Gadżet, który w dużym stopniu zmienił odbiór muzyki i na stałe zapisał się w historii, do dziś jest obiektem wielu westchnień. Zdecydowanie częściej są to jednak nostalgiczne wspominki dzieciństwa niż emocjonalne reakcje na zapowiedź nowych modeli. Dość powiedzieć, że najnowszy Walkman zapowiedziany został w taki sposób, że łatwo było ten fakt w ogóle przeoczyć. Sony robi jednak swoje i nie przejmuje się nawet konkurowaniem o uwagę gadżeciarzy z premierą nowego Samsunga Galaxy S22.
Ikona

Najmłodsze pokolenie nie wyobraża sobie wyjścia z domu bez przenośnych głośników, co swoją drogą nie stawia kondycji naszego społeczeństwa w najlepszym świetle, kilkanaście lat temu przenośna muzyka była natomiast utożsamiana z iPodami i ich odpowiednikami dla ludu – popularnymi odtwarzaczami MP3. Jeszcze wcześniej, w latach 90., hitem były Discmany, ale całe to muzyczne szaleństwo zaczęło się latem 1979 roku. Wtedy właśnie zadebiutował pierwszy Walkman.
Ten nieodzowny element lat 80. odmienił sposób, w jaki słuchało się muzyki. Walkman wykreował bowiem zupełnie nowy trend na miarę popkulturowego fenomenu. Sprawił, że odbiór muzyki stał się intymny jak nigdy wcześniej, a przy tym robił to na oczach przechodniów. Nie jest przypadkiem, że na przestrzeni kolejnych czterech dekad urządzenie znajdowało kolejnych następców. Nie jest jednak przypadkiem także fakt, że od dawna jego kolejne wcielenia mało kogo interesują.
Czy Walkman jest jeszcze komukolwiek potrzebny?
Znamienny zdaje się fakt, że gdy Apple na nowo wymyślał koło, wprowadzając na rynek iPoda, Sony miotało się bez ładu i składu. Gdy natomiast dzieło amerykańskiej firmy obrosło już swoistym kultem, Sony postanowiło markę Walkman przenieść do XXI wieku w najprostszy możliwy sposób – tworząc smartfony, który specyfikacja miała się skupiać właśnie na zapewnianiu doznań dźwiękowych. Smartfony są zresztą istotnym elementem w równaniu, którego wynikiem jest odchodzenie do lamusa urządzeń takich jak Walkman czy iPod. W końcu kto dziś potrzebuje czegoś więcej, skoro wszystko ma już w telefonie?
To przywiązanie japońskiego koncernu do marki oczywiście także jest zrozumiałe. Japończycy bez wątpienia napisali kawał historii zarówno na rynku muzycznym, jak i w szeroko rozumianej popkulturze. Niepierwszy zresztą raz usilnie trzymali się czegoś, co zdawało się przegrywać z technologicznym rozwojem. Pamiętacie jeszcze Trinitrony? Japończycy rozwijali je, gdy na rynku dawno już królowało LCD. Taka już ich specyfika – nowy Walkman może jednak mieć więcej sensu, niż wydaje się na pierwszy rzut oka.
Oczywiście nie jest tak, że Sony przypomniało sobie o tej marce w sposób nagły. Ostatnie wcielenie ich samodzielnego odtwarzacza trafiło na rynek w 2016 roku. Z kolei w 2019 roku Apple wypuścił swojego – jak na razie – ostatniego iPoda. Rynek przenośnych odtwarzaczy wciąż zatem istnieje, choć rzecz jasna stał się dziś niszą, większość z nas woli bowiem słuchać muzyki ze smartfonów. Nisza może być jednak dochodowym biznesem, co w końcu zrozumiało Sony.
Przenośny sprzęt dla melomanów

Produkowanie zwykłych odtwarzaczy przenośnych nie ma dziś sensu, ale już produkty top-endowe w tej branży zawsze znajdą pewne grono odbiorców. Nic więc dziwnego, że nowy Walkman – w końcu – został na tę grupę nakierowany. Wcześniejsze próby utrzymania marki przy życiu niestety zbyt mocno tkwiły w nostalgii, próbując przekonać masy młodych odbiorców, że wciąż potrzebują tego gadżetu. Tak, rzecz jasna, nie jest. Co jednak ciekawe, nawet osoby, które dotąd wolały słuchać ze smartfonów, mogą znaleźć w Walkmanie zaletę.
Podczas gdy większość topowych smartfonów powoli przestaje nam się mieścić w kieszeniach, najnowsza generacja Walkmana ma zaledwie pięciocalowy ekran dotykowy HD. Urządzenie ma też dostęp do Wi-Fi, które pozwoli nam na pobieranie muzyki z sieciowych zasobów, oraz miejsce na kartę microSD, o ile wbudowana pamięć nam nie wystarczy (a zapewne tak będzie). Rozmiar tej ostatniej zależy od wersji, którą wybierzemy – w modelu NW-WM1AM2 otrzymamy 128 GB, a w NW-WM1ZM2 256 GB.
Rozmiar wbudowanej pamięci nie jest oczywiście jedyną różnicą
Najważniejszym, co wyróżnia droższy z modeli, jest jego konstrukcja. Podczas gdy Walkman NW-WM1AM2 otrzymał obudowę ze stopów aluminium, model NW-WM1ZM2 wykonano z pozłacanej miedzi beztlenowej. Zwiększono w ten sposób sztywność i masę elektryczną obwodów cyfrowych, co ma odzwierciedlenie w czystości dźwięku, ale i w cenie urządzenia. Dodatkowo droższy model wyposażono też w przewód Kimber Kable, który poprawi jakość przesyłu dźwięku.
Na tym różnice się kończą i – nie ma co ukrywać – są dość kluczowe. Melomani z pewnością złapali się jednak za głowy już w momencie, gdy wspomniałem o odtwarzaniu muzyki z sieci. Ta, jak wiadomo, oferuje o wiele niższą jakość. Sony zapewnia jednak, że opracowane przez nich cyfrowe wzmacniacze S-Master HX pomogą w wiernej reprodukcji dźwięku. Firma chwali się przy tym, że dzięki wykorzystaniu DSD Remastering Engine i sztucznej inteligencji w czasie rzeczywistym dźwięk będzie poprawiany do jakości oferowanej przez CD.