News will be here
“Tysiąc twarzy Kuby Rozpruwacza” - reinterpretacja legendy [Recenzja]

Wydawnictwo Lost in Time wprowadziło na półki księgarń album komiksowy "Tysiąc twarzy Kuby Rozpruwacza", w którym autorzy mierzą się z legendą bestii z Whitechapel. Czym ta historia różni się od setek wcześniejszych opowieści o jednym z najsłynniejszych seryjnych morderców prostytutek?

Album “Tysiąc twarzy Kuby Rozpruwacza” zbiera krótkie historie komiksowe publikowane pierwotnie między 1984 a 1985 rokiem w magazynie “Creepy”. Oryginalne miejsce publikacji nie jest przypadkowe, bowiem historyjki operują makabrą i czarnym humorem. Ich autorzy, Antonio Segura (scenariusze) i Jose Ortiz (rysunki) nie boją się pokazać wyprutych flaków, zaś same fabuły często są pretekstowe. Całościowo składają się jednak na ciekawą reinterpretację jednego z najbardziej zmitologizowanych morderców w dziejach.

“Tysiąc twarzy Kuby Rozpruwacza” - dosłownie i w przenośni

Fragment komiksu “Tysiąc twarzy Kuby Rozpruwacza”, rys. Jose Ortiz, fot. Lost in Time.

Czy był jeden Kuba Rozpruwacz, czy może imię legendarnego mordercy przyjmowali kolejni przestępcy zafascynowani jego poczynaniami? Kim był, dlaczego mordował? Na to pytania album “Tysiąc twarzy...” nie udziela jednoznacznych odpowiedzi i dużo zależy od interpretacji czytelnika. To ciekawy zabieg, który pozwala utrzymać aurę tajemnicy nad opowiadaną historią. Zresztą momenty, gdy autorzy starają się powiedzieć za dużo (np. w ostatniej historyjce przedstawiającej dzieciństwo Rozpruwacza i ukazującej jego pierwsze morderstwo) są tu najsłabsze.

Zdecydowanie lepiej idzie im zabawa motywem seryjnego mordercy oraz kreowanie subiektywnej atmosfery. Opowieści o Rozpruwaczu osadzone w brudnych zaułkach mglistego XIX-wiecznego Londynu zawsze są wdzięcznym materiałem do snucia klimatycznych opowieści i w przypadku “Tysiąca twarzy Kuby Rozpruwacza” nie jest inaczej. Skąpana w plamach czerni realistyczna kreska Ortiza idealnie uzupełnia makabryczne scenariusze Segury. Oglądanie historii z kilku perspektyw skutecznie buduje wrażenie, że sam Rozpruwacz jest istotą wyjętą z nadnaturalnego porządku. Nieuchwytny, szalony, zdolny do bestialskich czynów i zawsze kilka kroków przed stróżami prawa.

Coś dla miłośników makabry i czarnego humoru

Fragment komiksu “Tysiąc twarzy Kuby Rozpruwacza”, rys. Jose Ortiz, fot. Lost in Time.

Mimo że w warstwie rozrywkowej “Tysiąc twarzy...” jest albumem satysfakcjonującym, to trzeba też przyznać, że niektóre z zaprezentowanych historyjek mają niewiele do zaoferowania poza pomysłem wyjściowym by pokazać Kubę z perspektywy np. policjanta, prostytutki czy właściciela palarni opium. Ratuje je często przewrotna puenta i wspomniany wcześniej klimat, będący wypadkową snucia tak mrocznej opowieści i oddziałujących na wyobraźnię rysunków.

Całość momentami jest przesadnie dosłowna, a czytając wszystkie dziewięć shortów przy jednym posiedzeniu można odczuć lekkie znużenie ich powtarzalną formą. Sam komiks nie ma ambicji, chociażby, “From Hell” Alana Moore’a i Eddie’ego Campbella, zresztą całość zamyka się na nieco ponad 70 stronach, więc ani pod względem formy, ani treści nie może równać się z tamtym monumentalnym arcydziełem. Wątpię zresztą, by autorom przyświecał podobny cel.

Jeśli więc szukacie zbioru krótkich komiksowych historii, lubicie makabryczny klimat i czarny jak smoła humor, a także interesuje Was postać mordercy z Whitechapel to śmiało sięgajcie po “Tysiąc twarzy Kuby Rozpruwacza” z wydawnictwa Lost in Time.

Jan Sławiński

Jan Sławiński

Absolwent Filmoznawstwa (I i II stopień) oraz Tekstów Kultury (II stopień) na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikuje w internecie, prasie specjalistycznej („Ekrany”, „Czas Literatury”, „Zeszyty Komiksowe”) oraz tomach zbiorowych („1000 filmów, które tworzą historię kina”, „Poszukiwacze zaginionych znaczeń”). Od ponad dziesięciu lat prowadzi autorskiego bloga jako Anonimowy Grzybiarz.
News will be here