News will be here
“Road House” – nowy “Wykidajło” wie, jak zadać cios [Recenzja]

Jest coś niezwykle ciekawego w tym, jak w ostatnich kilku, może nawet kilkunastu latach, powstało wiele nowych wersji dawnych hitów z lat 80. Tak samo jest z kontynuacjami. Widocznie "ejtisy" mają w sobie jakąś niezwykłą moc. Tym razem z tej nieokiełznanej energii wyszedł remake filmu "Road House" z 1989 roku.

Oryginalny “Wykidajło” (taki był polski tytuł), to typowy klasyk lat 80. ubiegłego wieku. Jest klasykiem samym w sobie, duchem przeszłości, filmem dającym ogrom frajdy i… filmem, bądź co bądź, marnym. To ostatnie oczywiście tylko, jeśli spojrzymy na niego z dzisiejszej perspektywy. Miał jednak w sobie ten niezwykły vibe, więc nie dziwne, że postanowiono sięgnąć po wersję sprzed lat i dać nam nową, która jest jeszcze głupsza, kilka razy bardziej brutalna i może być niezwykle przyjemną rozrywką.

Jake Gyllenhaal w filmie “Road House” (2024), reż. Doug Liman, fot. Amazon Prime Video

TEGO FILMU MOGŁOBY NIE BYĆ, ALE JEST I BARDZO MNIE TO CIESZY

Tak, „Road House“ należy do tych filmów, które równie dobrze mogłyby nie powstawać. Jednak fakt, że ujrzały światło dzienne, dodaje mi pozytywnej energii. Jako osoba urodzona w latach 80. i wychowana na kinie tamtego okresu, podczas oglądania go na kopiach z wypożyczalni VHS, trochę tęsknię za takimi filmami. Wiem, że czasy się zmieniły, kino również i większość tworów z tamtego okresu, dziś by normalnie nie przeszła. Na szczęście niektórym twórcom nowych wersji lub kontynuacji, udaje się przemycić trochę tej dawnej „głupotki“. Tak właśnie zrobił Doug Liman (reżyser „Tożsamości Bourne’a“, czy „Pan i pani Smith“), który ma doświadczenie w kinie akcji i potrafi zachować stare, ale zrobić nowe. Zmieniła się tylko lokalizacja, historia i imiona. Wszystko inne to ta sama stara, krwawa przejażdżka, podniesiona do potęgi, sam się już zgubiłem której.

Conor McGregor i Jake Gyllenhaal w filmie “Road House” (2024), reż. Doug Liman, fot. Amazon Prime Video

JAKE, JAK JA CIĘ CHŁOPIE LUBIĘ

W wersji filmu z 1989 roku główną rolę grał Patrick Swayze. W „Road House“ a.d. 2024, schedę po nim przejmuje Jake Gyllenhaal i chyba nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli. Oczywiście przeszedł on morderczy trening, by fizycznie przygotować się do tego filmu, ale mnie najbardziej imponował jego spokój i lekki uśmieszek pojawiający się co jakiś czas na twarzy.

Jego Elwood Dalton to były zawodnik UFC, który niegdyś sławny, dziś tułający się po melinach z bijatykami, gdzie ta jego reputacja pozwala mu wygrywać walki, jeszcze przed zadaniem choćby jednego ciosu. Od razu widzimy, że to postać, która doskonale da sobie radę w razie potrzeby, ale jednocześnie nie doprowadza do starcia, jeśli nie musi.

Gdy z biegiem filmu dochodzi już do pewnych potyczek, widzimy, że obsadzenie Jake'a Gyllenhaala to był strzał w dziesiątkę. Z każdą kolejną bójką lubimy tę postać coraz bardziej i widać, że nie będzie to człowiek, dający sobie w kaszę dmuchać. Czeka nas dużo połamanych kości, krwi i obitych twarzy.

Przy okazji, polecam odcinek podcastu Inna Kultura o kinie kopanym.

ODJECHANY CZARNY CHARAKTER

W zasadzie nawet nie jeden. Patrząc na wszystkich przeciwników, z którymi przyjdzie się zmierzyć głównemu bohaterowi, od razu widać, że mamy do czynienia z duchownym spadkobiercą kina lat 80. Ci faceci nie mają równo pod sufitem. Mamy tu wspaniałego jak zwykle Billy'ego Magnussona czy debiutującego na ekranie Conora McGregora, który jest tutaj rasowym dziwakiem i psychopatą, ale sprawdza się doskonale. Co dziwne, wprowadzenie niepowstrzymanego terminatora McGregora i prawdziwego agenta chaosu - który otrzymuje zarówno pierwszorzędną scenę wprowadzającą, jak i wymagane w filmie ujęcie nagiego tyłka - nadaje temu remake'owi radosny punkt kulminacyjny i sygnalizuje początek końca.

Jake Gyllenhaal w filmie “Road House” (2024), reż. Doug Liman, fot. Amazon Prime Video

KNOCK OUT

Ten film może i nie jest najlepszym, co możemy zobaczyć w tym roku. Nie jest idealny i wielu osobom nie spodoba się z bardzo dużej liczby powodów. Jednak w swoim gatunku i niejako campowości, spisuje się idealnie. To doskonała rozrywka, która niczego nie udaje, dobrze bawi się tym, czym jest i uderza w gusta wszystkich osób, które lubią „mordobicia w starym stylu“. Nie miałem absolutnie żadnych oczekiwać co do nowego „Road House“, a bawiłem się nim naprawdę przednio i absolutnie nie żałuję spędzonych dwóch godzin seansu. 10 lat temu „John Wick“ przypomniał nam, że potrzebujemy takiego kina i nie dziwię się, że twórcy po nie sięgają. Oczywiście łatwo jest taki film popsuć, jednak nowy „Wykidajło“ moim zdaniem spisuje się tu na medal. A jeśli chcecie przypomnieć sobie lub obejrzeć po raz pierwszy, wersję z 1989 roku, to jest ona również dostępna na platformie Primo Video.

Jan Urbanowicz

Jan Urbanowicz

Kinem jestem zafascynowany niemalże od kołyski, a przygody z nim zaczynałem od starych westernów i musicali z lat pięćdziesiątych. Kocham animacje Disneya, amerykańską popkulturę, "Gwiezdne wojny" i "Powrót do przyszłości". W filmach uwielbiam, że mogę spoglądać na świat z czyjejś perspektywy. Od wielu lat tworzę i współprowadzę podcasty o tematyce filmowej.

News will be here