News will be here
Jake Paul na protestach BLM? Kto by się spodziewał...

Bracia Paul to ewenement na skalę światową. Abstrahując od mizernego poziomu ich filmów, nie ma na świecie drugiego rodzeństwa, które niezależnie od siebie odniosło tak spektakularny sukces w internecie. Jednocześnie ze świecą można by szukać osób równie złaknionych atencji i robiących wszystko, by choć o moment wydłużyć swoją sławę. Rzecz jasna nie świadczy to dobrze o społeczeństwie, które wyraźnie oczekuje takich treści, ale dziś nie o tym. Jake Paul przekroczył bowiem kolejną granicę, zdecydowanie przebijając inne dotychczasowe kontrowersje. Jeśli nawet Logan Paul, jego brat, także niegrzeszący rozumem, nazywa go kretynem, trudno tę sprawę zbagatelizować.

Black Lives Matter chce zmian, ale...

Sytuacja w Stanach Zjednoczonych jest, delikatnie mówiąc, nieciekawa. Jako że nic nie jest czarno-białe, a winę siłą rzeczy ponoszą obie strony konfliktu, trudno o racjonalne stanowisko bez wywołania oburzenia jednych czy drugich. Faktem jest jednak, że zginął człowiek, a policja nie po raz pierwszy wykazała się nadużyciem władzy wobec Afroamerykanina. Czy był bez winy? Nie wiadomo – internet momentalnie zalała fala wzajemnie wykluczających się informacji. To jednak kwestia drugorzędna, bo nawet wobec przestępcy takie zachowanie policji jest karygodne – zresztą karę błyskawicznie wymierzono. Ten incydent był jednak iskrą, która po raz kolejny podpaliła Amerykę.

Ludzie wychodzą na ulice, by protestować – słusznie, bo mają takie prawo. Głośno na temat nietolerancji wypowiadają się zarówno gwiazdy, marki, jak i zwykli obywatele. Jedni mają coś do powiedzenia, inni starają się zbijać PR-owy kapitał frazesami. Często w ich słowach jest sporo przesady, ale wszyscy mają rację co do sedna: rasizm to ciągle istniejący problem, co w społeczeństwie tak zróżnicowanym, jak amerykańskie, odbija się nieustanną czkawką. Tu jednak pojawia się też ludzka natura, która nawet najszlachetniejszą sprawę potrafi obrócić w szkaradztwo. Bez silnego przywództwa, a takiego w Black Lives Matter nie ma, każdy ruch zdominuje bowiem element, który dąży jedynie do konfrontacji. Efekt? Pokojowe protesty, które przerodziły się w zamieszki, rozboje i zapowiedzi linczu na białych suprematystach. A gdzieś między nimi znalazł się Jake Paul, który dla sławy zrobi wszystko. Zbierze nawet ekipę, by lansować się w jednym z okradanych właśnie centrów handlowych.

Okazja, by zmienić świat, stała się miejscem promocji?

twitter post:

Pochodzący z Arizony David Lee Crow, szerzej znany jako Ghastly, dość trafnie określił działalność YouTubera. Jake Paul nie po raz pierwszy karmi się bowiem ludzkimi dramatami, by zdobyć kontrowersyjne treści na swój kanał. Tym razem jednak przesadził, bo ruch BLM zupełnie olał, wykorzystując jedynie zamieszanie. DJ-owi wtórują zresztą inni, choćby Zach Sang:

On nie solidaryzuje się z nikim, nie maszerował też z BLM. Pojawił się kilka godzin po protestach, by szabrować sklepy i nabijać wyświetlenia na swoim kanale. Jake Paul nie dba o nikogo poza sobą i pieniądzmi.

