Choć czasy się zmieniły myśląco inżynierze mamy przed oczami zazwyczaj poważnego człowieka siedzącego przed deską kreślarską. Tymczasem w dwudziestoleciu międzywojennym absolwencji szkół politechnicznych łączyli często teorię z praktyką. Na przykład możemy podać inż. Puławskiego, który sam oblatywał własne samoloty, inż. Rychtera ścigającego się samochodami i motocyklami i… Tadeusza Marka. Jego życiorys jest niemal gotowym scenariuszem filmowych. Historię Polaka, choć mało znanego w ojczyźnie postanowił przybliżyć w filmie „Stalowe Serce” Andrzej Ślązak – reżyser filmowy i, jak mówi, pasjonat motoryzacji.

Silnik dla samego Bonda
Skąd jednak „Stalowe Serce”? Ano z tego, że Tadeusz Marek był najbardziej znany na świecie, z zaprojektowanych przez siebie dwóch silników. Oba powstały dla brytyjskiego producenta aut sportowych Aston Martina. Pierwszy z nich, rzędowa szóstka, zaczęła swoją karierę od wyczynowego DBR2. Testy przeszła na tyle pomyślnie, że potem zaczęła trafiać do kolejnych „cywilnych modeli” Aston Martina. Najsłynniejszym użytkownikiem tego silnika był najsłynniejszy szpieg na świecie czyli James Bond. Tak, wóz Bonda napędzał silnik skonstruowany przez polskiego emigranta. Drugim motorem była widlasta ósemka z 1972 roku, trafiła on do nowego modelu marki oznaczonego od typu motoru po prostu V8. Wozem z takim silnikiem zresztą też jeździł James Bond (Timothy Dalton w „W obliczu śmierci). Silnik był na tyle dobry, że po kolejnych modyfikacjach przetrwał w produkcji do 2000 roku, przeżył swego twórcę o 18 lat.

Wszystkie drogi prowadzą do Astona Martina
Jednak praca dla Aston Martina była przedostatnim (przed emeryturą) aktem życia polskiego inżyniera. Jego wcześniejsze losy są jeszcze ciekawsze. Urodził się w Krakowie i dość szybko złapał motoryzacyjnego bakcyla. W wieku nastu lat wyremontował Forda T i… dość szybko go sprzedał gdyż był za wolny. Swoją pasję, przeniósł na motocykle, bo nimi dało się ścigać. Niestety musiał to przerwać po wypadku gdy wpadł po kolizji z innym motorem na wyścgiu do namiotu organizatora tłukąc przy tym dziesiątki butelek z wodą mineralną. Po studiach na Politechnice Berlińskiej dostał pracę w biurze konstrukcyjnym Polskich Zakładów Inżynierii. Nie przestawał się ścigać, odbył trzy starty w słynnym Rallye Monte Carlo, w 1939 roku zdobywając piąte miejsce w klasie. W tym samym roku wygrał też Rajd Polski. Po inwazji Niemiec został internowany w Rumunii. Jednak dość szybko wrócił do kraju na lewych niemieckich papierach i… kradzionym wozem szukać swej narzeczonej we Lwowie. Nie znalazłwszy jej, wrócił do Bukareszty wywożąc z kraju paru kolejnych uciekinierów. Przez Francję, Hiszpanię i Maroko trafił do Wielkiej Brytanii gdzie pracował z powrotem jako konstruktor. Do Aston Martina trafił dopiero na przęłomie lat 40. i 50.
Oczywiście wszystkie wyżej podane fakty to tylko suche fakty. Każde z tych wydarzeń jest mniej lub bardziej niesamowite, wariackie, szalone i pokazuje z pozoru nudnego inżyniera w zupełnie innym świetle. O detalach tych niesamowitych wydarzeń ma opowiedzieć „Stalowe Serce” czy się uda? Film ma być produkcją wysokobudżetową i taką, którą będą chciały pokazywać telewizja na całym świecie. Twórcy szukają finansowania m.in. na stronach crowdfoundingowych, na pierwszy etap potrzeba 90000 złotych. Więcej szczegółów na portalu patronite.pl