News will be here

Małysz nie był pierwszy

Gorączka na skoki narciarskie na południu Polski zaczęła się jeszcze przed II wojną światową. Wtedy co prawda nie było wielkiej obwoźnej imprezy co roku zaglądającej na skocznie całego świata, czyli Pucharu Świata. Organizowano jednak mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym, a w programie zawodów były skoki. W Zakopanem odbyły się one pierwszy raz już w 1929 roku. Najlepszy z Polaków (Bronisław Czech) zajął wtedy dziesiąte miejsce. Całe podium zgarnęli Norwegowie, a w czołowej dziesiątce było ich łącznie aż sześciu.

Najlepsi narciarze świata ponownie zawitali w to samo miejsce dziesięć lat później. Kilka miesięcy przed wybuchem wojny. Zresztą mistrzem świata został wtedy Josep Bradl – reprezentant III Rzeszy. Najlepszy z Polaków, Stanisław Marusarz, był piąty. Kibice liczyli na więcej, bowiem rok wcześniej w Lahti zdobył srebrny medal.

Marusarz stał się postacią legendarną

Najsłynniejszą polską skocznię, Wielką Krokiew, nazwano właśnie jego imieniem. Na powrót imprezy tej rangi do naszego kraju przyszło kibicom czekać ponad 20 lat. Po raz trzeci i ostatni zawody tej rangi odbyły się w Zakopanem w 1962 roku. Wtedy w końcu na podium stanął Polak – Antoni Łaciak. Od tamtego czasu minęło już ponad 50 lat, a mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym wciąż ponownie u nas nie było.

Bum na skoki

Nie ma wątpliwości, że nie byłoby obecnie takiej gorączki wokół skoków i Pucharu Świata w polskich Tatrach, gdyby na początku XXI wieku pewien jegomość z wąsem nie zaczął brylować na skoczniach całego świata.

Do końca 1999 roku (a więc w ciągu 21. edycji Pucharu Świata) w Zakopanem odbyło się zaledwie sześć weekendów ze skokami narciarskimi. Od 2002 roku najbardziej prestiżowy cykl zagląda do Zakopanego co roku, a wielu skoczków i ekspertów stwierdzało, że panuje tu zdecydowanie najlepsza atmosfera zawodów. Do legendy przeszedł trener Finów, a następnie Norwegów, Mika Kojonkoski, startujący swoich zawodników rękawicą z napisem „I love Zakopane”.

Mika Kojonkoski
Mika Kojonkoski z rękawicą "I love Zakopane", źródło: watra.pl

Na zawody w 2002 roku przygotowano 40 tysięcy biletów, ale szacuje się, że wokół skoczni zgromadziło się wtedy ponad 10 tysięcy osób więcej. Obecnie rokrocznie organizatorzy przygotowują około 22 tysięcy wejściówek.

Zagraniczne towarzystwo

W tym roku po raz pierwszy sam pojechałem na zawody. Przekonałem się, że fani skoków gromadzą się na Krupówkach już od wczesnych godzin porannych. W jednej z restauracji, którą odwiedziłem ze znajomymi, uwagę wszystkich przykuwał fan austriackiej ekipy. Przyodziany był w kapelusz z napisem „Österreich” i flagę narodową swojego kraju. Uwagę zwracał jednak szczególnie tym, że miał na sobie… krótkie spodenki. Kiedy ponownie spotkałem go wieczorem nadal poruszał się w tym stroju po mieście mimo mocno ujemnej temperatury. Szacun!

Spacerując po mieście można było spotkać bardzo międzynarodowe towarzystwo. W oczy rzucali się: Niemcy, Słoweńcy, Austriacy czy Norwegowie. Nie sądziłem, że ma to taki wpływ na organizatorów, a jednak. Spiker zawodów – Rafał Gucia – odczytywał odległości uzyskane przez zawodników w różnych językach. O ile nie zaskakuje angielski i niemiecki, to gdy usłyszałem słoweński, japoński i fiński byłem naprawdę w szoku. Nie wiem, czy fani z tych krajów byli na zawodach, ale jeśli tak, to na pewno był to dla nich bardzo miły akcent.

Dominatorzy

Adam Małysz, ulubieniec publiczności, wygrywał na Wielkiej Krokwi aż czterokrotnie. Komentatorzy często podkreślali, że to jego ulubiony obiekt i czuje się na nim świetnie. Tam też w 2011 roku odniósł swoje ostatnie pucharowe zwycięstwo. Jednak pomiędzy 2008, a 2012 rokiem pięciokrotnie najlepszy był tutaj Gregor Schlierenzauer. To właśnie on obecnie ma najwięcej zwycięstw na skoczni imienia Stanisława Marusarza.

Kamil Stoch
Kamil Stoch po wygranych zawodach w Zakopanem w 2012 roku, źródło: Wikipedia

Cztery skalpy - podobnie jak Małysz - ma Kamil Stoch. Polscy fani liczyli na wyrównanie wyniku Austriaka, ale trzykrotny złoty medalista olimpijski drugi rok z rzędu nie wszedł tutaj nawet do finałowej trzydziestki. Zawiódł także Dawid Kubacki, który tydzień wcześniej triumfował w Predazzo, a w drużynówce ustanowił nowy rekord skoczni w Zakopanem na 143,5 metrze. Jednak indywidualnie był dopiero dwunasty.... Co ciekawe zawody w ojczyźnie były dla Polaków jak na razie najgorszym występem w tym sezonie.

Zawody w Polsce wygrał Stefan Kraft. Tym samym odniósł pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Zawodnicy szykują się teraz na wyjazd do Japonii, a dokładnie do Sapporo, gdzie rozegra się kolejny rozdział walki o Kryształową Kulę.

Kto wygra? Czy Polacy zaprezentują lepszą formę? Zobaczymy! Pozostaje nam tylko czekać i śledzić, kto zatriumfuje w najbliższych zmaganiach.

Kamil Jabłczyński

Kamil Jabłczyński

Redaktor warszawa.naszemiasto.pl, z EXU współpracuje od 2019 roku. Interesuje się tematyką miejską, ale nie tylko warszawską. Lubi porównywać stolicę Polski z innymi miastami – przyglądać się zmianom infrastrukturalnym, komunikacyjnym i urbanizacyjnym. Obserwuje co, gdzie i dlaczego się buduje. Oprócz tego lubi podróże małe i duże, ale też sport, film oraz muzykę. Stara się jednak nie ograniczać w tematyce swoich tekstów.
News will be here