News will be here
Produkcja filmu "Chłopi"

Kilka tygodni temu polski internet obiegła skandaliczna wiadomość. Okazało się, że producenci filmu animowanego "Chłopi" nie postarali się o godziwe zarobki dla zatrudnionych przez siebie artystów.

Malarze, którzy wyciskali z siebie siódme poty podczas pracy nad następcą “Twojego Vincenta” oświadczyli, że otrzymywali od sopockiego studia “głodowe” stawki. Według nich wykonywali pracę o znacznie wyższej wartości niż ta, jaką ich zleceniodawcy wycenili w zapisach ich umów. Oczywiście machina produkcyjna odpowiedzialna za spektakularny, kinematograficzny projekt odniosła się do zarzutów. Reprezentanci studia BreakThru Films przyznali, że kontrowersję wywołały pierwotne stawki, natomiast zostały one zmienione po uwzględnieniu czynników zewnętrznych, takich jak inflacja.

Na ripostę artystów nie trzeba było długo czekać. Odpowiedź miała następujący przekaz - wynagrodzenia, nawet po podwyżce, wciąż wypadały fatalnie w kontekście wysiłku włożonego w wykonaną pracę, a także stopnia komercyjnego zysku osiągniętego i wciąż osiąganego przez film.

Zwiastun filmu

Wspomniane doniesienia potwierdzają jedną, kluczową kwestię - animowanym “Chłopom” znacznie bliżej do oszlifowanego marketingowo projektu biznesowego niż przedsięwzięcia czysto artystycznego. Nic dziwnego, że osoby pracujące przy tym dziele zostały potraktowane w tak niesprawiedliwy sposób, skoro główna idea przyświecająca jego powstaniu najwięcej wspólnego ma z biznesplanem wielkiej korporacji.

“Chłopi” istnieją jedynie dzięki egzystencji ich poprzednika, czyli “Twojego Vincenta”. To sukces komercyjny oraz artystyczny widowiskowej animacji o Van Goghu zrodził genezę jego następcy.

Film z serii “making of”

To film kapitalizujący swoją perspektywę finansową i recenzencką na dobrym przyjęciu poprzednika. To film próbujący sprzedać widzowi drugi raz niemalże tę samą propozycję, tylko dlatego że zadziałała ona na masową widownię po raz pierwszy.

Ponadto, jest to gigantyczny projekt-moloch traktujący tworzących go ludzi jako anonimowe trybiki w gargantuicznej maszynie. Mimo że zwieńczenie prac nad “Chłopami” na pewno zostało okupione krwią, potem i łzami setek zdolnych artystów, to żadna z tych osób nie tylko nie może liczyć na godną gratyfikację finansową, ale też kulturową. Analogicznie do robotników pracujących na sukces pracodawcy, malarze, którzy zostawili swoje zdrowie w miejscu pracy, zebrali zupełnie inne plony niż ich zarabiający krocie na ich trudzie przełożeni.

Wreszcie, czysto marketingowym, chciałoby się powiedzieć cynicznym, chwytem jest wybór materiału.

Wywiad z Mirosławem Baką

Wybór materiału do ekranizacji wręcz skrzy się od pragnienia komercyjnego sukcesu. Mamy w końcu do czynienia z filmową adaptacją fragmentów Noblowskiego dzieła, będącego jednocześnie lekturą szkolną i czołowym tytułem rodzimego literackiego kanonu. Chyba nie dało się zainwestować pieniędzy w bardziej pewny produkt.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi ukazują film “Chłopi” jako produkt syntetyczny. Wyprodukowany tylko po to, by napędzał zysk. Nieoryginalność stojącej za całością idei może sugerować, że autorzy dzieła postawili na bezpieczną odtwórczość. Taką, która zagwarantuje im komercyjną wiktorię.

A, że przy okazji źle potraktowali współpracowników? Cóż, właśnie tak działają wszystkie korporacyjne molochy tego świata.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here