Problem w tym, że już samo zabranie głosu w dyskusji, choćby przez krytykę popularniejszego od siebie celebryty, niczego w jego zachowaniu nie zmieni, a każdej z wymienionych osób paru nowy followersów/obserwujących/fanów przysporzy. Trudno więc nie zauważyć, że Paul robi na swój durny sposób to, co wszyscy zabierający głos na ten temat. Czy jest żałośniejszy od innych białych milionerów, krzyczących, że "biali są uprzywilejowani"? Oczywiście, że tak, ale nie ma to związku ze sprawą. Krytykowanie Paula nie ma po prostu sensu. To człowiek, który nie przyjmuje krytyki, a jedynie zlicza nowych fanów, których przyniósł mu rozgłos.

Jego zachowanie, jak zwykle, jest karygodnym połączeniem brawury, głupoty i parcia na szkło. Szybko zresztą pożałował swojego zachowania, a gdy tylko internet obiegły nagrania, na których on i jego znajomi bawią się w dewastowanym właśnie centrum handlowym, zaczął się kajać. Jake Paul zaprzeczył, by brali udział w grabieżach i aktach wandalizmu. Po co więc tam poszli? Cóż, by zdobyć trochę patokontentu, nazywając to "dokumentowaniem gniewu, jaki przelał się przez Stany Zjednoczone".

Screeny z filmów, na których Jake Paul bierze udział w plądrowaniu centrum handlowego
Screeny z filmów, na których Jake Paul bierze udział w plądrowaniu centrum handlowego

Filmowaliśmy wszystko, co zobaczyliśmy, starając się podzielić z widzami naszymi odczuciami i zwrócić uwagę na gniew odczuwalny w każdej dzielnicy, którą minęliśmy na swojej drodze. Nie toleruję grabieży ani łamania prawa, rozumiem jednak ten gniew i frustrację, które doprowadziły do zniszczeń, jakich byliśmy świadkami.

Oczywiście Jake Paul sprawnie ubrał w słowa swoją bezmyślność, w końcu ma w tym sporą wprawę. Poza durnym i mało wiarygodnym, patetycznym tonem, warto jednak zwrócić uwagę na inną kwestię. Ruch Black Lives Matter odcina się od wandali i szabrowników, ale to na nic. Stany Zjednoczone to dziś pobojowisko, a przybierające na sile zamieszki zupełnie przykrywają sens protestów. W sieci jest sporo nagrań, pokazujących konflikt z różnych stron. Widziałem choćby protestujących, tworzących kordony, by chronić policjantów przed linczem czy zasłonić witryny sklepowe przed wandalami. Widziałem też takich, którzy z niemałą satysfakcją niszczyli wszystko, co napotkali na swojej drodze. Przekaz – tak na filmach Paula, jak i ogólny – biorąc pod uwagę skalę zniszczeń, jest jednak konkretny. I nie ma znaczenia, że wśród zadymiarzy nie brak przedstawicielu wszystkich ras.

Prawda jak zwykle leży gdzieś po środku, ale Amerykanie są dziś bombardowani przede wszystkim stereotypami, tak ważnymi dla pielęgnowania rasizmu, a przecież ten przekaz leci też w świat. Media, w zależności od tego, czy ich linia programowa jest liberalna, czy konserwatywna, jeszcze długo będą rozdmuchiwać ten temat. Najgorsze jednak, że skupiając się na dokumentowaniu aktów wandalizmu, Jake Paul ten sam przekaz zafundował swoim odbiorcom. A mówimy o ponad 20 milionom subskrybentów na YouTubie; 13 milionom followersów na Instagramie czy 3,7 milionom obserwującym go na Twitterze. A mówimy o ludziach, którzy niekoniecznie są na bieżąco z wiadomościami, ale z pewnością nie opuszczają wieści od swojego idola.

W głowach przynajmniej części z nich zapewne kołaczą teraz myśl: iść w jego ślady czy hejtować Afroamerykanów. To dopiero dramat, wobec którego żadne pokojowe protesty nie będą w stanie zmienić amerykańskich podziałów społecznych.

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.

News will be here