Gentryfikacja to słowo doskonale znane na Zachodzie, które dotychczas było u nas mało popularne, ale niebawem może na dobre zagościć w naszych słownikach. Polskie miasta coraz częściej zaczynają mieć z nią problem. Z czego wynika to zjawisko?
Na początku warto zatem wyjaśnić, czym jest gentryfikacja. Idąc za Wikipedią: oznacza zmianę charakteru części miasta. Gentryfikacja najczęściej dotyczy zmiany charakteru dzielnicy mieszkalnej, pierwotnie zamieszkanej przez szerokie spektrum lokatorów, w strefę zdominowaną przez mieszkańców o stosunkowo wysokim statusie materialnym.
Gdzie przede wszystkim możemy coś takiego zobaczyć?

W okolicach krakowskiego Starego Miasta i szeroko pojętego centrum. W warszawskim Śródmieściu czy we fragmentach Pragi-Północ, coś podobnego zaczyna się dziać również w tak zwanym Nowym Centrum Łodzi czy na poznańskiej Śródce. Najczęściej bezpośrednio wiąże się to ze wzrostem cen nieruchomości i czynszów. Po części dzieje się tak ze względu na dużą liczbę remontów i nowych inwestycji w danej części miasta, ale też atrakcyjne turystycznie położenie konkretnych lokalizacji.
Miasta nie są w stanie z tym walczyć lub też w żaden sposób interweniować, kiedy nie posiadają w tym rejonie lokali w swoim zarządzie. W takich sytuacjach rządzą bowiem deweloperzy i prywatni zarządcy. Jeśli natomiast miasto lokale posiada, może wpływać na ceny wynajmu, czynszu i innych opłat. To miasta wpływają wówczas na to, kto mieszka w danym rejonie – a raczej kto w nim nie mieszka. Wysokie ceny sprawiają, że wiele grup społecznych, które nie zarabiają na tyle dobrze, by się utrzymać, zmienia miejsce zamieszkania.
Miasta mają wyludnione centra – to również efekt gentryfikacji
Kazimierz czy Stare Miasto w Krakowie to rejony niemal całkowicie wyludnione, a przy tym niezmiernie drogie. Z kolei z danych stołecznego Urzędu Statystycznego za 2021 rok wynika, że w porównaniu z rokiem 2010 z warszawskiego Śródmieścia ubyło aż dwadzieścia dwa tysiące osób. Gentryfikacja powoduje zatem, że przybywa pustych mieszkań na najem krótkoterminowy (w posiadaniu firm lub bogatszej części społeczeństwa). To z kolei przekłada się na niższą jakość życia tych, którzy z tego rejonu miasta się nie wyprowadzają... Ale się wyprowadzą, jeżeli za ścianą w sezonie co chwilę będzie impreza.
Gdzie szukać rozwiązań?

Podstawową siłą samorządów jest to, że ciągle mają duży zasób nieruchomości, zwłaszcza lokali usługowych – mówił mi doktor Łukasz Drozda w rozmowie o warszawskim Śródmieściu. Wiele tych mieszkań niestety nie nadaje się do zamieszkania. Wymaga remontów, dużych nakładów. Nie ma jednak innej drogi, by miasta się nie rozlewały. PRL był pełen wad, ale socjologowie zwracają uwagę, że miszmasz mieszkania obok siebie inteligencji, klasy robotniczej – generalnie różnych grup społecznych, przyczynił się do wielu pozytywnych aspektów w rozwoju społeczeństwa. To także kolejny argument za rozbudowanymi zasobami nieruchomości miejskich.
W tym kontekście warto również przywołać ostatni tekst dotyczący Wiednia. Miasta z ogromnym, prawdopodobnie największym w Europie, takim zasobie. Samorządy muszą budować i remontować zasoby lokalowe, a rząd powinien udostępniać środki na umożliwienie im tego. W ten sposób stworzymy miasta zaludnione także w centrach i dzielnicach do centrum przyległych. Możemy zatem zatrzymać rozlewanie się miast, zmniejszać liczbę dojazdów; sprawić, by były różnorodne, a także wygodne do życia.