News will be here
TANKtv to coś, czego wielu z nas potrzebuje

Chyba każdym, kto ma się za kinomana, miotają obecnie silne, skrajne, wykluczające się uczucia. Z jednej strony jesteśmy głodni filmów i powinno nas cieszyć, że kina otwarto, a spora część wyczekiwanych premier i tak już wcześniej trafiła do sieci. Akurat na niedobory ilościowe nie można narzekać. Z drugiej strony zarówno bezpieczne, skrojone pod masowego odbiorcę repertuary kin, jak i przepastne biblioteki streamingowych gigantów jawią się często niczym lodówka, do której tak często zaglądamy bez celu...

Najczęściej odchodzimy z pustymi rękami, by po kilkudziesięciu minutach powrócić w złudnej nadziei na znalezienie czegoś, co chwilę wcześniej umknęło naszej uwadze. Czyż nie podobnie jest z serwisami streamingowymi? Komu nigdy nie przeszło przez myśl, by anulować subskrypcję Netflixa, niech pierwszy rzuci kamień.

Oczywiście nie chcę pochylać się nad stanem przemysłu filmowego i narzekać na marginalizowanie kina niezależnego. Nie w tym rzecz. Czy to Netflix, Apple TV+, HBO czy Prime Video (lub jakikolwiek inny serwis) – wszystkie one mają swoje plusy i minusy. Spójrzmy jednak prawdzie w oczy: dożyliśmy czasów, gdy zachwyt wzbudza wprowadzenie możliwości odtworzenia losowego filmu.

Za mało czasu, by obejrzeć je wszystkie. Za dużo, by wiedzieć, który wybrać

Mohamed Hassan, Pixabay
Fot. Mohamed Hassan/Pixabay

Ten stan rzeczy może wynikać zarówno z nieszczególnie przejrzystej konstrukcji biblioteki, jak i kwestii czysto psychologicznej. Często wiemy jedynie tyle, że mamy chwilę, by coś obejrzeć, ale decyzja co do tytułu nas przerasta. Może to niesprecyzowany gust filmowy, kwestia nastroju lub zwyczajny przesyt, jednak na sam wybór nieraz poświęcamy więcej czasu niż seans. Innym razem wygrywa natomiast ciekawość, co ten Netflix skrywa w czeluściach nieprzemierzonej biblioteki tytułów.

Gdzieś w tle, jak wspomniałem, jest fakt dość mizernej konstrukcji streamingowych bibliotek. Kiedy nie wiemy, co chcielibyśmy obejrzeć, a podpowiedzi najczęściej jedynie utrudniają wybór, czasem lepiej się poddać. Nieraz bywa też tak, że któraś z produkcji nas zaciekawi, po czym okaże się równie byle jaka, co kilka innych, na które już wcześniej daliśmy się złapać. Nie każdy nad tym panuje, nie każdy ma też cierpliwość, a umówmy się, że przeciętne tytuły to jednak większość propozycji. Każdy ze streamingowych serwisów ma swoje problemy, które może tłumaczyć ofertą dla jak najszerszego grona odbiorców. Właśnie dlatego losowanie filmów – pozornie bezsensowne – nazwano czymś wyjątkowym, przełomowym.

Cała ta konstrukcja może jednak nadwyrężyć zaufanie człowieka do przemysłu filmowego. Usługi streamingowe – nawet jeśli opierają się na własnych tytułach – są przecież jedynie dostawcą. Ktoś natomiast musiał podjąć decyzję czy to o kolejnej wtórnej produkcji, czy o dodaniu do biblioteki klasyków, które regularnie można obejrzeć w tradycyjnej telewizji. Świeżość zdaje się więc czymś niezmiernie pożądanym... Chyba że uda się nadać szerszy kontekst seansowi. Stworzyć platformę, która będzie niczym niekończący się festiwal kina tematycznego, regularnie zmieniający jedynie motyw przewodni.

Na tle konkurencji TANKtv zaskakuje klimatem

Skutki miłości, Paolo Sorrentino, Fandango, Indigo Film, Medusa Film
"Skutki miłości" (reż. Paolo Sorrentino, 2004), fot. Fandango/Indigo Film/Medusa Film

Zdanie o niekończącym się festiwalu jest chyba najlepszą metaforą tego, co czuje widz tej brytyjskiej platformy – choć może to za duże słowo. W końcu to ledwie kilkadziesiąt filmów. Początki konceptu mają zresztą niemal dwadzieścia lat, a więc mogą nieco rozczarowywać zasobami, ale mimo to filozoficzno-festiwalowy klimat robi swoje.

TANKtv to jeden z wielu pobocznych projektów magazynu kulturalno-modowego "Tank". Założone pod koniec lat 90. przez Masouda Golsorkhiego pismo od początku istnienia stawia na niezależność w duchu postmodernizmu. Za motto przyświecają mu słowa Jeana-François Lyotarda: "elitaryzm dla wszystkich". Kolejne numery niezmiennie przeplatają tematy modowe i kulturalne z filozoficznymi rozważaniami. Tank.tv natomiast powołano do życia już w 2003 roku, czyniąc platformę miejscem wirtualnych ekspozycji sztuki. Jej najnowsze wcielenie poszło jednak w innym kierunku.

Obecnie TANKtv mocno skupia się kinie niezależnym, przybliżając zarówno głośne, jak i nieco mniej znane tytuły istotnych autorów. Wśród nich wymienić należy czy to Martina Scorsesego, Paolo Sorrentino, czy też Andrieja Tarkowskiego – choć to oczywiście zaledwie część z ikon, które przypomniano. Na pierwszy rzut oka możemy więc odnieść wrażenie, że to kolejna platforma z klasykami. Te jednak, poza samą emisją, zyskują też odpowiedni komentarz krytyczny. Repertuar dzielony jest na sezony – te zaś objęte są kuratelą i przygotowywane niczym wystawy muzealne. Każdy ma pewien motyw przewodni, prezentowane dzieła zyskują głębię dzięki omówieniu ich w artykułach, a proces kończą dyskusje krytyków.

Projekt ma kameralny charakter – to raptem kilkadziesiąt pozycji. Nic więc dziwnego, że motto TANKtv brzmi: Dość bezmyślnego przewijania. Tylko filmy, które musisz obejrzeć. Urzeka jednak forma tego przedsięwzięcia i silnie wyczuwalna chęć nadania sztuce filmowej kontekstu. Bez wątpienia służy to także pogłębieniu wiedzy zarówno na temat poszczególnych dzieł i autorów, jak i procesu twórczego w kinie niezależnym.

Niedawno rozpoczął się szósty sezon, którego motywem są codzienne rytuały. Na tapet wzięto dziesięć tytułów stworzonych przez: Andrieja Tarkowskiego ("Ofiarowanie", 1986); Andrew Haigha ("45 lat", 2015); Andrieja Zwiagincewa ("Lewiatan", 2014); Jean-Luca Godarda ("Weekend", 1967); Michaela Hanekego ("71 fragmentów", 1994); Agnès Vardę ("Szczęście", 1965); Corneliu Porumboiu ("Policjant, przymiotnik", 2009); Akiego Kaurismäkiego ("Leningrad Cowboys jadą do Ameryki", 1989) oraz Atoma Egoyana ("Klub »Exotica«", 1994).

Tank, Tank Magazine, TANKtv
Fot. TANKtv

Niestety TANKtv ma też jedną, zasadniczą wadę. Kosztująca zaledwie 3 funty miesięcznie subskrypcja działa jedynie na terenie Wielkiej Brytanii. Bez VPN-u (lub przeprowadzki) się tu nie obejdzie.

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.

News will be here