Wszystko zaczęło się przed trzema laty, gdy z działającego w ramach MIT wydziału Media Lab wyizolowano niewielką grupę naukową. Tak zrodził się Dream Lab, formalnie pozostający częścią ML, ale skupiony tylko na jednym zadaniu: hakowaniu snów. Obejrzałem zbyt wiele filmów science fiction, by nie pomyśleć, że takie zabawy są dość ryzykowne, ale postępy naukowców – na razie – wydają się obiecujące.
Czym dokładnie zajmuje się Dream Lab?

Dziełem grupy badawczej jest urządzenie przypominające konsolę z kontrolerem typowym dla VR. Dormio, bo tak się nazywa, jest jednak technologicznym interfejsem, łączącym naszą świadomość ze światem snu. Jego działanie można porównać do poruszania się w wirtualnej rzeczywistości, ale zdaniem członków Dream Labk, to o wiele ciekawsze doznanie.
Śnienie to po prostu proces myślowy pod osłoną nocy. Rozpoczynając go wieczorem, rano budzimy się jako inny człowiek. Dotąd jednak nie zadawaliśmy sobie pytań na temat zmian, jakie zachodzą w naszych umysłach w trakcie snu.
– Adam Horowitz, członek Dream Lab/doktorant na MIT
Kraina snów od zawsze fascynowała naukowców – to miejsce, w którym spędzamy jedną trzecią naszego życia! Nie mamy jednak wpływu na to, co dzieje się w naszych umysłach, gdy zaśniemy. Między innymi dlatego Horowitz podkreśla, że opracowane przez Dream Lab urządzenie może spełniać różne funkcji. Ta "rozrywkowa", pozwalająca na realizację marzeń sennych, jest tu jednak najmniej istotna. Naukowo udowodniono bowiem, że tuż przed zaśnięciem człowiek zaczyna myśleć bardziej kreatywnie. Gdzieś na granicy jawy i snu w naszym mózgu uruchamiane są procesy, które niejednemu przydałyby się za dnia. Wykorzystanie tej wiedzy może więc sprawić, że będziemy w stanie ukierunkować naszą kreatywność. A to zaledwie początek, biorąc pod uwagę, że mówimy o swoistych wrotach do naszego umysłu. Jeśli naukowcy się nie mylą, Dormio może też wpływać na poprawę naszej pamięci czy wydobywać informacje, które zdają się zapomniane. Tu zaś wkraczamy na kruchy lód.
Cienka granica między nauką a fikcją

Oczywiście przedstawiciele Dream Lab wyprzedzają swoimi zapowiedziami obecne możliwości Dormio. Urządzenie ciągle jest rozwijane, zatem prędzej czy później może się okazać, że ta technologia zainteresuje raczej służby niż szarego człowieka. Zaskakująca jest natomiast prostota tego pomysłu, bowiem cały proces hakowania przypomina hipnozę. Dormio emituje bowiem sygnał – najczęściej jakieś słowo – który wpływa na doświadczane przez użytkownika wizje. Tym, co odróżnia naukę od magii, jest aspekt technologiczny. Rękawica wyposażona jest w liczne czujniki, które wyczekują na moment między snem a jawą, gdy uaktywnia się hipnagogia. To w tej fazie zdarzają nam się omamy i halucynacje. Przykładowo, badaczom z Dream Lab udało się w ten sposób wprowadzić tygrysa do snów pięćdziesięciu osób.
Co najciekawsze, Dream Lab nie zamierza monopolizować tego procesu – wręcz przeciwnie, podzielono się szczegółami ze środowiskiem naukowym. Za pośrednictwem Githuba udostępnili oprogramowanie do śledzenia biosygnałów i instrukcję, która – teoretycznie – pozwala każdemu stworzyć własny zestaw Dormio. Skorzystała z tego między innymi Judith Amores Fernandez, niezwiązana z projektem doktorantka MIT. Jej badania skupiły się jednak na innej fazie snu, a sygnały dźwiękowe zastąpiono zapachami. Oba podejścia udowodniły natomiast, że w trakcie snu można osiągnąć wymierne skutki, odpowiednio ingerując w ten bezwładny dotąd proces.