News will be here
Jan Kallwejt wykonał plakat promujący akcję "Ratuj rysie"

Nie ma raczej wątpliwości, że odpowiedzialność w tego typu przypadkach niemal zawsze ponosi człowiek. "Czyniąc sobie ziemię poddaną", jak to niektórzy lubią ujmować, ludzie stale poszerzają swoje terytorium kosztem środowiska naturalnego. Niby nie ma w tym niczego dziwnego – ludzka populacja się powiększa, więc trzeba gdzieś ją żywić; trzeba zapewnić jej dach nad głową. To naturalne, a przynajmniej takie się wydaje. Nie chodzi już jednak tylko o poszczególne gatunki, lecz o systemowy problem, który prędzej czy później poskutkuje swoistym odwetem natury. Skutki ludzkiej ekspansji odczuwają kolejne gatunki zwierząt i roślin, ale powoli zaczynają je odczuwać... także ludzie. I tak koło się zamyka, a zmiany, jakie stale zachodzą w naturze, w końcu dopadną i nas. Patrząc z tej perspektywy, los rysi może się wydać błahym problemem, ale czy próby ratowania pojedynczych istnień nie są tym, co może zahamować negatywne zmiany? Jan Kallwejt dorzucił do tego tematu swoje trzy grosze.

Jan Kallwejt dla WWF Polska – co zagraża rysiom?

Człowiek kontra natura (fragment plakatu Jana Kallwejta), fot. WWF Polska
Człowiek kontra natura (fragment plakatu Jana Kallwejta), fot. WWF Polska

Jak na uznanego grafika o wyrobionym, charakterystycznym stylu przystało, Jan Kallwejt sprawnie uchwycił sedno sprawy w formacie plakatowym. Prosta forma spotyka się tu z mnogością detali – każdy z nich ma zaś znaczenie. I tak o to rysi, które zdawałyby się głównym tematem plakatu, widzimy tu dwa. Zastanówcie się sami, ile razy wam zdarzyło się zobaczyć to stworzenie w naturze? No właśnie. Populacja rysi w Polsce w liczbach wygląda mizernie. W całym kraju jest ich zaledwie około trzystu, z czego zdecydowania większość mieszka w Karpatach. Gorzej sprawa wygląda na północy, gdzie tzw. populacja nizinna, czy też bałtycka, liczy około czterdziestu sztuk.

Do takiego stanu rzeczy doprowadziło kłusownictwo, które niemal wyeliminowało ten gatunek na terytorium naszego kraju. Można by więc pomyśleć, że po latach działań mających na celu ratowanie rysi, ich liczba wzrośnie. Proces ten trwa jednak zdecydowanie dłużej, niż mogłoby się wydawać. Tym bardziej, że sytuacja nie sprzyja zachowywaniu terenów, które mogłyby stanowić dom nowych rysich rodzin.

Z naturą jak zwykle na bakier

Kto by nie chciał mieszkać w otoczeniu natury? (fragment plakatu Jana Kallwejta), fot. WWF Polska
Kto by nie chciał mieszkać w otoczeniu natury? (fragment plakatu Jana Kallwejta), fot. WWF Polska

Nie jest tajemnicą, że Parki Narodowe nie zapewniają w Polsce należytej ochrony właściwie żadnym gatunkom roślin czy zwierząt – są zbyt małe i stale mierzą się z dziwnymi planami kolejnych rządów, które nieszczególnie dbają o naturalne dziedzictwo naszego kraju. Nie schodźmy jednak na temat polityki. W tym przypadku najgorsze są bowiem działania na mniejszą skalę, jak choćby uleganie naciskom myśliwskiego lobby czy wydawanie zezwoleń na budowę nowych osiedli mieszkaniowych zbyt blisko newralgicznych, cennych przyrodniczo terenów. W ten sposób rysie tracą pokarm, o który muszą konkurować z myśliwymi hobbystycznie strzelającymi do saren, ale też kurczy się ich terytorium.

Brzmi to kiepsko, bo w końcu kto nie chciałby żyć na skraju lasu – mają blisko naturę, ale też dogodny dojazd do centrum miasta. Ludziom się podoba, ale zwierzakom – zwłaszcza rysiom – już mniej. Nie chodzi jednak o to, by kogokolwiek zmuszać do poświęcania wygód oferowanych przez rozwój cywilizacyjny na rzecz "ratowania przyrody". To kwestia zwiększania świadomości, bo przecież domek na skraju lasu, oczywiście na strzeżonym osiedlu, który właśnie kupiliśmy, za kilka lat będzie leżeć na środku betonowej pustyni, otoczony bliźniaczymi budowlami. Jak wpłynie to na nasz komfort? Wszystko jest kwestią perspektywy.

Ryś to tylko jeden z wielu przykładów

Jan Kallwejt musiałby jednak poświęcić bardzo dużo czasu, by namalować osobne plakaty dla innych, zagrożonych przez człowieka zwierzaków. I wcale nie piszę tego, by jakkolwiek namawiać do wspierania akcji WWF Polska, którą przecież wspomniany plakat firmuje. Ciekawie temat przedstawia także Justyna Mazur w swoim podcaście "Piąte: Nie zabijaj".

Plakat promujący akcję "Ratuj rysie" (rys. Jan Kallwejt), fot. WWF Polska
Plakat promujący akcję "Ratuj rysie" (rys. Jan Kallwejt), fot. WWF Polska

Fundacja od lat walczy o zachowanie i reintrodukcję populacji zagrożonych gatunków polskiej fauny. W przypadku rysi nizinnych WWF Polska wspomina o dwudziestu sześciu sztukach. Czy to dużo? Nie wydaje się, ale biorąc pod uwagę, że to ponad połowa całej populacji w Polsce Północno-Wschodniej, liczby te uświadamiają skalę problemu i trudności w jego zwalczaniu.

Oczywiście WWF Polska słynie choćby z wirtualnych adopcji dzikich zwierząt – rysie można adoptować na stronie ratujrysie.pl. Przedstawiciele fundacji podkreślają, że darczyńcy mają olbrzymi wpływ na zakres ich działań. Jak to jednak bywa w przypadku fundacji, także u nich zdarzały się kontrowersje. Nieprzypadkowo chodzi tu zwłaszcza o sferę finansową, gdy do społeczeństwa docierają sygnały, że – o zgrozo – ktoś tam zarabia.

Piszę to z przekąsem, bo schemat znamy chyba wszyscy – przynajmniej raz do roku w podobnym tonie obrywa się Jerzemu Owsiakowi. Nagle pewne środowiska przypominają sobie, że mają "dowody" na finansowe machlojki WOŚP-u, tylko jakoś nie potrafią niczego udowodnić. Podobnie było w przypadku WWF, gdy w marcu 2018 roku po iście ziemkiewiczowskim riserczu autor publikujący na jednym z wiodących w Polsce portali, przygotował zestawienie losowych liczb ze sprawozdań fundacji, by wykpić osoby ją wspierającą. Po lekturze odniosłem wrażenie, że kpił raczej z inteligencji własnych czytelników czy swoich dziennikarskich aspiracji, ale to inna kwestia. Zainteresowanych odsyłam do tekstu oraz dementującej manipulacje odpowiedzi WWF.

Sęk w tym, że każdy może pomóc.

To do was należy decyzja, czy wesprzecie jakąś fundację; czy np. poprzez życiowe wybory nie będziecie wspierać koncernów zagrażających naturze (a pośrednio także waszemu życiu); czy zgodnie z wolą i sumieniem nie zrobicie niczego. Grafika Kallwejta trafia tu w punkt, pokazując zależności i to, jaki rzeczywiście mamy wpływ na los naszego otoczenia. Wpływ, którego często nie jesteśmy świadomości.

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.

News will be here