News will be here
Nie zobaczyć Sieny to gorzej niż zbrodnia – to błąd

Ten tekst jest kontynuacją ubiegłotygodniowego "Do Florencji (i z powrotem)"

Ładny, kilkuwersowy akapit musiałem z tego miejsca wyciąć, gdyż naczelny słusznie zarzuciłby mi daleko idącą egzaltację. Napiszę więc krótko, choć wiem, że to opinia dalece kontrowersyjna: jeśli byłoby trzeba znaleźć jeden tylko powód, dla którego odwiedza się Włochy, byłaby to właśnie Siena. Ciekawe, że z Rzymem nie nawiązałem duchowej łączności, a do Sieny potrzebuję wrócić – i to szybko. Jest tam coś dobrego, czego nie umiem nazwać, a czego mi brak. Genius loci? Wilczyca, którą widzicie na zdjęciu, karmi oczywiście Romulusa i Remusa, założycieli Rzymu. Według legendy synowie tego drugiego – Senio i Aschio – uciekając przed złym stryjkiem w góry, założyli Sienę. Mówiąc natomiast w pewnym skrócie: chodzimy po brukach miasta powstałego w V wieku.

Z Piazza del Campo nie chce się wychodzić

Wilczyca z Sieny, Rafał Turowski
Legendarna rzymska Wilczyca, z którą Siena jest równie mocno związana, fot. Rafał Turowski

Plac w kształcie muszli (niektórzy barbarzyńcy mówią o kawałku pizzy) jest w całości wyłożony czerwoną cegłą, choć właściwie jej kolor... tak! To sjena, palona zresztą. W bazylice mamy rzeźby Michała Anioła, w Św. Dominiku z XIII wieku relikwie Św. Katarzyny. Z kolei w budynku dawnego ratusza (rok budowy 1310) mieści się Museo Civico – koniecznie do zobaczenia. Zresztą, każdy sobie obejrzy zabytki, jakie będzie chciał, trudno bowiem znaleźć w Sienie budynek, który zabytkiem nie jest. Cóż, przenosimy się przecież do bogatego, średniowiecznego miasta, dla którego historia była łaskawa i zostawiła je właściwie nietknięte.

Piazza del Campo, Siena, Rafał Turowski
Piazza del Campo w Sienie, fot. Rafał Turowski

Jak już wspomniałem w poprzednim tekście – najwięcej turystów przyjeżdża do Sieny na Palio. Punktem kulminacyjnym tego festynu jest krótka, ale niesłychanie efektowna gonitwa konna wokół Campo. Zawodnicy reprezentują wszystkie dzielnice miasta (17), które mają własne herby, flagi, barwy, stroje, wszystko to jest bardzo kolorowe. Co istotne – ten wyścig traktowany jest przez mieszkańców najzupełniej serio, także dlatego, że przyjmuje się wówczas zakłady na poważne zupełnie pieniądze. To święto miasta odbywa się dwukrotnie, 2 lipca i 16 sierpnia, więc jeśli mielibyście chęć w nim uczestniczyć, o rezerwowaniu noclegu pomyślałbym już teraz.

Nie o każdym mieście Dante napisał w "Boskiej Komedii"

Monteriggioni, Rafał Turowski
Zwiedzanie Monteriggioni, fot. Rafał Turowski

W drodze powrotnej do Florencji mijamy miasteczko, no właśnie – łatwe do ominięcia, a w którym się prawdopodobnie zakochacie – Monteriggioni. Powstało w XIII wieku i tak stoi sobie do dziś. Mieszkają tam sobie ludzie w tych mających kilkaset lat domkach, są jakieś sklepiki z pamiątkami, ze dwie pizzerie. Niby nic takiego, ale nie o każdym mieście Dante napisał w "Boskiej Komedii", a o Monteriggioni – tak. Zostawiamy auto na dużym parkingu pod murami i spędzamy tam niezapomnianą godzinkę. Dalej mamy San Gimignano, toskański Manhattan – jak się o tym mieście mawia za sprawą czterech ponadpięćdziesięciometrowych wież ukończonych na początku XIV wieku. Powstały – cóż – z próżności, żeby podkreślić zamożność miasta w tamtych czasach (dorobiło się m.in. na szafranie, krokusy uprawiane są tu do dziś).

San Gimignano, Rafał Turowski
Widok na San Gimignano, fot. Rafał Turowski

Poza tym San Gimignano to jedno z najlepiej zachowanych średniowiecznych włoskich miast – jest zatem niesłychanie fotogeniczne (i nieprawdopodobnie zatłoczone). Leżąc mniej więcej w środku drogi między Sieną a Florencją, stanowi cel jednodniowych wycieczek. Pustoszeje tylko wczesnym rankiem, wieczorami i zimą. Powiedzmy sobie jednak szczerze – dzięki temu najazdowi turystów San Gimignano jest po prostu bogate. Są parkingi (tylko tam można zostawić auto), a jeśli znajdziecie na którymś z nich miejsce w sezonie – natychmiast zagrajcie w totolotka.

I wracamy do Florencji – jest czas na spacer oraz zwiedzanie najsłynniejszych włoskich muzeów. Do Uffizi biletów co prawda brak, ale Galleria dell'Accademia stoi otworem, więc poznaliśmy się z Dawidem osobiście (za jedyne 8 euro). For something different – jak mawiają Anglicy – jakieś trzydzieści kilometrów od miasta znajdziecie Mall Firenze – outlet z najbardziej prestiżowymi markami świata. Po dwóch zaledwie godzinach spędzonych w tym miejscu moja karta kredytowa rozpłakała się rzewnymi łzami i nie mogę jej uspokoić do dziś.

News will be here