Rynek w Skierniewicach, fot. Piotr Kożurno/Wikimedia Commons

Nie ma znaczenia, czy weźmiemy pod lupę rynki, czy place, ani nawet to, czy skupimy się na małych, czy dużych miastach. Niemal na pewno w tych miejscach znajdziemy bowiem to samo: pustą, betonową przestrzeń pozbawioną zieleni. To musi się zmienić! Inaczej centra będą się wyludniać, a w trakcie ciepłych miesięcy życie w miastach stanie się uciążliwe.

Temat wraca jak bumerang niemal zawsze, gdy za oknami zaczyna się robić ciepło. Początek astronomicznej wiosny jest zatem idealnym momentem, by kolejny raz porozmawiać o największej bolączce polskich (i nie tylko) miast. Dlaczego reprezentacyjne punkty takie jak rynki czy place to niemal zawsze morza betonu? By znaleźć odpowiedź, prawdopodobnie musimy sięgnąć do powojennej historii Polski.

To w czasach PRL-u w architekturze zapanował socrealizm. Jak wyglądał? Spójrzmy na Plac Konstytucji w Warszawie jako idealny przykład. Wielka przestrzeń, gigantomania, beton, ogromnie dużo miejsca (nie wiadomo na co), ale prawie w ogóle zieleni. Wszystko musiało robić wrażenie wielkością i przestronnością. Tymczasem te same miejsca, zanim dotknęła je odbudowa w komunistycznej Polsce, były pełne zieleni.

Place na dobre zmieniły wówczas swój charakter

Place reprezentacyjne, Plac Zbawiciela w Warszawie, 1939
Drzewa i wewnętrzny zieleniec na Placu Zbawiciela przed 1939 rokiem, autor nieznany/domena publiczna

Place Teatralny czy Zbawiciela, a także Aleje Jerozolimskie przeszły metamorfozę. Na wzór radziecki zaczęto bowiem budować przeskalowane ulice z szerokimi jezdniami. Możemy też spojrzeć poza stolicę, choćby na to, jak w XIX wieku wyglądał rynek Chorzowa – wówczas Königshütte. W latach siedemdziesiątych XX wieku przeszedł on jednak poważną przebudowę. Części zabudowy usunięto, natomiast nad płytą rynku wzniesiono estakadę. W 2019 zakończono kolejną przebudowę i pojawiło się trochę zieleni, ale nadal dominują betonowe płyty.

Place, Königshütte (Chorzów), 1919, Muzeum Śląskie, digitalizacja, J. Mężyk
Zdjęcie rynku i ratusza w Königshütte (Chorzów) na pocztówce z 1919 roku, fot. Muzeum Śląskie (digitalizacja J. Mężyk)

Kończy się też przebudowa placu przed Kościołem pod wezwaniem Wniebowstąpienia Pańskiego na Ursynowie. Wygląda to jednak trochę jak w Chorzowie – niby pojawiła się zieleń, zasadzono drzewa, zmniejszono ilość betonu, ale w trakcie upałów nadal będzie trudno tam przebywać. Do przebudowy betonowej pustyni szykują się też władze Piaseczna – jednego z symbolicznych zabetonowanych rynków.

Place to symbole zmarnowanej szansy?

Podobny kurs chcą obrać też Skierniewice czy Łódź. Można się jednak zastanawiać, czy obecnie to nie za mało odważne działania. Byłyby dobre dziesięć czy dwadzieścia lat temu, kiedy betonowano te place. Teraz należałoby natomiast pójść jeszcze mocniej w zazielenienie tych terenów. W ostatnich latach, między innymi w Skierniewicach, przez suszę dochodziło do problemów z wodą. Gospodarka wodna jest bowiem jedną z roli zieleni w mieście.

Drzewa i krzewy zapewniają nawodnienie bardziej suchych okolic, podobnie jak trawniki, nawet w trakcie upałów. W cieniu jest także znacznie niższa temperatura odczuwalna. Rozpoczęły się też rządowe programy, coraz więcej grantów przyznaje się na powiększanie zbiorników lokalnych, na inwestycje związane ze zbiorem deszczówki (taki cel też zapisuje Warszawa w projekcie studium), ale przez najbliższe lata susze i upały mogą jeszcze nam doskwierać, zanim przystosujemy nasze miasta do zmian klimatycznych.

Park, plac albo zbiornik wodny – to się liczy

Parki, Place reprezentacyjne, Igor Ovsyannykov, Pixabay
Fot. Igor Ovsyannykov/Pixabay

Nie tylko zabetonowane place czy rynki są jednak naszym problemem. Ważne jest także tworzenie zieleni naturalnej – nie do końca uporządkowanej. Parki i zieleń miejska to jedno z miejsc, które stanowi dom dla wielu gatunków zwierząt: ptaków, gryzoni, owadów. One także odpowiadają za regulację gospodarki wodnej i zieleni w mieście. Niestety wielu projektantów nadal uważa, że wiedzą lepiej niż natura, co dla niej dobre, lub też wolą swoje wizje terenów zielonych od tej naturalnej.

To nieco przestarzałe myślenie, bo obecne trendy w nauce wskazują, że należy doceniać elementy ekosystemu, które wykształciły się samodzielnie. Nawet jeśli niektórym się wydaje, że przyrodę koniecznie trzeba zracjonalizować, zwykle dzieje się ze stratą dla jej różnorodności. Tymczasem bez zieleni i drzew nie ograniczymy także smogu, nie zadbamy więc o czyste powietrze. To wszystko działa jak bardzo duży system naczyń połączonych. Dlatego w przypadku upałów czeka nas prawdopodobnie kolejne trudne do zniesienia lato.

Kamil Jabłczyński

Kamil Jabłczyński

Redaktor warszawa.naszemiasto.pl, z EXU współpracuje od 2019 roku. Interesuje się tematyką miejską, ale nie tylko warszawską. Lubi porównywać stolicę Polski z innymi miastami – przyglądać się zmianom infrastrukturalnym, komunikacyjnym i urbanizacyjnym. Obserwuje co, gdzie i dlaczego się buduje. Oprócz tego lubi podróże małe i duże, ale też sport, film oraz muzykę. Stara się jednak nie ograniczać w tematyce swoich tekstów.