Grégoire Nitot na tle logotypu firmy Sii (2013), fot. Wikimedia Commons

Aferę e-mailową w szeregach Sii Polska obserwuje cały polski internet. Warto się do tej obserwacji przyłączyć, choćby po to, by dokładnie przyjrzeć się widowiskowemu upadkowi korporacyjnego mitu.

Sii Polska jest jedną z czołowych firm branży IT. Na ustach całego kraju pojawiła się jednak dopiero kilka dni temu – i to nie ze względu na osiągnięcia. Po tym, jak Krystian Kosowski (jeden z pracowników) założył związek zawodowy, władze korporacji uznały, że tego rodzaju działalność należy ukarać zwolnieniem dyscyplinarnym. Kolejne rozdziały tej burzliwej historii odkrywały natomiast przed użytkownikami Facebooka i LinkedIna m.in. kompromitujące maile prezesa, emocjonalne relacje byłych i obecnych pracowników, a także decyzję o wejściu na drogę sądową.

Cała sprawa wraz z towarzyszącymi jej reakcjami opinii publicznej ukazuje nam nie tylko to, co oczywiste

Mail prezesa Sii Polska do pracownika
Fragment maila prezesa Sii Polska do pracownika

Nielegalne, nieetyczne i nieprofesjonalne postępowanie zarządu to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Oprócz jaskrawego kontekstu prawnego ta obecnie najgorętsza afera okołoLinkedinowa kryje w sobie również mnóstwo interesujących kontekstów kulturowych. Całe wydarzenie można wręcz nazwać implozją wszystkich najważniejszych (i dotąd najbardziej stabilnych) pracowniczych mitów.

Lawina wywołana niesławnym mailem Gregoire’a Nitota jest czymś więcej niż porażką PR-ową międzynarodowego biznesu. To porażka PR-owa społecznych przekonań na temat koncepcji pracy. Reakcja CEO (a także niektórych komentujących sytuację internautów) pokazuje bowiem kruchość hierarchicznej struktury, na której opiera się kapitalistyczna filozofia pracy.

Środowisko korporacyjne pasożytuje na alienacji siły roboczej. Czerpie siłę z indywidualizacji podwładnych. Promuje jednostkowe korzyści (kult samorozwoju), a wszelkie inicjatywy wspólne infantylizuje do poziomu solidarnej bezbronności (pacyfikacja ambicji zjednoczeniowych poprzez miałkie integracyjne imprezy czy iluzję kreatywnego teamworku).

Zwolnienie przewodniczącego związku zawodowego Sii Polska udowodniło dwie rzeczy

Gregoire Nitot, List otwarty od prezesa Sii Polska w odpowiedzi na skrajne reakcje opinii publicznej
List otwarty od prezesa Sii Polska w odpowiedzi na skrajne reakcje opinii publicznej

Po pierwsze, wodzowski image typowego prezesa korporacji jest kreacją zbudowaną z kartonowych fundamentów symbolicznych. Po drugie, stojąca za jego hierarchiczną mocą mitologia opiera się na złudnym, choć akceptowanym przez społeczeństwo modelu przyjacielskim – nieautorytarnym autorytaryzmie szefa-kumpla i firmy-rodziny.

Tymczasem władza korporacyjnego zarządu jest zawsze kolosem na glinianych nogach. Opiera się bowiem na wizerunkowej fantazji, którą neoliberalizm zainfekował znaczną część siły roboczej. Natomiast jeśli któryś z pracowników stanowczo odrzuci te czysto symboliczne rządy, nagle cała korpomitologia panteonu liderów zaczyna spektakularnie słabnąć.

W przypadku Kosowskiego sprzeciw wobec autorytarnego imaginarium przybrał postać związku zawodowego. Ruch, który teoretycznie wpisywał się w progresywną narrację firmy (przekuwał teorię solidarności i teamworku w praktykę), w istocie okazał się czynem wywrotowym. Wszystko za sprawą potencjału wykreowania firmowej równowagi sił między zarządzającymi a zarządzanymi.

Do tej pory wolność pracowników była reżyserowana przez przełożonych, tzn. przyjmowała postać malowniczego worka z benefitami. Była wolnością zaplanowaną i przypieczętowaną przez Górę, wolą aktorów mówiących wcześniej rozpisanymi dialogami. Dlatego też próba opracowania wolności metodą oddolną spotkała się ze sprzeciwem – reżyserowani odważyli się wyrazić chęć współreżyserowania.

E-maile w Sii Polska oraz wybrane komentarze pokazały również dość osobliwe podejście naszego społeczeństwa do idei związku zawodowego

Krótka historia związków zawodowych

Według najpopularniejszego CEO ostatnich dni jest to organizacja z natury zła, egoistyczna i szkodliwa. Niektórzy użytkownicy Facebooka i LinkedIna dodają też, że związkowcy są roszczeniowymi leniami, którzy godzą w dobre imię firm, dla których pracują. Do tego wszystkiego sporą część opinii na temat tej sprawy określa chorobliwa fobia antylewicowa, antysocjalistyczna i antykomunistyczna (w skrajnych przypadkach okraszona diagnozowaniem bolszewizmu czy stalinizmu).

Absurd reakcji od razu uwypukla argument praworządny mówiący o tym, że pracownik po prostu ma prawo do założenia związku zawodowego lub bycia jego członkiem. To kwestia dość oczywista i nawet nie warto zagłębiać się w jej analizę. Natomiast znacznie bardziej interesujący jest ideologiczny trzon tych absurdalnych osądów. Niechęć do związków zawodowych, zarówno ze strony zarządu, jak i niektórych pracowników, jest bowiem efektem skutecznie implementowanego marketingu korporacyjnych idei.

Obie grupy są bliźniaczo zdegustowane działalnością związkową, gdyż zaburza ona proces handlu kapitalistyczną fantazją – szef nie może jej w spokoju sprzedawać, a pracownik nie może jej w spokoju konsumować.

Relacja korporacyjna opiera się na obustronnej, fantasmagorycznej satysfakcji zarządzającego i zarządzanego. Pan jest zadowolony, ponieważ technika ugładzonej kontroli pozwala mu efektywniej pociągać za sznurki. Niewolnik jest z kolei zadowolony, ponieważ jego posłuszeństwo jest mierzone konwencją uprzejmości, a nie uderzeniami bata. Związek zawodowy występuje w tej konfiguracji jako niechciany trzeci element, piąte koło u wozu, które pragnie zniesienia pracowniczej uległości, nawet gdy jest ona udekorowana wystudiowaną życzliwością.

Na zakończenie warto pochylić się nad wspomnianą wcześniej antykomunistyczną sloganowością

Rozmowa z Krystianem Kosowskim

Pejoratywne żonglowanie lewactwem, komuchami, turbosocjalizmem i zbolszewieniem pozornie wydaje się jedynie krzykliwym nonsensem, którego nie warto traktować poważnie. Jednakże, przyglądając się temu groteskowemu dyskursowi, da się dojść do nieco poważniejszych wniosków. Cała ta nieudolna parodia McCarthyzmu obrazowo oddaje kondycję współczesności. Wygląda na to, że w dobie powszechnej dominacji neoliberalnych wartości i bezkarnej pozycji światowych korporacji zwykłe przestrzeganie prawa pracy jest tożsame z rewolucyjnym przewrotem.

Mówiąc wprost, dzisiejszy Che Guevara to ktoś, kto po prostu podąża za przepisami.

Oto puenta, której komiczny tragizm pasuje jak ulał do kapitalistycznego snu, który jest zbyt straszny, by być marzeniem i zbyt śmieszny, by być koszmarem.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling