Tłum, Ludzie, BrianMerrill, Pixabay

Współczesne science fiction, o ile jego głównym tematem nie jest eksploracja kosmosu, ma niełatwe zadanie – musi konkurować z rzeczywistością, którą futurolodzy przewidywali dekady temu. Dziwnym trafem większość realizowanych obecnie pomysłów poznaliśmy z utworów dystopijnych. Teraz jedynie rozwijamy te koncepcje.

Czytając fantastykę naukową z ubiegłego wieku, mogliśmy zachłysnąć się niesamowitościami. Futurystyczne teksty kultury oddziaływały tym mocniej, im wcześniej po nie sięgaliśmy – zarówno względem czasów, jak i daty ich wydania. Od samych początków nurtu autorzy roztaczali bowiem wizje przyszłości ludzkości, odległych światów, obcych cywilizacji czy sztucznej inteligencji. Wcale nie tak dawno, bo jeszcze na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, robotyka, SI, rola komputerów czy wirtualny odpowiednik rzeczywistości wciąż zdawały się mrzonkami. Nie trzeba było jednak długo czekać, by strumień technologicznych wynalazków rozwinął przed nami autostradę do przyszłości.

Trzy dekady po okresie największych przełomów żyjemy w świecie przyszłości

Miniaturyzacja, gwałtowny wzrost mocy obliczeniowej, nowe materiały i ich zastosowania w świecie nauki. Ostatnie dekady są czasem niezwykłym, nigdy bowiem rozwój technologiczny nie postępował tak szybko. Jednocześnie sukcesywnie wpajano nam potrzebę posiadania rzeczy wyrażaną przez konsumpcjonizm. Rozwijany początkowo na Zachodzie, dziś obecny właściwie na całym świecie. Mamy wszystko i ciągle nam mało. Co natomiast znamienne, już w połowie ubiegłego wieku twórcy fantastyki przewidywali negatywne skutki tego rozwoju – zarówno naukowego, jak i społecznego. Po jaką fantastycznonaukową treść byśmy nie sięgnęli, znajdziemy liczne przestrogi. Te jednak, zdaje się, współcześni wynalazcy raczej bagatelizują.

Jednym z najistotniejszych tematów, nad którym przez dekady debatowano na łamach fantastycznonaukowych pism, a który opuścił już fantastyczne poletko, w pełni stając się dzieckiem świata nauki, jest sztuczna inteligencja. Część z nas może nawet nie być świadoma, jak wiele miejsca w naszych życiach zajmuje maszynowo wyuczona, zwykle pomocna SI. Ta jednak wciąż pozostaje bardziej sztuczna niż inteligentna. Nie zyskała (jeszcze) samoświadomości, toteż o jej rolę należałoby pytać twórców bądź mecenasów, którzy tych twórców wspierają.

Tymczasem trudno oprzeć się wrażeniu, że protoplastami SI jesteśmy my sami. Nie dlatego, że jesteśmy istotami rozumnymi, lecz przez to, z jaką łatwością daliśmy się na przestrzeni ostatnich dekad zaprogramować. Za opus magnum inżynierii społecznej należałoby uznać wspomniany konsumpcjonizm, którego wpojenie nam zajęło kilkadziesiąt lat, ale właśnie osiągnął szczytowy moment. Dobrnęliśmy do konieczności zaspokajania pragnień, które nie istnieją poza zbiorową świadomością pewnych grup. Mimo to ich realizację często przedkładamy ponad rzeczywiste i niezbędne do egzystencji potrzeby. Doskonale się spisaliśmy – test, na nasze nieszczęście, zdany. Pora na kolejny krok.

Witajcie w domu Wielkiego Puchatka

Xi Jinping, Dyktatura, SI, Reżim
Wizerunek Puchatka jest elementem memicznej kontrofensywy narodu wobec władz Chińskiej Republiki Ludowej

Gdy mowa o inwigilacji czy wręcz kontroli obywateli, pierwsze myśli to “Rok 1984” Orwella bądź obecna sytuacja w Chinach. Mimo że gospodarczo otwarty, społecznie kraj ten pozostaje w stanie głębokiego komunizmu. Partia rządzi twardą ręką, dysponując najważniejszymi narzędziami władzy – propagandą i zasobami naukowo-technologicznymi. Nic więc dziwnego, że to właśnie w tym kraju na szeroką skale prowadzone są badania nad systemami SI do kontroli obywateli. Choć wiele z powtarzanych przykładów to wciąż mity, chińskie władze nawet nie udają, o co rzeczywiście chodzi. Kolejną cegiełkę dołożono niedawno.

Jak to zwykle bywa – informacja niedługo po pojawieniu się została usunięta przez cenzorów. W internecie, nawet chińskim, nic jednak nie ginie. I tak oto w przededniu obchodów Święta Chińskiej Partii Komunistycznej (1 lipca to rocznica jej powstania) naukowcy z ośrodka badawczego w Hefei pochwalili się swoim najnowszym programem opartym o SI. Algorytm miałby służyć... wzmacnianiu roli partii, a więc sprawdzać, kto rzeczywiście ją wspiera, a kto robi to z przymusu.

