News will be here
“Challengers” - ogień w sypialni i na korcie [Recenzja]

Piękna pogoda w majówkę nie sprzyja siedzeniu w kinie. Ale są takie tytuły, na które i tak warto się wybrać. Jednym z nich jest nowy film z Zendayą - “Challengers” Luki Guadagnino. Czym tym razem szokuje włoski specjalista od kina erotycznego?

“Challengers” opowiada o trójkącie. Tashi (Zendaya), Art (Mike Faist) i Patrick (Josh O’Connor) tkwią w skomplikowanej relacji. Pierwsza dwójka jest małżeństwem, ona go trenuje, on chwilowo ma kryzys w karierze tenisisty. Ten trzeci to były chłopak Tashi i przyjaciel z dzieciństwa Arta. Nic nie jest proste, gdy cała trójka nieustannie rywalizuje - nie tylko o miejsce na podium sportowego świata, ale również za zamkniętymi drzwiami sypialni. Czy wypalony sportowo Art ma szansę na wielki powrót? Czy spłukany Patrick pokona na korcie dawnego przyjaciela? Do czego posunie się Tashi, żeby zapewnić mężowi zwycięstwo? I co tak naprawdę wydarzyło się w przeszłości, która nierozerwalnie połączyła całą trójkę...?

“Challengers”, czyli miks kina sportowego i erotycznego thrillera

Kadr z filmu “Challengers” (2024, reż. Luca Guadagnino), fot. Warner Bros.

Film “Challengers” Luki Guadagnino teoretycznie opowiada o tenisie. Rywalizujących ze sobą zawodnikach i kobiecie, którą obaj kochają, a która kocha bardziej tenis niż któregokolwiek z nich. W historii o wielkich ambicjach, tych spełnionych i nie, wielkim ego, wielkim sporcie i wielkich pieniądzach tkwi jeszcze jedna opowieść. O niepohamowanym pożądaniu, magnetycznym erotycznym napięciu i skomplikowanej relacji trójki bohaterów. Art ma wszystko i nie jest szczęśliwy; Tashi dawno pogrzebała własne marzenia, a Josh śpi w samochodzie i został mu tylko talent. Wszystkich łączy więcej, niż chcieliby przyznać. Niedopowiedzenia, niedokończone sprawy, przeszłość, która rzutuje teraźniejszość każdego z nich - cała trójka zamiast na kort, powinna wybrać się do porządnego terapeuty.

Precyzyjny scenariusz jest jedną z największych zalet “Challengers”. Narracja została podporządkowana strukturze meczu tenisowego. Wokół tego kręci się zresztą główna oś fabuły - po przeciwległych stronach siatki po latach stają Josh i Art. Jednak lwią część filmu Guadagnino stanowią retrospekcje. Z każdą kolejną sceną odkrywamy nowe fakty z życia bohaterów i coraz bardziej wpadamy w sieć łączących ich relacji. Te zmieniają się niczym przewagi na korcie: jednym razem Josh zdobywa punkt, innym razem Art. Podobnie ma się kwestia naszej sympatii: równomiernie rozdzielamy ją pomiędzy trójkę bohaterów i kibicujemy im na zmianę. Każdy z nich ma w sobie coś odpychającego, a jednocześnie trudno ich nie polubić. Nie ma mowy o prostym podziale na dobrych i złych. Tu każdy ma coś na sumieniu, a ich słabości - zwłaszcza w kwestii ulegania pokusom - to coś, co szczególnie interesuje Guadagnino.

Formalne rozbuchanie rodem z anime

Kadr z filmu “Challengers” (2024, reż. Luca Guadagnino), fot. Warner Bros.

“Challengers” to thriller erotyczny, który udaje film sportowy. Reżysera niespecjalnie interesuje sam tenis - mimo to wszystkie wymiany piłek ogląda się z podziwem, bo zostały spektakularnie nakręcone. Mamy tu kamerę przyklejoną do rakiety tenisowej, ujęcia zrealizowane z punktu widzenia piłki, kiczowate slow motion i multiplikację ekranu. Wszystko to, efektowne i momentami do przesady efekciarskie, przywodzi wręcz na myśl przegiętą stylistykę anime. Podobny pomysł zupełnie nie udał się w trzecim “Creedzie”. Tutaj, przez eklektyzm poruszanych w scenariuszu wątków, wykorzystanych środków wyrazu i gatunkowej niejednoznaczności (niepokojąca muzyka jak z dreszczowca), całość się broni. Pod warunkiem że zaakceptujemy tę dość specyficzną estetykę.

Najnowszy film autora “Tamtych dni, tamtych nocy” i “Do ostatniej kości” kontynuuje tendencję do opowiadania o miłości, fizycznym pożądaniu, skonfliktowanych bohaterach pod przykrywką innych tematów. Tym razem kanibali zastąpiono tenisem. Warto dać szansę “Challengers”, zwłaszcza że mamy tu nie tylko precyzyjny scenariusz, efekciarską formę i wchodzącą do głowy muzykę, ale również naprawdę udane występy aktorskie. To, co dzieje się między trójką głównych aktorów, potrafi naprawdę zelektryzować. Jednocześnie warto wspomnieć, że film nie jest wulgarny, nie epatuje graficzną erotyką i większość pikantnych scen pozostawia wyobraźni widza. Mimo to - można się na nim spocić, więc jeśli piękna majówkowa pogoda to dla Was za mało, to “Challengers” powinni zaspokoić Wasze pragnienia gorących wrażeń.

Jan Sławiński

Jan Sławiński

Absolwent Filmoznawstwa (I i II stopień) oraz Tekstów Kultury (II stopień) na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikuje w internecie, prasie specjalistycznej („Ekrany”, „Czas Literatury”, „Zeszyty Komiksowe”) oraz tomach zbiorowych („1000 filmów, które tworzą historię kina”, „Poszukiwacze zaginionych znaczeń”). Od ponad dziesięciu lat prowadzi autorskiego bloga jako Anonimowy Grzybiarz.
News will be here