Kadr z filmu "Neon Demon" (reż. Nicolas Winding Refn, 2016), fot. Broad Green Pictures

Świat mody jest niezwykle intrygującą, pulsującą skrajnościami przestrzenią kreatywności. Nic więc dziwnego, że przez lata inspirował zarówno znakomitych filmowców, jak i wybitnych myślicieli. Składników tworzących modową rzeczywistość jest tak wiele, że zadanie przeanalizowania ich wszystkich wydaje się projektem, który mógłby ukraść nawet kilka dekad.

Jak jednak wybrać odpowiedni wyimek z kulturowego bogactwa, którego dyskursywny potencjał jawi się jako przytłaczająca nieskończoność? Prawdopodobnie należałoby przyjrzeć się elementowi, który najbardziej wyraziście odzwierciedla samopoczucie współczesności. Świat mody natomiast uczynił takim elementem twarze supermodelek i supermodeli. Naznaczone nieobecnym spojrzeniem oblicza ukazujące przede wszystkim dobrze znaną teraźniejszości konsternację podmiotu wchodzącego w skórę przedmiotu i przedmiotu wchodzącego w skórę podmiotu.

Ciekawe spojrzenie na ten temat odnajdziemy choćby w twórczości Brunona Schulza. Istotna lekcja płynąca z jego prozy kryje się pod powierzchownością figury manekina. Autor “Sklepów cynamonowych” obsesyjnie powracał bowiem do archetypu syntetycznej sylwetki, za każdym razem utrwalając w głowie czytelnika ten sam, poruszający obraz dehumanizacji.

Schulzowskie manekiny są owocem żądzy infekującej ludzką wyobraźnię

Urzeczywistniają obsesję człowieka na punkcie produkowanych przez niego przedmiotów. Ludzkość widziana oczyma tego twórcy organizuje się społecznie, kulturowo, a nawet metafizycznie poprzez posiadane przez nią rzeczy. Jest w pierwszej kolejności maszyną konsumującą, a dopiero później ciałem i duchem. Ponieważ jednostka buduje swoją tożsamość na podstawie własności, zachodzi w niej osobowościowa transformacja. Scala się fizycznie i psychicznie z dobrami określającymi jej indywidualność. Przeobraża się więc w manekina – uprzedmiotowioną reinterpretację człowieka. Ten sam raport o kondycji współczesnej ludzkości przekazuje nam fizjonomia bohaterów wybiegów.

Poczucie odczłowieczenia jest niemalże automatycznie wpisane w ich codzienność. Podczas pokazów, podążając w kierunku widowni i kąpiąc się w słodyczy fleszy, eksterminują własną naturę. Ich wzrok rozmywa się w bliżej nieokreślonej oddali, usta są zamknięte w kagańcu powściągliwości, a machinalny chód represjonuje jakąkolwiek możliwość niedoskonałej spontaniczności. Supermodelki i supermodele spełniają sen podmiotu o staniu się przedmiotem. Niczym Schulzowskie manekiny, choć wciąż pozostają w humanoidalnym kostiumie, to jednak esencjonalnie pełnią funkcję przedmiotu. Są narzędziami w rękach projektantów, a także obiektami wyprodukowanymi przez świat mody w celu wizualnego zaspokojenia widowni.

Mężczyźni wolą martwe blondynki

Feministyczna dziennikarka Joan Smith w swojej słynnej kolekcji esejów “Misogynies” zawarła tekst “Mężczyźni wolą martwe blondynki”. Opublikowany w polskim przekładzie (na łamach magazynu literackiego “Brulion”) artykuł o życiu i śmierci Marylin Monroe dotyka właściwie tej samej kwestii, z którą przed laty mierzył się Bruno Schulz. Brytyjka kreśli w nim portret Normy Jeane Mortenson – kobiety (podmiotu), która w pewnym momencie przeistacza się w Marilyn (przedmiot), czyli hollywoodzki obiekt męskiego pożądania.

