“X” - litera nowego, gorszego jutra

“Rebranding” - atrakcyjne słowo-klucz późnego kapitalizmu, które brzmi jak ezoteryczne zaklęcie czyniące świat i nasze życia lepszymi, jest w istocie jednym z wielu nośnych, korporacyjnych haseł niesionych na sztandarach dominującego systemu ekonomicznego. Niedawny ruch poczyniony przez Elona Muska, tzn. transformacja Twittera w supernowoczesny projekt o kryptonimie “X” nie jest pod tym względem wyjątkowy. To, podobnie jak cała masa porównywalnych metamorfoz wielkich koncernów (chociażby “Meta”, czyli marketingowy niewybuch Zuckerberga), jedynie sztuczka niezbyt zręcznego iluzjonisty, trik współczesnego Czarnoksiężnika z Krainy Oz, który nie potrafi nawet zamaskować swojej nieudolności.

Decyzja o “ziksowaniu” Twittera niemalże natychmiast wywołała lawinę słusznie negatywnych reakcji. Cała rzesza użytkowników platformy poddała pomysł Muska brutalnej krytyce, a na łamach rozmaitych (nie tylko amerykańskich) portali i tytułów prasowych trudno było znaleźć przykłady dziennikarskiej afirmacji, czy nawet dyplomatycznej neutralności wobec całej sprawy. Już po kilku dniach od momentu nastania Dobrej Zmiany kolejni przedstawiciele mediów rozpoczęli regularny ostrzał idei czołowego technokraty XXI wieku. Popularne publikacje przytaczały głównie nasuwające się wątpliwości prawne (właścicielem znaku towarowego “X” jest Microsoft, z kolei samo logo jest bliźniaczo podobne do kilku innych powszechnie stosowanych i “zaklepanych” fontów).

Jednakże legalne wątpliwości nie są jedynymi, jakie nastręcza aktualnie pisany przez Muska nowy rozdział historii internetu.

Materiał o rebrandingu Twittera

W tym momencie groźba ewentualnych pozwów może wydawać się nam kluczowa, natomiast nie możemy łudzić się, że nakaz, zakaz czy kara pieniężna zatrzyma samozwańczego kolonizatora Marsa przed dalszym podbojem kolektywnej świadomości. Nie ma litery prawa, której siła zwyciężyłaby żądzę grabieżcy majątku cyberprzestrzennej kultury przed dalszym rabowaniem. Zjadacz społecznej wyobraźni dalej będzie żywił się potencjałem ludzkiej fantazji i nie spocznie, dopóki niczym Pan Creosote z “Sensu Życia Według Monty Pythona” wreszcie nie obrzyga swojego wypastowanego oblicza.

W tej sytuacji powinniśmy zacząć wiercić głębiej, spróbować zajrzeć tam, gdzie najbardziej poczytni felietoniści nie mają ochoty zaglądać. Powinniśmy zerwać sceniczną kotarę, złapać schowanego za nimi niekompetentnego czarodzieja za gardło i wywlec go poza bezpiecznie ułudne deski teatru iluzji. Kontrreakcja legalistyczna straciła status śmiercionośnej, publicystycznej broni mniej więcej dwie doby po ogłoszeniu narodzin Wielkiego Iksa. Teraz jest ona niczym więcej jak tylko łaskotaniem uśpionego olbrzyma po brzuchu w oczekiwaniu na nieuchronne dokonanie żywota pod jego piętą.

Bardziej sensowną repliką, do której być może w końcu dojrzeją czołowe społeczno-polityczne periodyki, byłoby przyjrzenie się nie samemu “iksowi”, a raczej baczniejsza obserwacja tego, co ów “iks” miałby reprezentować.

Dogłębna analiza loga “X”

Według słów płynących z obozu Muska, koncepcja Twittera 2.0 jest projektem znacznie bardziej spektakularnym, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Panu Elonowi oraz jego świcie marzy się bowiem “megaaplikacja” - multidyscyplinarny, internetowy kombajn, który niczym warcabowa “damka” będzie poruszać się w różnych kierunkach jednocześnie, zagarniając dla siebie niemal całą przestrzeń planszy. Ambicja napędzająca “X” daleko wykracza poza ambicję, która siedemnaście lat temu przyświecała powstaniu Twittera. Niegdysiejsze medium służące konkretnemu celowi, działające według konkretnych założeń i skierowane do konkretnej grupy odbiorców ma w niedalekiej przyszłości stać się żywym, nieustannie dopasowującym się do potrzeb ogółu kompendium wszystkich naszych zdigitalizowanych podniet. Filozofia “X” obejmuje obejmowanie wszystkiego, co tylko można objąć. To idea współczesnego internetu w pigułce, tzn. kolejny krok ku progresywnej prymitywizacji sieciowego doświadczenia.

Jest więc wielce prawdopodobne, że wkrótce akt internetowej eksploracji, który już teraz ogranicza się do konsumpcji zbieżnych danych kolportowanych przez piątkę niewiele różniących się od siebie platform, zubożeje jeszcze wyraźniej. Jeśli Muskowy plan zostanie wprowadzony w życie sprawniej niż Zuckerbergowska metautopia (a jest to niezwykle nisko zawieszona poprzeczka), to niebawem online’owa rzeczywistość zacznie przypominać typową, cyberpunkową przypowieść o grozie egzystencji w świecie, gdzie ludzka myśl funkcjonuje jako znak towarowy hegemonicznej korporacji.

“X” ma być centralnym ośrodkiem naszych najskrytszych pragnień.

Jeden z wielu krytycznych komentarzy

Biznesplan zakłada wprowadzenie w życie megaserwisu utowarowiającego całe spektrum obsesji tego wieku - audiowizualną rozrywkę, potrzebę wirtualnej symulacji życia towarzyskiego, wiecznie doskwierający głód zakupowy i wiele innych chciejstw definiujących XXI-wieczną e-egzystencję. Cytując samego Muska - następcę Twittera należy nazywać “the everything app”. Ta efektowna etykietka nie brzmi jednak zachęcająca obietnica. Wręcz przeciwnie, słowa Muska należy traktować jak zapowiedź prawdziwej apokalipsy.

Trzeba naprawdę ogromnego wysiłku, by wymyślić gorszą wizję przyszłości niż dystopijne realia ery “X” - czyhającej za rogiem kapitalistycznego futuryzmu epoki podporządkowanej niekompetentnemu, nieustannie konfabulującemu magnatowi-mitomanowi, który trzyma w garści niemal wszystkie wymiary codzienności przeciętnego człowieka.

Owszem, owa wizja zdaje się skrajnie katastroficzna, jednakże w tym przypadku trudno o bardziej wyrozumiałe proroctwa. Wystarczy wyobrazić sobie, że monopol na kulturotwórstwo zostanie uzyskany przez wizjonera, którego innowacyjność zazwyczaj zaczyna się i kończy na atrakcyjnych marketingowo obietnicach bez pokrycia, a najwyższym stopniem inwencji wykazuje się podczas łamania praw pracowniczych.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling