Każdy gigant jakoś zaczynał, jednak z czasem przychodzi też moment, gdy trzeba zrezygnować z oferowania usługi, która przyczyniła się do zbudowania jego potęgi. Nie inaczej jest z Netflixem, który po dwudziestu pięciu latach wycofuje z oferty model dystrybucji, który przyniósł im sławę i pieniądze na stworzenie platformy streamingowej. Nie wszyscy wiedzą, jak to się w ogóle zaczęło.
Netflix jest dzisiaj uosobieniem serwisu streamingowego. Na całym świecie posiada około dwustu trzydziestu pięciu milionów subskrypcji, co czyni go numerem jeden na świecie. Ogromna biblioteka tytułów na licencji, ale też produkcji własnej. Nie wszyscy jednak wiedzą, jak zaczynał gigant w branży VOD i że właśnie wycofuje on z oferty usługę, od której zaczynał swoją działalność.
Swoją działalność przedsiębiorstwo rozpoczęło w 1997 roku w Kalifornii jako wypożyczalnia DVD za pośrednictwem poczty. Dopiero po dziesięciu latach, w 2007 roku, rozpoczęło natomiast działalność, jaką znamy dzisiaj, a więc w formie serwisu streamingowego. We wspomnieniach dotyczących początków firmy można znaleźć choćby ciekawostkę o tym, że pierwszym wypożyczonym filmem był “Sok z żuka” w reżyserii Tima Burtona.
W 2007 roku obecny gigant pochwalił się wysłaniem już miliarda płyt

To właśnie wtedy Netflix postanowił ruszyć na podbój rynku VOD, jednocześnie nadal realizując w USA usługę wysyłkowego wypożyczania płyt. Przez pierwsze lata aplikacja była bowiem blokowana w wielu krajach, a produkcje własne początkowo jedynie licencjonowano innym nadawcom w poszczególnych krajach. Pierwszą produkcją własną platformy był rozpoczęty w 2012 roku serial “Lilyhammer”.
Gwiazdą była jedna z postaci znanych wcześniej z serialu HBO “Rodzina Soprano”. Szybko okazało się, że to model, którym producenci będą chcieli przyciągnąć widza. Znane nazwiska i twarze. Już rok później miała miejsce premiera jednego z największych hitów w historii platformy, czyli “House of Cards”. W obsadzie przede wszystkim Kevin Spacey, ale też Robin Wright i Kate Mara, za kamerą zasiedli natomiast m.in. David Fincher czy Agnieszka Holland. Serial przez kilka lat przyciągał miliony widzów i bił wiele rekordów.
“House of Cards”, “Narcos”, “Orange is the New Black”, czyli Netflix w prime
Co ciekawe, to właśnie z serialem “House of Cards” związany był problem licencjonowania platformie nc+, przez co początkowo nie było go w ofercie polskiej wersji platformy. Netflix wymyślił też wykupywanie praw do produkcji popularnych w poszczególnych krajach i kontynuowania ich realizacji. Tak było chociażby ze “Domem z papieru” czy do dzisiaj realizowanym “Black Mirror”.
Współpraca z poszczególnymi krajami umożliwiła też realizację lokalnych produkcji. Takie filmy i seriale często zdobywały najpierw popularność w kraju, z którego się wywodzą, ale też stawały regionalnymi, a nawet ogólnoświatowymi hitami. Jednym z najważniejszych momentów dla platformy było natomiast wejście do walki o Oscary. Chociaż niejedno z takich podejść, mimo ogromnych nakładów, okazało się nieudane, to były one niezwykle ważne.
Seriale, ale też filmy

Najdotkliwszą jak dotąd porażką był bez wątpienia “Irlandczyk”. Netflix umożliwił Martinowi Scorsesemu zrealizowanie odkładanej od lat historii gangsterskiej Franka Sheerana. Film, który opowiadał o przyjaźni Sheerana z Jimmym Hoffą, wymagał gigantycznych nakładów ze względu na konieczność odmłodzenia aktorów specjalnymi kamerami i efektami specjalnymi, a bez korzystania z CGI. Budżet wynosił sto pięćdziesiąt dziewięć milionów dolarów, jednak ani rozmach, ani sama – nietypowa jak na współczesne standardy – produkcja nie zostały docenione podczas najważniejszych gal sezonu. Jednocześnie popularne stało się wówczas powiedzenie, że “Netflix zaczynał od wypożyczania filmów Scorsesego, a skończył, produkując jego film”.
Wróćmy jednak do korzeni. Wypożyczanie DVD przez pocztę w 2021 roku stanowiło ok. 0,6% przychodów Netflixa. Korporacja już wówczas tłumaczyła, że ten rynek się stale kurczy i ostatecznie po dwudziestu pięciu latach pakowane są ostatnie tego rodzaju przesyłki, by ostatecznie usługę zakończyć. To bez wątpienia spore wydarzenie przede wszystkim w USA. U nas oferta wysyłkowa nigdy nie była dostępna, jednak tam przez lata kojarzono Netflixa właśnie z nią.
Dziś Netflix zdecydowanie przewyższa konkurencję właśnie w produkcjach lokalnych – ich liczbie, często także jakości, ale też pod względem ogólnej liczby produkcji własnych, jakie regularnie uzupełniają bibliotekę giganta. Udało im się nawet zrealizować odcinek interaktywny “Black Mirror”. Na razie jednak nie zdecydowano się na kontynuowanie takiego eksperymentu. Dla serwisów streamingowych wciąż trwają lata tłuste, ale, jak wspominaliśmy, ich wysyp może doprowadzić do rozproszenia się subskrypcji wśród klientów. Na szczęście dla Netflixa użytkownicy bardzo często decydują się rezygnować z innych platform. Czy wkrótce może czekać nas jakaś kolejna rewolucja w oglądaniu? Chyba nie, ale przy zasobach giganta z Kalifornii niewykluczone, że znowu to oni będą odpowiadali za innowacje.