Według Smith przeobrażenie ikonicznej aktorki jest fizyczno-psychiczną transformacją absolutną, wykraczającą poza wizerunek sceniczny i rzutującą również na życie osobiste. Ulubiona blondynka Andy’ego Warhola spełniała bowiem powszechnie pożądaną, podwójną rolę pani-niewolniczki, dominującej-uległej. Zarówno na co dzień, jak i na ekranie uwodziła cały świat, hipnotyzowała swoim infantylnym wdziękiem dziewczyny z sąsiedztwa. Świadomie sprzedawała własną atrakcyjność i była w stanie skolonizować zbiorową wyobraźnię lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Z drugiej strony, w pełni oddawała swoją cielesność i mentalność innym. Umyślnie pełniła funkcję produktu do spożycia.

To dualizm, który można dostrzec w ideologii stojącej za każdym nabywanym towarem. Produkt podbija zmysły konsumenta, gdyż równocześnie charakteryzuje się dominacją i posłuszeństwem. Potrafi przecież zupełnie zawładnąć pragnieniami potencjalnego klienta, nawet nie tyle je spełniając, ile zaszczepiając mu nowe, dotąd nieuświadomione żądze (“Nawet nie wiedziałeś/aś, że potrzebujesz naszego produktu”). Równolegle ów przedmiot wypełnia natomiast obietnicę absolutnej uległości. Zapewnia nas, że istnieje tylko po to, by ziszczać nasze najskrytsze marzenia (“The dream comes true” – głosi jedno z haseł reklamowych marki Honda).

Tendencję uwypuklaną przez świat mody można by określić mianem konsumpcjonistycznego posthumanizmu

Podążając za myślą Schulza, Smith oraz niezliczonych myślicieli kontemplujących mechanikę kapitalizmu, dochodzimy do obrazu dzisiejszego człowieka skrycie marzącego o codzienności zdefiniowanej przez rytm wybiegowej przechadzki. I nie chodzi tu wcale o trywialny apetyt na sławę czy oczywisty głód wielkiego pieniądza. Zarówno świat mody, branża rozrywkowa, jak i nasza codzienność rządzą się bowiem podobnymi prawami. Rozchwytywane postaci modelingu, Marilyn Monroe i my wszyscy podświadomie łakniemy autokreacji na miarę naszych czasów.

Parodiujemy Jungowską indywiduację (proces rozwoju psychicznego, który według słynnego psychoanalityka przynosi podmiotowi ostateczne, wręcz mistyczne spełnienie) i dążymy do manekinowego przepoczwarzenia się. Marzymy o fuzji z przedmiotami nadającymi naszemu życiu namiastkę sensu i niczym główny bohater cyberpunkowej groteski Shinyi Tsukamoto “Tetsuo: Człowiek z żelaza” łakniemy finalnego uprzedmiotowienia, docelowej dehumanizacji.

Zwiastun filmu “Tetsuo: Iron Man”

Sztuczność person modelek i modeli akcentuje charakterystyczny dla naszych czasów moment, gdy kulturowa oraz społeczna ważkość konsumpcji rozmywa granicę między wnętrzem (konsumentem) i zewnętrzem (produktem). Dochodzi wtedy do pewnego rodzaju autokanibalizmu – po włączeniu towarów w krwiobieg naszych osobowości, pożerając je, tym samym nieustannie pożeramy samych siebie. Dzieje się z nami to, co odbywa się na każdym catwalku. Padamy na kolana przed utowarowieniem naszego człowieczeństwa, lecz, chcąc zachować fasadę godności, pozorujemy kontrolę nad całą sytuacją.

Wszystkie te dywagacje powinny sprowokować odrzucenie automatycznie nasuwającego się pytania i zachęcić do zadania innego. Tak naprawdę nieistotne jest to, czy żywy produkt wybiegu rzeczywiście chce nim być. Warto natomiast spytać: “Dlaczego tego pragnie?” lub “Dlaczego wydaje mu się, że tego pragnie?”.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling