News will be here
Fenomen sfingowanej satyry "Squid Game"

Wielomilionowa widownia, tysiące memów, setki pozytywnych recenzji – naprawdę bardzo łatwo zmierzyć sukces serialu "Squid Game". Warto jednak przyjrzeć się także trochę innej kwestii. Zająć się nie skutkami komercyjnego zwycięstwa, a przyczynami owego triumfu. Najistotniejszym składnikiem jest tu motyw Wielkiej Gry. Główny bohater (żyjący od pierwszego do pierwszego) bierze udział w turnieju o najwyższą stawkę – wielką nagrodę pieniężną oraz swoje życie.

Ofiara współczesnego krajobrazu ekonomicznego

Twórca wykorzystuje odwieczną koncepcję ("Czyż nie dobija się koni?", "Uciekinier", "Battle Royale", "Igrzyska śmierci") po to, by lepiej sprzedać antykapitalistyczną ideę morderczej rywalizacji. To powszechny zabieg, charakterystyczny dla nowoczesnej kultury masowej. Nonkonformistyczne hasła oblepione konformistyczną formą. Antykapitalistyczna wiadomość eksportowana jako kapitalistyczny produkt.

Brutalne współzawodnictwo jest celną metaforą okrucieństwa neoliberalnych przypowieści o byciu kowalem własnego losu i przetrwaniu najsilniejszego. W tym pomyśle czai się jednak marketingowa pułapka zastawiona na odbiorcę. Formuła gry zakłada pewnego rodzaju umowność, niezależnie od jej stopnia okrucieństwa. Wkłada wszelkie zmagania protagonistów w infantylny, meczowy kontekst. Serial co prawda przystępuje do krytyki niemoralności Kapitału, ale konstruuje przy tym widowiskową fantazję odejmującą argumentom ich ciężar.

Pod powłoką ostrej satyry społecznej ukrywa się bardziej koniunkturalny przekaz

Soundtrack ozdabiający serię

"Squid Game" sugeruje, że dominacja Potężnego Status Quo została powszechnie zaakceptowana, a wszelkie kontrargumenty straciły swoją siłę rażenia. Poważny antykapitalistyczny dyskurs jawi się więc jako tragikomiczne przedsięwzięcie. Jedyne co po nim pozostało to iluzja obywatelskiej autonomii pielęgnowana przez garstkę aktywistów i autorów memów o opodatkowaniu bogatych.

W tej sytuacji ostatnią opcją wejścia w jakąkolwiek dyskusję z racją kapitalistycznej maszyny jest przeobrażenie w karykaturę postulatu antysystemowego. Tak oto dzieło zdobywa globalny zasięg. Dociera do widza, równocześnie nie robiąc krzywdy Niewidzialnej Ręce Rynku.

Gdy nabijamy się z kultury wyzysku, chcąc nie chcąc metodycznie ją ocieplamy. Wszyscy żyjemy w rzeczywistości zdefiniowanej przez felietonistów przykrywających swój centryzm ironią, polityków zasłaniających fetysz stagnacji szerokim uśmiechem i wyborców wycierających łzy żartami o głosach na mniejsze zło. Ironia przestała być  narzędziem partyzanckim, a stała się oznaką kapitulacji. Ogromny komercyjny sukces "Squid Game" nie jest więc żadnym zaskoczeniem.

Polityczna debata jako skecz to forma, która umacnia neoliberalny monopol na rzeczywistość

Youtuberski szał związany z serialem

To, że akurat ten projekt krytykujący system masowej eksploatacji stał się atrakcyjnym masowym produktem, nie jest przypadkiem. Jego ostrze satyry wymierzone w korpus kapitalistycznego monstrum przypomina raczej pinezkę, która lekko łaskocze cielsko potwora. Gdy najwyższy amerykański urząd piastował Donald Trump stałym punktem programu "Saturday Night Live" były scenki parodiujące jego wulgarne manieryzmy. Odtwarzający trumpowską farsę Alec Baldwin biegał po scenie w idiotycznej peruce i wypowiadał najbardziej absurdalnie seksistowskie i ksenofobiczne hasła.

Jego występy były bardzo zabawne, ale nie z powodu kąśliwości liberalnego stand-upowego dowcipu. Komiczna była satysfakcja, którą tętniło studio popularnego programu tuż po odegraniu kolejnej scenki. Ta sytuacja rzeczywiście zasługiwała na salwy śmiechu publiczności – aktor rozkoszujący się szpilą wbijaną w establishment nie miał pojęcia o tym, że naprawia ówczesnemu prezydentowi wizerunek. Robiąc sobie z niego żarty, dawał mu za darmo nową, ludzką twarz.

Autor "Squid Game" powtarza ten akt, być może nawet bardziej świadomie. Wysoka oglądalność serii dorabia Kapitałowi to samo, słodko nieporadne ludzkie oblicze. Kusi więc, by stwierdzić, że nazywanie tego serialu społeczno-polityczną satyrą jest sporym nadużyciem. W realiach systemu traktującego ironię jak mechanizm adaptacyjny, estetyka przerysowania nie jest bowiem pełnokrwistą krytyką, a jedynie nieznaczną, niewinną igraszką.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here