Ze sporymi nadziejami reprezentanci Polski przystępowali do Drużynowych Mistrzostw Europy w lekkoatletyce, które odbyły się w Bydgoszczy. Ostatnią edycję dwa lata temu skończyli na bardzo dobrym drugim miejscu (tylko za Niemcami), a ostatnie imprezy w wykonaniu naszych zawodników (Mistrzostwa Europy, Halowe Mistrzostwa Europy) kończyły się największą ilością złotych krążków wśród wszystkich ekip, o czym niedawno wspominaliśmy.
Tegoroczna edycja była ósmą w historii, a w poprzednich siedmiu wygrywali wyłącznie Rosjanie lub Niemcy. Rosja po skandalach związanych z dopingiem wśród sportowców wciąż traktowana jest jako „persona non grata”, a niektórzy jej sportowcy dopuszczani do rozgrywek nie mogą startować pod reprezentacyjną flagą.
“Jeśli nie teraz, to kiedy?”
Nasi nastawieni byli głównie na walkę z Niemcami. Drużynę wspierali Robert Korzeniowski i Tomasz Majewski – byli mistrzowie w swoich konkurencjach, którzy mówili o naszej drużynie jako o faworycie, ale z pewnymi mankamentami, z którymi musi sobie poradzić.
Jeśli nie teraz, to kiedy? Jeśli nie tym składem, to jakim?
– zastanawiał się Korzeniowski.
Nie zawiedli biegacze: Adam Kszczot, sztafeta Pań i Sofia Ennaoui wygrali swoje konkurencje, a sztafeta Panów zamknęła podium. Do tego na 3000 metrów z przeszkodami również trzecie miejsce zajął Krystian Zalewski, a na 100 metrów Karolina Kołeczek. Piotr Lisek triumfował w skoku o tyczce, a rzut dyskiem padł łupem Piotra Małachowskiego.
Szczegółową tabelę punktową znajdziecie tutaj.
Widać jednak wyraźnie, jaką przewagę udało się naszym zawodnikom wypracować, a ostatnie imprezy pokazują też niesamowitą regularność. To doskonała wiadomość wobec zbliżających się za rok Igrzysk Olimpijskich, chociaż tam walczyć będziemy nie tylko z Europejczykami. Dobrze jednak wiedzieć, że nasi reprezentanci są na fali wznoszącej.