News will be here
Killer Mike – "Michael" (2023), fot. Loma Vista

Być może niewiele osób w to wierzy, ale Killer Mike funkcjonuje na scenie hip-hopowej nie od kilku lat, a od kilku dekad. Owszem, na wyżyny gatunku wzbił się dopiero niedawno – przy okazji solowej płyty "R.A.P. Music" i legendarnej już kolaboracji z El-P pod szyldem Run the Jewels, lecz teraźniejsza wielka kariera ma w jego przypadku wręcz starożytne początki.

Gdy zaczynał wiele lat temu, Killer Mike był po prostu jednym z wielu wykonawców ewokujących estetykę tak zwanego brudnego południa, a więc formę rapową odznaczającą się ekstatyczną, pół agresywną, pół imprezową intensywnością środków wyrazu. Wtedy był artystą co najwyżej przeciętnym, niewyróżniającym się na tle gwiazd mikrofonu jego epoki. Dopiero później, gdy doszlifował warsztat i zainteresował się ambitniejszą socjologicznie oraz politycznie tematyką, zaczął budować swoją artystyczną unikalność.

Dziś, gdy Killer Mike publikuje album “Michael”, wydaje się, że historia zatoczyła koło

Odsłuch albumu “Michael”

Nie oznacza to jednak, że z czołowego głosu afroamerykańskiego na powrót wszedł w buty powszedniego wypluwacza rymów. Co to, to nie. Utwory na tym krążku są bowiem odpowiednio introspekcyjne, odpowiednio efektowne formalnie i odpowiednio zręcznie zarapowane. Dobór gości też jest odpowiedni, ponieważ zachowuje tak potrzebną tej muzyce równowagę pomiędzy błyskiem kunsztu współpracowników a zachowaniem przez gospodarza statusu pierwszoplanowej postaci.

Historia nie powtarza się więc na poziomie muzycznym. “Michael” to esencjonalny, późny Killer Mike, który w warstwie brzmieniowej nie ma nic wspólnego z jego juwenilnym trapem początku kariery. Natomiast mimo wszystko trudno oprzeć się wrażeniu obcowania z artystycznym krokiem wstecz. Ta dość nieznośna sensacja wynika nie tyle z nieprzemyślanych decyzji twórcy, ile (co dość paradoksalne) z jego opartej konsekwencji.

Problemem “Michaela” i Killer Mike’a jest przewidywalność

Killer Mike w wywiadzie dla Breakfast Club Power 105.1 FM

Słuchając najnowszego solowego projektu Amerykanina, z jednej strony chce się podziwiać jego etos pracy – fakt wypuszczenia w świat kolejnego dzieła na tym samym, solidnym poziomie. Z drugiej jednak strony, chce się również ziewać. Przybraną siostrą perfekcji bardzo często staje się nuda i tutaj to właśnie ona, a nie kreatywność czy ambicja, gra niestety pierwsze skrzypce.

Tak więc związek młodego Mike’a ze starym opiera się na z w y k ł o ś c i jego sztuki. Ordynarność młodego była wynikiem braku doświadczenia, z kolei niezbyt ekscytująca powszedniość dokonań starego jest już rezultatem jego nadmiaru. Artyści tacy jak David Lynch potrafią kreować swoje najbardziej bezkompromisowe dzieła właśnie podczas późnego okresu swojej twórczości. Z kolei artyści tacy jak Killer Mike zaczynają wtedy potulnieć i przestają ryzykować.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here