Według Radia Free Asia, które przekolportowało tę informację poza granice kraju, system w obecnym stanie wymaga bezpośredniego badania. Chodzi o wychwytywanie mimiki, ale też odczytów EEG czy przewodnictwa skóry podczas pochłaniania treści ideologicznych. Mamy więc coś na zasadzie udoskonalonego wykrywacza kłamstw, który sprawdza, czy jedyna słuszna ideologia jest przez badanego w odpowiedni sposób przyswajana. To jednak zaledwie prototyp, którego finalna wersja mogłaby wesprzeć już funkcjonujący w Chinach system oceny obywateli.

SI może więc pomóc w codziennych sprawach lub podpisać na nas wyrok śmierci

Oczywiście możemy się łudzić, że nasze – czytaj: zachodnie, cywilizowane – rządy nigdy nie skorzystałyby z tego typu rozwiązań. Władza może natomiast odżegnywać się od czci i wiary, lecz w obliczu możliwości, skrzętnie taki system wykorzysta. Bez względu na długość geograficzną, w której żyjemy. Ot, choćby opracowywane właśnie na Uniwersytecie Chicagowskim SI do... przewidywania przyszłych przestępstw. Bardzo możliwe, że po dopracowaniu swojego SI także Chiny ochoczo udostępnią (oczywiście za sowitą opłatą) algorytm zachodnim państwom.

Tu jednak wracamy do początku, nieprzypadkowo bowiem przeplatam tematy SI i konsumpcjonizmu. Oba te wątki łączy więź silniejsza, niż mogłoby się wydawać. Oba też prowadzą nas do jednego punktu – przyszłego centrum świata – Chin. Być może przesadzam (uwierzcie, że chciałbym), lecz to właśnie w Państwie Środka powinniśmy upatrywać naszych lęków i nadziei na przyszłość. Jest to rzecz przerażająca, ale sami stworzyliśmy tego giganta. Skutkiem ubocznym konsumpcjonizmu jest bowiem rozkwit chińskiej gospodarki i miejsce na politycznej mapie świata, w którym obecnie ChRL się znajduje.

Zachodni styl życia determinowany przez konsumpcjonizm nie mógłby rozwinąć się do tego stopnia, gdyby nie tania produkcja dóbr na Wschodzie. Skorzystała cała grupa państw, tak zwanych azjatyckich tygrysów, ale przede wszystkim właśnie Chiny. Próba udowodnienia swojej wyższości sprawiła, że po dekadach pompowania chińskiej gospodarki to Zachód klęka przed – na razie spokojnym, choć lekko nieobliczalnym – goliatem. Nie trzeba już nawet ożywiać terakotowej armii, by przejąć władzę nad światem. Wystarczy zatrząść globalnym systemem gospodarczym, działającym niczym naczynia połączone.

Chiny nie muszą nas niszczyć, SI – na razie – nie może

Asia Times, Propaganda, Chiny
Grafika propagandowa pokazująca, gdzie obecnie koncentruje się uwaga chińskich władz, fot. Asia Times

Odrobinę pozytywnego myślenia może wywoływać fakt, że SI, choć stale rozwijana, wciąż daleka jest od najczarniejszych scenariuszy. Wiecie, tych rodem z “Terminatora”. Dziś to niezdolne do samoświadomości algorytmy, które służą swoim twórcom, nie mając bezpośredniego wpływu na człowieka. Nawet jeśli systemy kontroli obywateli zostaną w pełni zautomatyzowane, SI nie pozostanie bezbłędna i niemożliwa do oszukania. Wciąż jednak wiele zależy od nas, bo to my dajemy jej pożywkę – olbrzymie ilości danych, którymi karmione są uczone maszynowo algorytmy.

Zdecydowanie więcej niewiadomych pozostawia postawa Chin. Kraj ten, choć w sposób zawoalowany, w obliczu jednego z najgłośniejszych konfliktów zbrojnych ostatnich dziesięcioleci mimo wszystko wybrał ciemną stronę. Bezstronność przy jednoczesnym cichym wsparciu Rosji wiele mówi o władzach Partii. I wcale nie musi mówić źle. Tu bowiem wychodzi słynny chiński pragmatyzm, który miał olbrzymi udział w wykorzystaniu przez ten kraj szansy, jaką dał mu Zachód.

Chiny naprawdę marzą o roli światowego lidera. Na razie nikczemne oblicze pokazują głównie w polityce wewnętrznej, na zewnątrz kreując się na nowoczesne, myślące o przyszłości mocarstwo. Nic więc dziwnego, że w ciągu najbliższych kilkudziesięciu, a może nawet kilkunastu lat zamierzają zmienić się z największego truciciela w najbardziej zielone państwo świata. Nieustannie patrzą też w gwiazdy – do 2045 roku chcą stać się kosmicznym supermocarstwem. Niczym w szachowej rozgrywce ChRL postawiła Zachód w szachu. Wiele może, nic nie musi – ale chce, by podkreślić swoją dominację. Może się jednak okazać, że napędzane przez SI systemy inwigilacji i oceny obywateli to obecnie najmniejsze zagrożenie z ich strony.


Zdjęcie u góry strony: Brian Merrill/Pixabay

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.