News will be here
Rzym w czasach zarazy

Podobno pierwszy raz od wielu dziesięcioleci można było podejść do Fontanny di Trevi bez większych problemów, usiąść i zrobić selfie tylko tête-à-tête z zabytkiem. Pustawe stopnie Schodów Hiszpańskich czekały z wytęsknieniem na obsiadający je tłum, kolejek do Koloseum nie było wcale, a na dosłownie kilka dni przed przyjazdem udało mi się dostać bilety do Muzeum Watykańskiego, naprawdę! Tak, w tym roku w sierpniu Rzym odpoczywał od tłumów, co nie znaczy jednak, że był miastem wyludnionym. Mówiąc najkrócej – teraz turystów jest dokładnie tylu, że zwiedzanie tego fascynującego miasta jest po prostu bardzo przyjemne.

Większość europejczyków została w swoich krajach

Schody Hiszpańskie, Rzym, Rafał Turowski
Schody Hiszpańskie, fot. Rafał Turowski

Na wyjazd za granicę zdecydowało się – jak wynika z badań – zaledwie 10% Polaków i to właśnie język polski był najbardziej słyszalny na rozgrzanych rzymskich brukach. Wybór Włoch wydawał się rozsądny – nawet po wiosennej koronawirusowej katastrofie. Teraz wskaźniki epidemiczne w tym kraju są jednymi z najniższych na kontynencie. Mocno doświadczeni Włosi naprawdę serio podchodzą do maseczek. Noszą je wszędzie, gdzie to konieczne, delikatnie i z uśmiechem zwracając także uwagę tym, którzy o zakrywaniu ust i nosa zapomnieli.

Ergo – ponieważ turyści nie dopisali, powstała w Rzymie nadpodaż miejsc noclegowych. Zwykle hotele uznawane za najlepsze, najtańsze czy też oferujące najlepszy stosunek ceny do jakości, rezerwowano na wiele miesięcy naprzód. W lipcu i sierpniu były po brzegi wypełnione. Ja mieszkałem w okolicach dworca Termini (tak, okolica istotnie podejrzana, ale to samo centrum), wokół którego w kamienicach mieszczą się dziesiątki pensjonatów. Albo mieściły, bo duża część z nich była po prostu nieczynna. Pozostałe hotele, hostele i schroniska dawały natomiast niespotykane zupełnie rabaty! Można było znaleźć w popularnym serwisie rezerwacyjnym pokój z łazienką za 25 euro za dobę – to się tutaj naprawdę nie zdarzało. I właściwie tylko na noclegu można było zaoszczędzić z okazji epidemii, ceny w knajpach nie spadły – bo i dlaczego miałyby, prawda?

Rzym jak żadne inne miasto obrazuje efekt cappuccino

Koloseum, Rzym, Rafał Turowski
Koloseum, fot. Rafał Turowski

Lunch w knajpce na Zatybrzu od 10 euro za osobę, w centrum – od 20. Najtaniej u Bengalczyka bądź Hindusa koło Termini (karmią smacznie, obficie i niedrogo). Kawa (prawdziwa włoska kawa, wiecie, ta z reklamy) zawsze kosztująca we Włoszech 1 euro, tyle kosztuje tylko tam, gdzie pijają ją miejscowi. W okolicach Campo de' Fiori, Fontanny i wszędzie tam, gdzie są turyści, płaci co najmniej o połowę więcej. Do tego zawsze trzeba dopłacić za nakrycie, czyli copertę, jakieś 2 euro.

Tak, wiem, że piszę o małych kwotach, może nieznaczących, ale jest coś takiego, co się nazywa efektem cappuccino. Niewielkie a częste wydatki generują w sumie znaczne kwoty, mówiąc oczywiście w pewnym uproszczeniu. A w Rzymie tych okazji do małych wydatków jest co niemiara. Na przykład bilety na komunikację miejską – 1,5 euro i brak rozsądnych, tzn. opłacalnych propozycji biletów wieloprzejazdowych. Poza tym warto w napotkanym automacie tych biletów kupić na zapas. W pojazdach możliwości kupna nie ma, a nie w każdym kiosku je sprzedają. Na gapę jechać oczywiście i wstyd, i drogo jak złapią.

Bazylika św. Piotra, Watykan, Rafał Turowski
Bazylika św. Piotra, fot. Rafał Turowski

Nie będę dziś pisać o zabytkach. Kto będzie chciał, ten sobie Rzym pozwiedza; a kto nie, odbędzie włóczęgę po tamtejszych zakamarkach bądź sklepach – i to także będzie piękny czas. Ja na przykład, napatrzywszy się przez kilka dni na wielkie piękno, spędziłem dla strawienia doznań cały dzień na Lido w stanie błogiej bezczynności (dolce far niente – mówią tam na to). A następnie, wypożyczonym w bardzo atrakcyjnej cenie fiacikiem, ruszyłem do Toskanii, gdzie ani nie pusto, ani tanio, ale idyllicznie pięknie. Wkrótce napiszę o tym więcej.

News will be here