, które kojarzą nam się z ikonicznymi pracami danego nurtu, ale każde kolejne spojrzenie ujawnia niewidoczne na pierwszy rzut oka detale. Tak właśnie tworzy Tadanori Yokoo, łącząc w swoich grafikach mniej i bardziej charakterystyczne elementy zarówno pop-artu, jak i japońskiej kultury.
Sztuką zwalczaj traumy
Tadanori Yokoo to dziś nestor japońskiej grafiki. Zbliżający się do 85. urodzin artysta w ostatnim czasie głównie maluje, wciąż organizowane są też wystawy jego prac, choć pandemia oczywiście ograniczyła ich liczbę. To nie malarstwo zapewniło mu jednak rozpoznawalność. Urodził się w 1936 roku – w niewielkim Nishiwaki nieopodal Osaki, ale w młodym wieku przeniósł się do Tokio. To tam rozpoczął swoją wielką karierę. Początkowo tworzył scenografie teatralne, ale stopniowo coraz większą rolę w jego życiu zaczęła odgrywać grafika. Można wręcz powiedzieć, że jest jednym z pionierów projektowania graficznego w Japonii.
Pierwsze plakaty jego autorstwa zaczęły pojawiać się w połowie lat 50. – już w 1956, jako dwudziestolatek, został członkiem JAAC (Japan Advertising Artists Club). Organizacja działała między 1951 a 1970 rokiem, a jej członkowie wyznaczali wówczas nowe trendy. Nawet wśród nich Tadanori Yokoo wyróżniał się jednak swoim stylem. Nigdy nie stronił od odważnego prezentowania tematów społecznych, stale rezonowały w jego twórczości powojenne traumy. Wyraziste prace Japończyka estetycznie czerpały przy tym z dadaizmu czy surrealizmu, ale też z rodzimej kultury. Szczególnie mocne są tu odniesienia do ukiyo-e – stylu charakterystycznego dla epoki Edo, na Zachodzie utożsamianego z klasyką sztuki japońskiej. Co jednak ciekawe, wśród swoich inspiracji artysta wymieniał choćby twórczość reżysera Akiry Kurosawy czy pisarza Yukio Mishimy.
Mozolne budowanie własnej marki w latach 50. opłaciło się. Wieść o odważnej twórczości utalentowanego grafika szybko rozniosła się po kraju, a potem po świecie. W połowie lat 60. prace Yokoo zaczęły pojawiać się w galeriach sztuki. Podczas wystawy "Persona" w Matsuya Ginza otrzymał on Mainichi Industrial Design Award. W 1966 roku doczekał się pierwszej solowej wystawy w tokijskiej Nantenshi Gallery, a dwa lata później jego prace zostały ujęte w zbiorczej wystawie "Word and Image" w nowojorskim Museum of Modern Art. To otworzyło mu drzwi do wielkiej kariery.
Tadanori Yokoo to ktoś więcej niż japoński Andy Warhol, ale te porównania bez wątpienia mu pomogły
W trakcie pięćdziesięciopięcioletniej kariery Tadanori Yokoo stworzył ponad tysiąc grafik różnego rodzaju. Jego styl od początku był wyrazisty, ale nie jednolity – stale ewoluował. Po pierwszej fazie, gdzie głównym źródłem inspiracji były dla niego japońska kultura i europejski surrealizm, artysta zaczął też chłonąć kolejne, bardziej współczesne nurty. Jego wyjątkowe wizje doskonale splatały się natomiast z wyznacznikami amerykańskiego pop-artu, który w dużej mierze zainspirował go do przeniesienia tego stylu na grunt japoński. Na Zachodzie natomiast sprzedawały jego twórczość właśnie porównaniami do największej z ikon nurtu.
Zresztą, Tadanori Yokoo skrzętnie z tego skorzystał. Już w 1972 roku doczekał się solowej wystawy w MoMA, będącej momentem zwrotnym w jego karierze. Przełom lat 60. i 70. to też okres podróży i wzmożonych poszukiwań. Kilka lat Yokoo spędził wówczas w Indiach, chłonąc tamtejsze wierzenia. Coraz częściej zaczął wówczas sięgać po tematykę religijną, czym odzwierciedlał w swojej sztuce fascynację mistycyzmem i duchowością. Szczególnie mocno zbliżyło go to z Carlosem Santaną, co widzimy w ich późniejszej współpracy.
Warto wiedzieć, że jako wybitny już wówczas przedstawiciel japońskiej szkoły plakatu Tadanori Yokoo często nawiązywał współpracę z muzykami
Zwłaszcza w latach 70. z jego usług korzystali między innymi The Beatles, Cat Stevens, Earth, Wind & Fire, Emerson, Lake and Palmer czy właśnie Santana. A skoro już o nim, nie można pominąć także okładek płyt autorstwa Yokoo. Choć Santana nie był jedynym muzykiem, który zlecił mu takie zadanie – wielu azjatyckich artystów estradowych korzystało z usług Yokoo, pośród zachodnich muzyków warto wspomnieć choćby Milesa Davisa ("Agharta", 1975) – to właśnie okładka albumu "Lotus" (1974) przyniosła Yokoo nagrodę na Biennale w Brnie (1974). Od tego czasu twórczość Japończyka wielokrotnie nagradzano na różnego rodzaju festiwalach; doczekał się on także dziesiątek wystaw. Zainteresowanie jego twórczością nie zmalało nawet w latach 90., gdy z jednej strony postanowił rozpocząć nowy – cyfrowy – etap swojej twórczości; z drugiej zaś zdecydowanie więcej miejsca pozostawił malarstwu niż jakiejkolwiek innej formie sztuki graficznej.
Prace Tadanoriego Yokoo ujawniają wszystkie nieznośne rzeczy, które my, Japończycy, mamy w sobie. Te same, które wywołują w nas gniew i strach. Wywołuje »eksplozje«, które przywołują przerażające nas skojarzenia; tworzy rzeczy, które leżą gdzieś między wulgarnością billboardów reklamujących pokazy festiwalowe w sanktuarium poświęconym ofiarom wojennym a typowymi dla amerykańskiego pop-artu czerwonymi puszkami Coca-Coli. Ujawnia w ten sposób rzeczy, które są w nas, ale których nie chcemy widzieć.
– Yukio Mishima, jeden z najwybitniejszych japońskich pisarzy XX wieku