Zadeklarowanym miłośnikom zwierzątek – domowych i nie tylko – trudno patrzeć na ich mechaniczno-elektroniczne imitacje. Przecież nic nie zastąpi prawdziwego zwierzaka, które żyje, czuje emocje oraz uczy odpowiedzialności i empatii. Warto jednak mieć na uwadze, że nie każdy na takie zwierzątko domowe może sobie pozwolić. Wielu z nas angażuje się w rozwój kariery, zadania rodzicielskie bądź inne sprawy, z powodu których czasu na opiekę nad takim towarzyszem brakuje. Lepiej nie adoptować zwierzaka – niż wziąć go do domu i nie mieć czasu się nim zajmować.
Biorąc pod uwagę powyższe, trudno się dziwić japońskiej modzie na elektroniczne imitacje zwierzątek. Te, jak już ustaliliśmy, nie zastąpią żywych kotków, piesków czy innych tego rodzaju przyjaciół. Mogą jednak i tak stanowić źródło frajdy i przyjemności. Nie trzeba się nimi zajmować – pozostawione same sobie nie będą smutne, a co najwyżej przejdą w stan uśpienia. Japońska moda zyskuje na popularności, także w Europie, a popyt na elektroniczne zwierzątka nieustannie rośnie.
Nicobo to jeden z takich robozwierzaków – przypomina kotka, a jego słodki wygląd rekompensuje brak mobilności
Nicobo został opracowany przy współpracy z Politechniką Toyohashi. Pokryty jest materiałem imitującym… skarpetę. Pomysł na wygląd brzmi absurdalnie, jednak zobaczcie tylko na zdjęcia i wideo ozdabiające ten tekst. Słodziak! Na szczęście na samym wyglądzie atuty Nicobo się nie kończą. Ten robot to coś więcej niż tylko zabawny gadżet na biurko.
Robotyczny kociak ma w oczach kamery, dzięki czemu potrafi obserwować swojego właściciela. Nie jest przy tym połączony z żadną chmurą obliczeniową – nie ma więc obaw o ewentualne naruszenie prywatności przez robota. Potrafi natomiast rozpoznawać emocje właściciela, a pomaga mu w tym zestaw kierunkowych mikrofonów. Nicobo patrzy i słucha – a także reaguje na dotyk za sprawą umieszczonych na jego powierzchni czujników.
Co ciekawe, robot – w przeciwieństwie do konkurencyjnych produktów – nie od razu prezentuje pełnię swoich możliwości. Idea polega na tym, że Nicobo to z początku mały kotek. Młodziutki, który nic nie wie i nic nie rozumie. Zna tylko jedno słowo, ale potrafi się uczyć. Z czasem zaczyna rozumieć znaczenie kolejnych wyrazów i odpowiednio na nie reagować. Potrafi też… puszczać wiatry. Te są bezwonne, a owe bączyska to tylko efekt emitowany z głośniczka robota. Tak, to japoński produkt.
Zakochaliście się? Mam dwa was dobrą i złą wiadomość

Nicobo kosztuje raptem 360 dolarów – co w kontekście typowych polskich zarobków najniższą kwotą z pewnością nie jest, ale urządzenie i tak jest dużo tańsze od konkurencji. Relatywnie niska cena prawdopodobnie wynika z braku mobilności robota. Może on wyłącznie się obracać i spoglądać w górę oraz w dół.
Jedyny problem polega na tym, że Nicobo to na razie produkt eksperymentalny. Panasonic wyprodukował raptem 320 egzemplarzy i czeka na recenzje od pierwszych klientów. Jeżeli te będą pozytywne, dopiero wówczas – i po uwzględnieniu uwag od wspomnianych klientów – ma ruszyć masowa produkcja robota.