Pamiętacie zamieszanie, jakie w 2013 roku wywołał Larry Page? Podczas jednej z konferencji rozmarzony prezes Google wspomniał, że "byłoby świetnie, gdyby technolodzy mieli miejsce, w którym mogliby testować swoje pomysły i w praktyce sprawdzać ich działanie". Niby nic wielkiego, ale spłycenie tego do sformułowania technologiczne eksperymenty sprawiło, że pomysł zabrzmiał złowrogo. Na reakcję nie trzeba było zresztą czekać zbyt długo. Bodajże dziennikarze "WIRED" ukuli wówczas frazę Wyspa Google'a, może nie do końca negatywnie odnoszącą się do pomysłu, ale jednak budzącą niepokój i skojarzenia choćby z kultową "Wyspą doktora Moreau". Ciekawostką jest, że Page na marzeniach nie poprzestał i jako prezes zależnej od Google'a spółki Alphabet rozpoczął pracę nad takim miejscem. Projekt nazwano Quayside, a na jego lokalizację wybrano Toronto.
Inteligentne miasto w mieście? To nie może budzić zaufania

Technologiczne nowinki cieszą, ale tylko do pewnego momentu. Odnoszę wrażenie, że ludzkość ma już za sobą radosne witanie kolejnych, zdawać by się mogło futurystycznych rozwiązań. Euforię powoli zastępuje natomiast strach, często wynikający nie tyle z zagrożeń, ile z niewiedzy i budowanego przez internetowych "ekspertów" poczucia zagrożenia. Efekt? Ataki na autonomiczne samochody, palenie masztów 5G czy nawet rosnąca rzesza antyszczepionkowców (i wiele, wiele innych, bezsensownych ekscesów). Nie powinno więc dziwić, że gdy w 2017 roku ogłoszono rozpoczęcie realizacji projektu Quayside, w Toronto zawrzało.
Kanada nie od dziś ma problem z rynkiem nieruchomości, który ewidentnie został tam sztucznie napompowany. Pojawienie się smart-dzielnicy, bo tym w rzeczywistości byłoby Quayside, mogłoby ten proces jedynie pogłębić. Walka z mieszkaniowymi spekulantami to jednak tylko jeden z zarzutów, chyba nawet mniej istotny. Przede wszystkim podnoszono bowiem kwestię braku prywatności czy wręcz ograniczeń wolności. Smart-dzielnica, by być smart, musiałaby przecież zostać wyposażona w dziesiątki kamer i czujników różnego typu. Mieszkańcy Quayside byliby więc pod ciągłą obserwacją – to budzi niepokój nawet wśród zwolenników inteligentnych rozwiązań. Sama obecność testowanych tam technologii, na podobieństwo walki z masztami 5G, także budziła sprzeciw.
Powagi spółce Alphabet, w tym konkretnym projekcie reprezentowanej przez Sidewalk Labs, nie dodawały też niejasności prawne. W pierwotnym założeniu Quayside miało powstać w dawnych dokach. Dzielnicę umiejscowiono między East Bayfront a Port Lands, a jej powierzchnia miała nie przekroczyć nawet pięciu hektarów. W przedsięwzięcie poza Sidewalk Toronto (kanadyjski oddział Sidewalk Labs) zaangażowała się też organizacja Waterfront Toronto, która od niemal dwóch dekad sprawuje pieczę nad rewitalizacją linii brzegowej miasta. Problem w tym, że na skutek przecieków lokalne media dotarły do dokumentów, które mówiły o niemal trzydziestokrotnie większych ambicjach firmy.
To już nieważne – Quayside przestało istnieć, zanim w ogóle powstało

Przeciwności losu długo nie robiły na szefostwie Alphabetu, a więc i Google'a, wrażenia. Larry Page przestał jednak przewodzić spółce, ustępując miejsca Sundarowi Pichai'owi, a sytuacja w ostatnich miesiącach diametralnie się zmieniła. Nikt chyba jednak nie podejrzewał, że firma ot tak zamknie projekt. Co ciekawe, reprezentujące miasto Waterfront Toronto zostało postawione przed faktem dokonanym:
Przez ostatnie dwa i pół roku byliśmy pochłonięci realizacją projektu Quayside – zainwestowaliśmy czas, ludzi i zasoby w Toronto. Niestety ze względu na obecną sytuację i rosnącą, niespotykaną dotąd niepewność gospodarczą na całym świecie, nie bylibyśmy w stanie sprawić, by niespełna pięciohektarowy projekt okazał się opłacalny bez poświęcania kluczowych elementów planu opracowanego z Waterfront Toronto. Po długich rozważaniach doszliśmy więc do wniosku, że kontynuowanie prac nad projektem Quayside nie ma sensu.
– Dan Doctoroff, CEO Sidewalk Labs
Zważywszy na fakt, że projekt rozwijany był od jesieni 2017 roku, decyzja może wydać się pochopna. Z drugiej jednak strony warto spojrzeć na liczby. Technologiczna dzielnica, którą przecież trzeba naszpikować nowinkami, to olbrzymi wydatek. Budżet projektu zakładał, że Quayside może kosztować Google'a nawet 1,3 miliarda dolarów – to kwota na tyle duża, że nawet największa korporacja świata musi rozważyć opłacalność inwestycji. Marzenia o technologicznej utopii trzeba zatem odłożyć... Na jak długo? Nie wiadomo. Warto wspomnieć, że poza Quayside w różnych częściach świata próbowano równie ambitnych rozwiązań. Żadne z zapowiadanych miast przyszłości nie zostało jednak zbudowane – przynajmniej na razie.