News will be here
Fot. qgadrian/Pixabay

Czy opłaty za wjazd samochodu do centrum miasta są uzasadnione? To kwestia względna i dyskusja, która prawdopodobnie będzie trwać zawsze. Rzeczywistość jednak pokazuje, że kolejne administracje się na to decydują – na całym świecie. Dziś przykład z USA.

W Polsce na razie toczy się dyskusja dotycząca Stref Czystego Transportu, tymczasem za chwilę Nowy Jork wprowadzi wysokie opłaty za wjazd na Manhattan. Jednak wcale nie będzie to odosobniony przypadek. Wjazd samochodem prywatnym czy nawet dostawczym do centrum staje się bowiem coraz trudniejszy. Niebawem podobnie sytuacja będzie wyglądać w wielu miastach świata, zwłaszcza tych z dobrze rozwiniętą komunikacją miejską.

W Nowym Jorku opłata wjazdowa wyniesie od 9 do nawet 23 dolarów

Nowy Jork wprowadza opłaty za wjazd na Manhattan, Bohdan Chreptak, Pixabay
Fot. Bohdan Chreptak/Pixabay

To jednak tylko kwoty przewidziane za samochody osobowe! Za wjazd do centrum pick-upem, samochodem dostawczym czy ciężarówką ich właściciele zapłacą natomiast od 12 do 82 dolarów (od około 52 do 360 złotych). Wysokość opłaty będzie zróżnicowana ze względu na rozmiar i ciężar pojazdu, ale przede wszystkim wpłyną na nią normy środowiskowe, jakie spełnia. Dodatkowo na cenę będzie mieć wpływ pora dnia podróży.

Dla Amerykanów to raczej ewolucja niż rewolucja. Powszechnie wiadomo, że chociaż w USA kultura korzystania z samochodu jest rozwinięta bardziej niż w Europie, opłaty za drogi istnieją niemal od zawsze. Płaci się za przejazdy mostami, autostradami, tunelami. Mieszkańcy New Jersey i Staten Island już teraz ponoszą opłaty za wjazdy do Nowego Jorku. Za przejazd słynnym Golden Gate również trzeba zapłacić. Nawet w “Ojcu Chrzestnym” Sonny Corleone ginie w pułapce podczas próby zapłacenia za przejazd na autostradzie.

Opłaty w coraz większej liczbie miast

Jak podaje “Rzeczpospolita”, dzisiaj opłaty obowiązują chociażby w Londynie, Singapurze, Madrycie, Mediolanie czy Sztokholmie. W 2019 roku Congestion Charge (opłata za wjazd do centrum Londynu) została zresztą uzupełniona o dodatek za wyemitowane spaliny. Natomiast Nowy Jork już drugi raz przymierza się do opłaty (próbowano ją wprowadzić w 2019 roku) i od razu szacuje niemal miliard dolarów przychodów. Na zniżki mogliby liczyć mieszkańcy z niższymi przychodami.

Choć opłata może wydawać się nam wysoka, to szacuje się, że ruch aut na Manhattanie spadnie o zaledwie 9%, zwiększając ruch w transporcie zbiorowym o 2%. Większość przychodów zostanie natomiast zainwestowana w nowe ścieżki rowerowe oraz w transport publiczny. To dla miasta bardzo ważne, bo potrzebne są inwestycje w remont najbardziej rozbudowanego systemu metra na świecie. Warto odnotować, że nowojorskim transporcie publicznym nie widać europejskiego trendu. U nas obłożenie wróciło niemal do stanu sprzed pandemii, tymczasem w Nowym Jorku jest to zaledwie 60% wcześniejszego obłożenia. Władze mają nadzieje, że opłaty pozwolą zmienić tę sytuację. Według planu mają zacząć obowiązywać od 2024 roku.

Kamil Jabłczyński

Kamil Jabłczyński

Redaktor warszawa.naszemiasto.pl, z EXU współpracuje od 2019 roku. Interesuje się tematyką miejską, ale nie tylko warszawską. Lubi porównywać stolicę Polski z innymi miastami – przyglądać się zmianom infrastrukturalnym, komunikacyjnym i urbanizacyjnym. Obserwuje co, gdzie i dlaczego się buduje. Oprócz tego lubi podróże małe i duże, ale też sport, film oraz muzykę. Stara się jednak nie ograniczać w tematyce swoich tekstów.
News will be here