W 2002 roku William Basinski przedstawił światu pierwsze nagrania z serii "The Disintegration Loops". Już wtedy było jasne, że twórczość Amerykanina jest po prostu wyjątkowa. Zapętlone w nieskończoność, transowe kompozycje ilustrowały nastroje społeczeństwa dotkniętego traumą ataku na wieże World Trade Center. Pochodzący z Houston artysta wykorzystywał ambientową estetykę niczym wytrawny muzykoterapeuta.
W swojej twórczości William Basinski odsłaniał przed odbiorcą uderzający proces degeneracji
Kilkudziesięciominutowe dźwiękowe pętle stopniowo rozpadały się na kawałki, aż wreszcie pozostawała po nich tylko cicha nicość. Obserwacja metodycznej destrukcji sampli pozwalała słuchaczom oswoić się z wizją dezintegracji, która zawładnęła ich świadomością po jedenastym września. Osiemnaście lat później możemy posłuchać "Lamentations" – albumu również odpowiadającego kondycji rzeczywistości, którą wszyscy kreujemy tu i teraz.
Tym razem muzyk mierzy się z troskami życia zdalnego. Przygląda się egzystencji zamkniętej na małych przestrzeniach. Momentom skażonym niepokojącymi porcjami informacji oraz zachwianą równowagą pomiędzy sferą biurową i domową.
Basinski doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że dziś nikt nie ma czasu na wielogodzinną medytację. Dostosowuje więc swoją sztukę do zupełnie nowego tempa. Skraca hipnotyzujące utwory o połowę i dawkuje je bardzo ostrożnie. Formę epickiej powieści zastąpiło krótkie opowiadanie. Ta lapidarność odzwierciedla najnowsze strategie dbania o mentalną higienę. Upchnięte gdzieś w excelowej szczelinie napisy głoszące: "mindfulness kwadrans" albo "konsultacja online z psychologiem".
Najnowszy projekt guru amerykańskiej awangardy odznacza się więc zaskakującą dla tego gatunku dynamiką
Poszczególne utwory budują narrację, pomijając wszelkie wstępy i od razu przechodząc do drugiego aktu. Autor jak zwykle zajmuje się egzorcyzmowaniem wewnętrznych słabości, lecz teraz robi to w pośpiechu. Z całych sił próbuje wcisnąć kontemplacyjne chwile w porządek dnia zdefiniowany przez toczoną w czterech ścianach, wyczerpującą walkę o wolność.
Pojawiające się na krążku fragmenty wokali są jedynie migawkami, którym amputowano oryginalny kontekst. To nieśmiałe retrospekcje przebijające się do świadomości tylko na chwilę. Snują się, nie mogąc odnaleźć komfortowego schronienia. Zupełnie jak nasze myśli, które już przestały być bezpieczne w środowisku domowym. Gdy dom stał się równocześnie pracą, placem zabaw i miejscem publicznym, przestał pełnić funkcję twierdzy. Błąkamy się więc po nim samotni i niepewni, przypominając melancholijne głosy reżyserowane przez Basinskiego.