Twórcy podjęli się próby wprowadzenia czegoś, co w grach wideo funkcjonuje od lat, a więc wpływu naszych decyzji na protagonistę i jego historię. Amerykańska platforma postanowiła przenieść to rozwiązanie na jedną ze swoich sztandarowych serialowych produkcji, a także przekonać się, czy taka forma na dłuższą metę ma jakiś sens w tej branży.

Akcja odcinka specjalnego toczy się wokół młodego chłopaka, Stefana, który pracuje nad takim samym rozwiązaniem, ale ponad 30 lat temu i w branży gier wideo.

Zatem zarówno u naszego serialowego bohatera, jak i u nas oglądających to show, wszystko ma funkcjonować zgodnie z zasadą, że każdy wybór ma znaczenie i determinuje kolejne wydarzenia. Możemy wybrać muzykę, jakiej słucha Stefan, jakie płatki zje na śniadanie, a także, czy zdecyduje się zażyć narkotyki. Wraz z rozwojem sytuacji możemy się zorientować, że nie zawsze nasze decyzje mają jakikolwiek wpływ na to, co się stanie. Kiedy nam wydaje się, że pogrywamy sobie z głównym bohaterem, twórcy pogrywają sobie też z nami.

Netflix nie był pierwszy

W historii kinematografii pomysł na stworzenie alternatywnego zakończenia dla filmu czy serialu nie jest niczym nowym. Być może nie wszyscy wiedzą, ale w przypadku, chociażby „1408”, „Niesamowitego Spider-Mana 2” czy „Terminatora 2” także zostały nakręcone inne wersje epilogu, niż te, które znamy z kina i telewizji. Można je zazwyczaj obejrzeć na rozszerzonych wydaniach DVD oraz w Internecie.

Twórcy „Efektu motyla” z 2004 roku poszli o krok dalej i stworzyli aż cztery zakończenia swojej opowieści: kinowe, szczęśliwe, otwarte i reżyserskie. Natomiast po wielkim rozczarowaniu widzów „Jak poznałem waszą matkę” wersją zaprezentowaną przez twórców, dodano na serialowym DVD inne rozwiązanie historii, bliższe apelom fanów. Wprowadzenie alternatywnej wersji opowieści zazwyczaj odgrywało rolę ciekawostki, było odpowiedzią na komentarze widzów lub wynikało po prostu z różnych wizji na zakończenie opowieści wśród twórców.

Trzeba jednak powiedzieć wprost: realizacja filmu, czy też serialu, który opowie ciekawą i spójną historię, a jednocześnie stworzy interaktywne możliwości dla oglądającego to ogromne wyzwanie. Długo wydawało się, że to po prostu niemożliwe. Pierwszą taką próbę podjęto ponad pół wieku temu. W 1967 roku powstał film „Kinoautomat”. Podczas jego emisji w kinach film miał być zatrzymywany, a publiczność dokonywała wyboru, jak dalej potoczy się fabuła spośród dwóch możliwości. W tym jednak przypadku okazywało się, że niezależnie od dokonanych wyborów prowadziły one i tak do jednego zakończenia.

Eksperyment

Porównując eksperyment Netflixa do dotychczasowych prób (związanych głównie z mnogością zakończeń), na pewno otrzymaliśmy coś nowego. Z drugiej strony - jest to chleb powszedni dla twórców gier wideo. Oczywiście ciężko porównywać możliwości twórcze jednych i drugich, ale zdania na temat sukcesu zastosowanego rozwiązania są podzielone. Otóż wbrew temu, co amerykańska platforma zapowiadała, nie mamy aż tak dużego wpływu na fabułę i rozwój postaci. Należało się pewnie tego spodziewać. Zdarza się jednak, że gdy wydaje nam się, że podejmujemy naprawdę ważną dla dalszych wydarzeń decyzję, historia zaplanowana jest tak, że nasz wybór nie ma znaczenia albo do pewnego scenariusza jesteśmy przymuszani z braku innych możliwości.

Kadr z „Black Mirror: Bandersnatch”, źródło: Netflix
Kadr z „Black Mirror: Bandersnatch”, źródło: Netflix

Należy pamiętać, że na dokonanie wyboru mamy dziesięć sekund. Kilka razy nie spodziewałem się, że ten moment nastąpi i pytanie na ekranie wręcz wyrywało mnie z seansu, na którym starałem się skupić. Bywa, że są to sytuacje kryzysowe albo takie, w których decydujemy o ewentualnej eskalacji sytuacji, bądź jej uspokojeniu.

Zaraz po premierze rozpoczęły się głosy krytyki pod adresem twórców. Dlaczego?

