News will be here
„Ferrari” – prędkość według Michaela Manna [Recenzja]

Ikona kina akcji, reżyser kultowej „Gorączki”, powraca na ekrany ze swoim najnowszym dziełem i opowiada nam historię Enzo Ferrariego. Ten film pachnie benzyną jeszcze przed wejściem na salę kinową.

Ciężko jest się nie cieszyć, kiedy jeden z ulubionych reżyserów powraca do kin. Radość jest tym większa, kiedy okazuje się, iż twórca ten wciąż jest w formie i doją nam naprawdę wysokiej klasy widowisko. Tak właśnie jest w przypadku „Ferrari”, który wyreżyserował Michael Mann, a w rolę tytułową wciela się Adam Driver.

Adam Driver jako Enzo Ferrari w filmie „Ferrari” (2023) reż Michael Mann fot. Monolith Films

KULTOWY TWÓRCA

Michael Mann to reżyser będący absolutną ikoną kina akcji. Lata 80. i – może przede wszystkim – 90. ubiegłego wieku, należały do niego. To on wyprodukował serial „Miami Vice”, wyreżyserował „Ostatniego Mohikanina”, kultową „Gorączkę”, czy świetnego „Zakładnika”. Kilka pozycji z jego filmografii znajduje swoje miejsce na mojej osobistej liście najlepszych filmów. Nic więc dziwnego, że byłem niesamowicie ciekaw, jak wypadnie jego powrót po dość sporej przerwie. Od jego „Wrogów publicznych” minęło aż 14 lat! Co prawda po drodze, w 2015 roku był jeszcze „Haker”, ale ów film nie przypadł do gustu ani widzom, ani krytykom. Dlatego też „Ferrari” był pewnego rodzaju niewiadomą. Muszę jednak przyznać, że Mann, pomimo osiemdziesiątki na karku, udowadnia tym filmem, że wciąż jest w doskonałej reżyserskiej formie.

Penélope Cruz jako Laura Ferrari w filmie „Ferrari” (2023) reż Michael Mann fot. Monolith Film

KIM JESTEŚ, ENZO?

Od razu po wyjściu z kina, pomyślałem, że Mann, zrobił dla Enzo Ferrari to, co Ridley Scott powinien był zrobić dla Napoleona. Film o cesarzu Francji był przekrojem przez życie słynnego Korsykańczyka, ze słynnymi wydarzeniami w tle. Jednak brakowało mu historii, a postaciom jakiegokolwiek charakteru. Dlatego cieszę się, że Mann zdecydował nam pokazać sylwetkę Enzo, przez pryzmat fragmentu jego życia. Zaledwie jeden fragment, rozciągający się w zasadzie na kilka miesięcy wystarczył, aby pokazać nam, jakim człowiekiem był Ferrari. Co więcej, w filmie nie jest on pomnikiem motoryzacji, a osobą z krwi i kości, ze złożonym charakterem, ale wyznającym wiele prostych zasad, o których nigdy się nie odwracał. Cały film jest dowodem na to, że choć historia jest bardzo ważna, to nawet ona się nie obroni, jeśli nie mamy żywych postaci. „Ferrari” ma obie z tych rzeczy i nie tylko to.

Partick Dempsey w filmie „Ferrari” (2023) reż Michael Mann fot. Monolith Film

RUMAK BLISKI UPADKU

Historia, którą widzimy w filmie, dzieje się oczywiście we Włoszech, w końcówce lat 50. ubiegłego wieku. Stajnia Ferrari nie ma łatwo, ponieważ skupia się przede wszystkim na wyścigach, a za mało sprzedaje samochodów. Przez to finanse firmy nie są w dobrym stanie i grozi jej upadek. Enzo Ferrari prowadzi firmę wraz ze swoją żoną Laurą (Penélope Curuz), która odpowiedzialna jest za finanse. Żeby jednak uratować swój dobytek, musi podjąć pewne kroki, które nie do końca pochwala Laura. W zespole Ferrari pojawia się również nowy kierowca, który pomoże zwyciężyć w wyścigu Mille Miglia – a to, odbuduje wyścigową pozycję marki.
Żeby tego było mało, żona Enzo dowiaduje się o jego nieślubnym dziecku, które ma z inną kobietą.

Adam Driver i Shailene Woodley w filmie „Ferrari” (2023) reż Michael Mann fot. Monolith films

ADAM DRIVER NA 5+, PENÉLOPE NA 6

„Ferrari” poza swoją historią i bohaterami, ma również świetną obsadę, dzięki której ci bohaterowie żyją. Adam Driver jako Enzo Ferrari może się z początku wydać nieco groteskowy, z może nie do końca idealną charakteryzacją i włoskim akcentem, ale im dalej poznajemy tę postać, to widzimy, ile ma w sobie naturalności i prawdy. Nawet jeśli widzowie nie są zaznajomieni z życiem Enzo ani nie są fanami motosportu, Ferrari w wykonaniu Drivera jest po prostu prawdziwą postacią. Doskonale rozumiemy jego motywacje, decyzje i reakcje na rozmaite wydarzenia. Jego chłód jest i przywiązanie do stawiania na swoim wypadają tu doskonale. Partnerująca mu Penélope Cruz jest niczym drugi biegun. Wulkan energii i temperamentu. Niczym tykająca bomba, bo nigdy nie wiemy, co jej postać w kolejnej scenie dla nas szykuje. Mimo że uważam, iż występ Drivera jest tu naprawdę bardzo dobry, to Cruz kradnie dla siebie każdą scenę i nie bierze jeńców. Jest doskonała w takich rolach.

Kadr z filmu „Ferrari” (2023) reż Michael Mann fot. Monolith Film

REALIZACYJNE DZIEŁO SZTUKI

Michael Mann przyzwyczaił nas już do tego, że jego filmy są właściwie perfekcyjne pod względem realizacyjnym. Nie inaczej jest w przypadku „Ferrari”. Wspaniałe zdjęcia, scenografie i dbałość o detale. Kulminacyjna scena w III akcie jest tak precyzyjnie pokazana, że zachwyca i przeraża jednocześnie. Sceny wyścigów ogląda się z zapartym tchem i niemal można poczuć zapach benzyny z pięknych włoskich maszyn.

Jeśli ktokolwiek miał wątpliwości co do tego, że „Ferrari” będzie prawdziwym kinowym doświadczeniem, to może śmiało zmienić swoje zdanie. Może nie jest to najlepszy film w dorobku reżysera, ale niewiele jest tu rzeczy, do których można się przyczepić. Dostajemy film będący historią kultowej postaci, który wciąga nas bez reszty i ani się obejrzymy, a już mijamy linię mety.

Jan Urbanowicz

Jan Urbanowicz

Kinem jestem zafascynowany niemalże od kołyski, a przygody z nim zaczynałem od starych westernów i musicali z lat pięćdziesiątych. Kocham animacje Disneya, amerykańską popkulturę, "Gwiezdne wojny" i "Powrót do przyszłości". W filmach uwielbiam, że mogę spoglądać na świat z czyjejś perspektywy. Od wielu lat tworzę i współprowadzę podcasty o tematyce filmowej.

News will be here