News will be here
„Śmierć i inne szczegóły“ – a tak dobrze się zapowiadało [Recenzja]

Mandy Patinkin znany wielu wodzom z, kultowego już, serialu „Homeland“ – choć dla mnie zawsze pozostanie Inigo Montoyą z „Narzeczonej dla księcia“ – wydaje się gwarancją dobrego seansu. Bez względu na to, czy planujemy obejrzeć serial czy film. Niestety, jak się okazuje, nie zawsze wszystko układa się tak, jakbyśmy tego chcieli.

Na papierze „Śmierć i inne szczegóły“ to połączenie „Na noże“ z „Białym lotosem“ z domieszką „Sukcesji“. W praktyce jednak jest szokująco nijaki i uciążliwy. Dialogi w nim są wręcz męczące. Zbyt wiele zależy od tego, czy Imogene (bohaterka grana przez Violett Beane) będzie istnym tornadem inteligencji i charyzmy – co ostatecznie nie wychodzi jej na dobre. Zwroty akcji są leniwe, czasami obraźliwe - zazwyczaj sprowadzają się do tego, że ktoś ma z kimś romans, lub po prostu się z inną osobą przespała. Flashbacki są używane do wstawiania Imogene i Rufusa Coteswortha do relacji naocznych świadków (o których jego narracja wyraźnie mówi nam, że są niewiarygodne).

Ratunkiem dla serialu mogłoby być to, że jest zabawny

Mandy Patinkin w serialu “Śmierć i inne szczegóły” (2024) fot. Disney

To zadziałałoby jednak tylko wówczas, jeśli oglądalibyśmy go jako camp. Całość nie jest jednak wystarczająco zaangażowana we własną bufonadę, aby wyróżniać się w tym gatunku. Przypadkowa realizacja serialu podkreśla, jak wiele uwagi i troski wymaga stworzenie wyjątkowej zagadki morderstwa. Kilka punktów odniesienia i niezbyt interesujący szkic sprawdzają się podczas spotkania promocyjnego, ale ten serial zdołał się na tym oprzeć podczas produkcji i szerokiej, godnej pozazdroszczenia dystrybucji.

Wspomniane wcześniej „Na noże“, „Biały lotos“ czy nawet serial „Poker Face“, działają poprzez połączenie tropów i technik, które ludzie kochają. Sprawia, że ci wskrzesiciele gatunku tajemnicy i morderstwa odnoszą takie sukcesy. W jednym filmie znasz ofiarę, ale nie znasz zabójcy; w innej produkcji znasz oba, a w jeszcze innej nie znasz żadnego z nich. W miarę jak historia zmierza ku odpowiedziom, buduje również hipnotyzującą obsadę postaci i chemię między nimi, podczas gdy „Śmierć i inne szczegóły“ głównie wyciąga powiązania z nużącą główną tajemnicą. Po jednym odcinku, trzech lub ośmiu, serial w jakiś sposób wywołuje zerowe, jeśli nie negatywne zaangażowanie w którąkolwiek ze swoich postaci. W żadnym momencie nie będziesz przejmować się ogromną umową biznesową dwóch rodzin, 500 romansami seksualnymi, a nawet tym, co stało się z jedną z głównych bohaterek.

Czy warto obejrzeć “Śmierć i inne szczegóły”?

Violett Beane w serialu “Śmierć i inne szczegóły” (2024) fot. Disney

Zapowiadało się, że tak, jednak ostatecznie najwięcej polotu miały tu materiały promocyjne, a nie sam serial. Chyba nie warto poświęcić prawie ośmiu godzin na serial, który wręcz zwodzi widza swoim urokiem. Główny bohater głosi nam jak mantrę, że należy zwracać uwagę na szczegóły. Szkoda, że scenarzyści nami nie posłuchali rady, którą włożyli w usta swojego bohatera. W tym gatunku nie chodzi przecież tylko o samo rozwiązanie zagadki, ale przede wszystkim o podróż ku temu i to, jak będziemy się podczas tej podróży bawić, jak będziemy zwodzeni, a nasze wyobrażenie o efekcie, zmieni się w tym czasie kilka razy. Tutaj to w zasadzie nie występuje i niestety, ale jest to jedno z największych rozczarowań ostatnich miesięcy.

Jan Urbanowicz

Jan Urbanowicz

Kinem jestem zafascynowany niemalże od kołyski, a przygody z nim zaczynałem od starych westernów i musicali z lat pięćdziesiątych. Kocham animacje Disneya, amerykańską popkulturę, "Gwiezdne wojny" i "Powrót do przyszłości". W filmach uwielbiam, że mogę spoglądać na świat z czyjejś perspektywy. Od wielu lat tworzę i współprowadzę podcasty o tematyce filmowej.

News will be here