News will be here
Kadr z filmu "The Palace" (reż. Roman Polański, 2023), fot. Eliseo Entertainment

Wydaje się, że Roman Polański tym razem srogo przestrzelił. Legendarny polski filmowiec pokazał swój "The Palace" podczas festiwalu w Wenecji, po czym zebrał, delikatnie mówiąc, niezbyt entuzjastyczne recenzje.

Kolektywne rozczarowanie - tak można określić konsensus, jaki wypracowali sobie krytycy filmowi piszący o najświeższym dziele autora “Chinatown”. Twórca, który zarówno w Polsce, jak i w Hollywood od lat ma renomę prawie nieomylnego, tym razem zupełnie nie trafił w gusta branżowych mediów.

Owszem, dotychczas zdarzały się już Polańskiemu fabuły, które wywoływały raczej mieszane reakcje. Zwłaszcza ostatnie dwie dekady obfitują w kolejne pozycje filmografii reżysera niedorastające do ikonicznego charakteru narracji “Dziecka Rosemary” czy “Wstrętu”. Renoma wypracowana w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wielokrotnie chwiała się na nierównych jakościowo fundamentach dokonań końcówki XX i początku XXI wieku. Natomiast wydaje się, że jeszcze nigdy film Polańskiego nie spotkał się z aż tak jednomyślnie negatywną repliką, jak właśnie “The Palace”.

Szczątkowe informacje, jakie jesteśmy w stanie teraz uzyskać na temat tego obrazu, mogą motywować jedynie do gdybania.

Zwiastun filmu

Ze wspomnianych recenzji wynika, że tym razem Polański rzucił się na groteskową satyrę. Spróbował swoich sił w społeczno-politycznej karykaturze - wziął na warsztat pustkę ekscesów współczesnej burżuazji, sięgając trochę po Bunuela i nawet więcej niż trochę Rubena Ostlunda.

Prawdopodobna klęska Polańskiego może wynikać ze zbytniej brawury w próbie zaprezentowaniu widzom młodzieńczej filmowej energii. Zdaje się, że polski twórca poszedł śladem swojego kolegi po fachu Martina Scorsese i w pewnym sensie postanowił nakręcić swojego “Wilka z Wall Street”. Nie chodzi tu jednak o bliźniaczą tematykę czy podobną estetyczną wrażliwość, a raczej o pewną filozofię reżyserską. W obu przypadkach mamy bowiem do czynienia ze starzejącymi się, powoli odchodzącymi w stronę zachodzącego słońca mędrcami kinematografii, którzy coraz mocniej kojarzeni są ze statecznym kanonem, a coraz mniej z energicznością sztuki “tu i teraz”. Polański, tak jak Scorsese, jest więc filmowcem skazanym na dojrzałość. Kimś od kogo wymaga się tworzenia powściągliwych, eleganckich formalnie i merytorycznie historii. Tenże Polański, podobnie jak autor “Chłopców z ferajny” postanowił się jednak zbuntować i uciec powszechnym oczekiwaniom wobec jego osoby. Według słów wielu dziennikarzy “The Palace” jest wyrazem desperackiego wyparcia się życiowej i artystycznej starości. Kinem do cna przerysowanym, karykaturalnym, skrzącym się trochę dziecinną bezmyślnością dynamizmem. Pęd ku stworzeniu w późnym okresie twórczości filmu “młodzieńczego” tym razem okazał się chybiony. Wydaje się, że starczyło energii na skrajny, narracyjny puls, ale zabrakło pary na opakowanie go interesującym odautorskim komentarzem (w przeciwieństwie do rzeczonego “Wilka z Wall Street”).

Można też sobie trochę pogdybać na temat politycznej wymowy całości.

Klip z filmu

Rozmaite artykuły na temat “The Palace” rysują nam obraz kina zaangażowanego. Parafrazując recenzentów, z założenia jest to bezkompromisowa satyra na bezmyślną pustkę dnia powszedniego elit. Po zapoznaniu się z takimi opisami przesłania kryjącego się za tym nieudanym projektem, od razu rodzi się w głowie pytanie: skąd w głowie Romana Polańskiego, tj. reżysera nigdy niezapędzającego się w rejony antykapitalistycznej retoryki, ta nagła chęć nakłuwania burżuazji?

Być może stoi za tym szczera intencja, być może reżyser pragnął zająć się czymś innym niż zwykle i zaskoczyć samego siebie. Lub inaczej - być może zapragnął podłączyć się pod Hollywoodzki trend popowego antykapitalizmu i zbić kapitał kulturowy na popowej krytyce Kapitału, tak jak zrobiono to m.in. w “Nie patrz w górę”.

Oczywiście nie dowiemy się tego, dopóki na własne oczy nie ujrzymy najnowszego filmu Romana Polańskiego. Na pewno warto czekać na polską premierę, bowiem nawet jeśli “The Palace” rzeczywiście nie zachwyca, to jego wartość może tkwić w walorze czysto edukacyjnym odkryciu przed nami aktualnej kondycji jednej z największych ikon współczesnego kina.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here