Zmieniające się miasta to rzecz jak najbardziej namacalna – proces trwa bowiem nieustannie, choć dopiero w ostatniej dekadzie przybrał konkretny kierunek. Wciąż jednak problemem jest brak synchronizacji, który sprawia, że zmiany o lokalnym charakterze w niewielkim stopniu poprawiają globalną sytuację. Ta jednak z roku na rok będzie coraz gorsza, z czasem przekonując nawet największych przeciwników proekologicznych postulatów.
To nie czas na nowe nurty w architekturze, lecz globalny trend

Diametralne zmiany w miejskim krajobrazie najmocniej widoczne są w Europie Zachodniej. Sygnał do działania wysyłają zwłaszcza przywódcy najważniejszych miast – najczęściej stolic. Co ciekawe, postulaty o bardziej zielonej (dosłownie i w przenośni) przestrzeni do życia nie są czymś nowym. Zaczęło się od szalonych pomysłów, potem w architekturze coraz głośniej było o zielonych inicjatywach. Uświadomienie sobie przez światowych przywódców, jak fatalna jest sytuacja klimatyczna, okazało się jednak kamieniem milowym w rozwoju zielonej architektury.
Zielone budownictwo przestało być fanaberią. To już nie szalone wizje czy jednostkowe przypadki ani nawet nie pomniejszy nurt. To już trend, który stopniowo zyskuje na popularności na całym świecie. Kwestie architektoniczne nie są jednak najistotniejsze. Możemy budować zeroemisyjne konstrukcje, możemy zamieniać wieżowce w wertykalne lasy, ale to tylko doraźne środki. Najważniejszy jest plan, który sprawi, że starania jednostek przerodzą się w spójny, zielony dom.
Właśnie dlatego zmieniające się miasta coraz częściej zaczynają przypominać swego rodzaju enklawy. Najpierw władze stolic wpadły na pomysł, by w centrach wykluczyć ruch pojazdów spalinowych. Ta koncepcja pokazała natomiast, że ludzie nie zapomnieli, jak korzysta się z nóg! Teraz kolejni przywódcy wybiegają jeszcze dalej, mówiąc o piętnasto- czy nawet jednominutowych miastach!
Anne Hidalgo to istny symbol zmian

Mer Paryża od lat sprawia, że stolica Francji wyznacza w Europie zielone trendy. Hidalgo należy do fanów idei piętnastominutowego miasta, a więc takiego projektowania przestrzeni, by w ramach metropolii mogły się tworzyć samowystarczalne społeczności. Kluczem do tego jest oczywiście odpowiednie rozłożenie na planie dzielnic konkretnych punktów, które na co dzień odwiedzamy. Dzięki temu po zakupy czy do parku moglibyśmy się przejść, zamiast planować wyprawę w tym samym celu na drugi koniec miasta.
Jeszcze ambitniejsze głosy dochodzą od państw skandynawskich, które chciałyby zapewnić swoim mieszkańcom właściwie maksimum komfortu życia – miasta jednominutowe, gdzie dosłownie wszystko, co istotne, jest kilka kroków od nas. Niemniej istotne są także inicjatywy oddolne jak Rural Move w Portugalii czy COCEDER w Hiszpanii. Te jednak idą niejako w przeciwnym kierunku. Ich celem nie jest zmiana miast, lecz ich opuszczenie i tworzenie społeczności na obrzeżach metropolii.
Takie ruchy są rzecz jasna naturalne, wynikając z kilku przyczyn. Pierwszy – podstawowy – to koszty życia. Poświęcając więcej czasu na dojazdy do pracy w miastach, jesteśmy w stanie poczynić olbrzymie oszczędności. Ceny nieruchomości są bowiem nawet kilkukrotnie niższe. Podobne ruchy przewidują także specjaliści odpowiedzialni za raport "The Art of Feeling More". Ich zdaniem do 2050 roku spadnie liczba ludności w prawie połowie obszarów miejskich w Europie, a dziesięć procent miast może stracić nawet 1/4 swojej populacji.
Zmieniające się miasta to szansa na lepsze jutro

Powyższe dane robią wrażenie, ale nie mówią wszystkiego. Mimo że ludzie chcą opuszczać miasta, nie zamierzają rezygnować z miejskiego życia. To zaś motywacja zarówno dla włodarzy miast, jak i... producentów samochodów. Ci pierwsi już teraz myślą, jak zachęcić ludzi do pozostania. W planach są liczne inwestycje w zieleń i przestrzeń wolną od pojazdów spalinowych. Ci drudzy muszą natomiast przystosować się do nowych zasad gry. W najbliższej przyszłości staniemy bowiem przed wyborem: dłuższe dojazdy czy mniejszy komfort życia. Lexus, który zlecił wspomniany raport, jest gotowy na każdą z ewentualności.
Japońska marka coraz większą uwagę przykłada do projektowania wnętrz swoich samochodów tak, by oferowały komfort w każdej sytuacji. Czy w trasie, czy w wielkomiejskim korku ich nowa filozofia Tazuna ma zadbać o nasze dobre samopoczucie i zapewnić nam dodatkowe opcje zagospodarowania czasu spędzonego w aucie. Pierwszy projekt kabiny realizującej te założenia zobaczymy w nowym Lexusie NX. Samochód będzie oczywiście oferowany także w wersji zelektryfikowanej, która wpisuje się w planowane zmiany w miejskiej tkance. Dzięki temu dojedziemy wszędzie, gdzie tylko się da.