Po pierwsze pojawiły się zarzuty o to, że platforma będzie śledzić, jakich dokonaliśmy wyborów. Na tej podstawie może stwierdzić, ku jakim zachowaniom widzowie mają skłonności i wykorzystać ogólne statystyki przy tworzeniu nowych odcinków swojego serialu lub do innych nieznanych nam celów. W końcu to czarne lustro. Kto wie, może w zależności od tego, jakie scenariusze przerobiliśmy w „Bandersnatch” w nowych odcinkach, znajdziemy spersonalizowane nawiązania na swoich kontach? Po drugie widz, który skupia się na oglądanym filmie przeżywa wydarzenia wraz z bohaterami, a paradoksalnie może być o to trudniej, gdy co jakiś czas seans jest przerywany i trzeba podjąć decyzję o dalszych losach. Niektórzy wskazywali też, że taka forma ogranicza wczucie się w sytuację bohatera. Mamy bowiem na nią pozorny wpływ, ale decyzja często podejmowana jest z ciekawości: a jak dam to, to co się stanie? Najwyżej się cofnę.

Rewolucja czy nie?

Nie zapowiada się na to, żeby odcinek specjalny „Black Mirror” był przełomem w rozrywce, takim jakim było chociażby pojawienie się samego Netflixa. Należy pamiętać, że filmy i seriale często opowiadają prawdziwe historie, czy też wielokrotnie są to ekranizacje lub adaptacje książek. Przy przenoszeniu na ekran jednych i drugich interaktywny wybór nie jest widzowi potrzebny. Poza tym stworzenie nawet niecałego uniwersum, ale chociaż częściowej możliwości wyboru użytkownikowi znacznie wydłuża pracę nad jakimkolwiek podobnym projektem. Co ciekawe, standardowa długość odcinka „Black Mirror” to około godziny. Stworzenie natomiast interaktywnej produkcji z różnymi zakończeniami i ścieżkami fabuły wymagało nakręcenia prawie pięciu godzin materiału.

O ile mnogość rozwiązań czy zakończeń z łatwością przyjęła się w grach wideo, tak w tym przypadku jest trochę inaczej. Jestem przekonany, że nie będzie to ostatnia taka produkcja, ale ich ilość w najbliższych latach nas nie przygniecie.

Sam spędziłem nad „Bandersnatchem” co najmniej dwie godziny. Próbowałem różnych rozwiązań, cofałem się kilkukrotnie, ponieważ np. któraś z wersji historii mnie nie satysfakcjonowała. Po chwili zwróciłem uwagę, że fabułę tego odcinka uważam za zwyczajnie średnią. Z jednej strony - lubię klimat lat 80., a twórcy zadbali o dobre jego odwzorowanie, ze świetną muzyką na czele. Z drugiej - na tyle skupiłem się na nowych możliwościach zaoferowanych mi przez producenta, że scenariusz zszedł na drugi plan. Szkoda, bo „Black Mirror” - chociaż poszczególne odcinki oceniam różnie - zazwyczaj bronił się fabułą. A przecież w tym przypadku wpływamy na losy bohatera, który tworzy grę wideo opartą o tę samą zasadę.

Potencjał spory, ale w moim odczuciu niewykorzystany. Dlatego swój seans ostatniego odcinka „Black Mirror” oceniam raczej jako rodzaj zabawy nową formą. Wciąż połączenie dobrej historii i interaktywnej formy wpływu na nią przez widza nie zostało osiągnięte. Na pewno jednak pierwszy krok w tej materii został postawiony, a kilka sekwencji zostało napisanych bardzo ciekawie. Jednym z najlepszych momentów jest ten, gdy główny bohater dowiaduje się, czym jest Netflix. Oczywiście musimy odpowiednio poprowadzić do tego historię.

Reasumując, Netflix raczej nie może sparafrazować Neila Armstronga mówiąc, że to dla nich jeden mały krok, a dla ludzkości ogromny. Ale powiedzmy sobie szczerze, jeśli ktoś ma potencjał, środki i pomysły na rozwijanie tego rodzaju rozrywki, to na pewno oni.

Nowe „Black Mirror” nie jest strzałem kulą w płot, ale nie jest też rozwiązaniem rewolucyjnym. Z drugiej strony coś takiego było zarówno widzom, jak i platformie potrzebne. Bardzo jestem ciekawy, jakie wyciągną wnioski, czy zdecydują się to rozwijać, a jeśli tak, to w jakim kierunku. Dla tych, którzy też mieli okazję zmierzyć się historią Stefana, zamieszczam tweeta z mapką zawierającą wszystkie możliwe wybory i scenariusze. Warto przejrzeć - chociażby, żeby przekonać się, czego nie obejrzeliśmy, albo który wybór w naszej ścieżce był decydujący.

https://twitter.com/Avengerscomic/status/1078655261060055040
Kamil Jabłczyński

Kamil Jabłczyński

Redaktor warszawa.naszemiasto.pl, z EXU współpracuje od 2019 roku. Interesuje się tematyką miejską, ale nie tylko warszawską. Lubi porównywać stolicę Polski z innymi miastami – przyglądać się zmianom infrastrukturalnym, komunikacyjnym i urbanizacyjnym. Obserwuje co, gdzie i dlaczego się buduje. Oprócz tego lubi podróże małe i duże, ale też sport, film oraz muzykę. Stara się jednak nie ograniczać w tematyce swoich tekstów.