To już prawie siedemdziesiąt lat od pierwszych zmagań w Sebring – tradycyjnym przetarciu przed kultowym Le Mans. Dwunastogodzinny wyścig na słynnym, florydzkim torze budzi w USA nie mniejsze emocje niż wspomniane, dwudziestoczterogodzinne zmagania we Francji. Na torze nie mogło więc zabraknąć jednej z najlepszych ekip ubiegłego sezonu WeatherTech SportsCar Championship – Vasser Sullivan. Kanadyjski zespół stawił się w Sebring w komplecie – z dwoma doskonale wszystkim znanymi Lexusami RC F GT3 o numerach bocznych #12 i #14.
Dobry początek sezonu to podstawa

12 Hours of Sebring nigdy nie był dla Vasser Sullivan najważniejszym z wyścigów. Jak wiadomo, Lexusy RC F GT3, którymi dysponuje zespół, to urodzeni sprinterzy. Podjęcie wyzwania jest jednak ich obowiązkiem, a w tym roku radzili sobie na torze wyjątkowo dobrze. Niestety ani kierowcy, ani zespoły nie mają wpływu na wszystko. Specyfika wyścigów wytrzymałościowych, zwłaszcza tak rozbudowanych, jak te organizowane przez IMSA, wręcz prosi się o nieprzewidziane wydarzenia na torze. Tłok i równoczesna walka samochodów kilku różnych klas czasem prowadzi natomiast do sytuacji, których wszyscy woleliby uniknąć. Kanadyjczycy mocno odczuli to w Sebring.
Jak wielkiego trzeba mieć pecha, by na skutek kolizji w jednym wyścigu ucierpiały obie maszyny? Na to pytanie odpowiedź znają chyba tylko mechanicy Vasser Sullivan. Co oczywiste, zdarzenia odbiły się na wynikach, choć kierowcy i tak mogą być z siebie zadowoleni. Oba Lexusy RC F GT3 zajęły miejsca w pierwszej dziesiątce. Ekipę #12 (Veach, Montecalvo, Megennis) sklasyfikowano na miejscu szóstym, a #14 (Hawksworth, Telitz, Kirkwood) jedną pozycję niżej. Nie oddaje to jednak dramaturgii wyścigu, która zniweczyła starania zwłaszcza kierowców Czternastki.
W 12 Hours of Sebring walka o pozycje przybrała bardzo dosłownego charakteru

Lexusy zespołu Vasser Sullivan prowadziły w sumie przez niemal 1/3 wyścigu! Na ten wynik zapracował przede wszystkim RC F GT3 #14. Ten bolid przewodził stawce w sumie przez siedemdziesiąt cztery okrążenia – i to mimo problemów. Po trzech godzinach pojawiły się problemy, które wymusiły na kierowcy wizytę w alei serwisowej. Wrócił on jednak na tor i wciąż walczył o zwycięstwo. To jednak odjechało wraz z konkurencją, gdy po ośmiu godzinach w Jacka Hawkswortha uderzył jeden z bolidów klasy prototypowej. Naprawa tych uszkodzeń kosztowała o wiele więcej czasu i ostatecznie – jak już wspomniałem – Czternastka zakończyła zmagania na siódmej pozycji.
Oczko wyżej sklasyfikowano Dwunastkę, która przez większość wyścigu plasowała się w pierwszej piątce. Przez półtorej godziny bolid Veacha nawet prowadził, ale i jego przypadku pod koniec doszło do incydentu z innym uczestnikiem wyścigu. Ostatecznie więc – przy sporym niefarcie – RC F GT3 należące do Vasser Sullivan całkiem nieźle wypadły w Sebring. Szkoda, że los ich nie oszczędzał, ale – takie przecież są wyścigi.
Każdy w Vasser Sullivan wie, że nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem. Zarówno członkowie ekipy, jak i kierowcy bardzo pozytywnie będą wspominać 69. edycję 12 Hours of Sebring. Ich RC F GT3 także nie są jakoś szczególnie poturbowane i niebawem będą gotowe do kolejnych zmagań. Mogło być lepiej, ale wymknięcie się zwycięstwa na skutek incydentów to także lekcja. Zespół bez wątpienia ma co analizować – ale na to czasu im nie zabraknie. Kolejna runda sezonu odbędzie się dopiero 16 maja na Mid-Ohio Sports Car Course.
Warto dodać, że Lexus wykorzystał potyczkę na Sebring do zaprezentowania modelu IS 500 F Sport Performance Launch Edition. To kolejna odsłona najświeższej (jak na razie) premiery marki i edycja bardzo limitowana – w tym wydaniu na rynek amerykański trafi jedynie pięćset egzemplarzy.
