Volcano Boarding nazywany też Volcano Surfingiem to, jak sama nazwa wskazuje, zjazd na desce ze wzgórza wulkanu pokrytego popiołem i żużlem. Nie jest to jednak żużel, jaki kojarzymy z torów wyścigowych. To żużel wulkaniczny, czyli kawałki zastygniętej lawy o ostrych krawędziach – nieraz wielkości ludzkiej głowy.
Volcano Boarding krok po kroku

W największym skrócie można ten sport porównać do ekstremalnej jazdy na sankach. Śmiałkowie, którzy chcą go zakosztować, zakładają specjalny kombinezon i gogle na oczy, aby zminimalizować ewentualne otarcia naskórka i nie stracić widoczności przez popiół. Każdy dostaje też deskę, najczęściej drewnianą, przypominającą dziecięce sanki z uchwytem do trzymania rąk. Po wspięciu się na zbocze wulkanu siadasz na desce i z lekko ugiętymi nogami oraz odchylonymi do tyłu plecami ruszasz w dół. Nie ma żadnego zabezpieczenia. Musisz mocno trzymać deskę i cały czas kontrolować balans ciężarem ciała. Bardzo ważne jest tu ułożenie stóp – jeden zły manewr może skutkować złamaniem kostki. Zjeżdża się w pojedynkę, więc każdy sam jest odpowiedzialny za własne zdrowie.
Kontuzje w tym sporcie są na porządku dziennym
Kombinezon i gogle pomagają, ale nie chronią w pełni przed siniakami czy zadrapaniami. Pechowi śmiałkowie często łamią też nogi, jeśli zapomną o ich ułożeniu na desce lub zaliczą wywrotkę. Ponieważ podczas zjazdu po stromym zboczu szybko nabiera się tempa, utrata balansu i kontroli nad deską możesz skutkować też zderzeniem z większymi kawałkami zastygłej lawy. Między innymi dlatego Volcano Boarding zapewnia intensywne doznania porównywalne ze skokiem ze spadochronem, choć zjazd trwa zaledwie około półtorej minuty.

Miejscem słynącym z Volcano Boardingu jest wulkan Cerro Negro koło León w zachodniej Nikaragui. Miasto to jest najpopularniejszą bazą wypadową dla śmiałków. Chętnych do zjazdu ze zbocza wulkanu grupuje się i wiezie w jego okolice na pace furgonetki, co dodaje wyprawie klimatu. Adrenalina skacze też na myśl, Cerro Negro jest wciąż aktywny, a ostatnia erupcja miała miejsce w 1999 roku. Sport ten można również uprawiać na leżącej na Ocenie Spokojnym wyspie Tanna, należącej do Republice Vanuatu. Tamtejsza odmiana Volcano Boardingu jest jeszcze bardziej niebezpieczna, ponieważ Mount Yasur praktycznie codziennie wyrzuca z siebie wulkaniczne pyły i gazy.
Największe światowe media podróżnicze szybko zainteresowały się tym sportem. Materiały o Volcano Boardingu jako pierwszy promował National Geographic Channel. To ich dziennikarza, Zoltana Istvana, uważa się za twórcę tej dyscypliny. Niedługo potem stacja CNN umieściła Volcano Boarding na 2. miejscu w rankingu 50 ekscytujących rzeczy, które trzeba zrobić przed śmiercią. Z kolei "The New York Times" poświęcił Volcano Boardingowi cały artykuł.
Co ciekawe, by uprawiać Volcano Boarding, nie trzeba mieć żadnego kursu ani certyfikatu. Przed startem wycieczki organizator udziela grupie szybkiej instrukcji, jak kontrolować prędkość jazdy. To wszystko. Nie ma czasu na zastanowienie, gdy się stoi na szczycie wulkanu. To sport dla każdego, kto ma odwagę. Stojąc na górze Cerro Negro, byłam przerażona, ale uczucie szczęścia i potężna dawka adrenaliny we krwi po zjeździe były tego warte.
