News will be here
Salvador Dali ze swoim ocelotem Babou (1965), fot. Roger Higgins/Wikimedia Commons

Kim tak naprawdę jest artysta? Czy to natchniona postać, która zasiada do kreowania jedynie, gdy napędza ją działanie weny? A może jednak ktoś, kto po prostu wykonuje swoją pracę?

Laboratorium twórcy, czyli jego obłożone stosem papierów biurko, oblane świeżą kawą stronice najmądrzejszych ksiąg i wypierający już dziś większość bardziej tradycyjnych narzędzi komputer, jawi się nam jako miejsce święte. Jako świątynia idei, które zdefiniowane przez szeroko pojętą mistyczną tajemnicę materializują się na naszych i jej twórców oczach. Mimo że pracownia, w której artysta tworzy swoje dzieła, to po prostu miejsce pracy nieróżniące się zbytnio od typowego domowego gabinetu osoby pracującej zdalnie, nasza wyobraźnia podpowiada nam coś innego.

Sam proces twórczy również jest naznaczony romantyczną perspektywą

Picasso podczas tworzenia swojego dzieła

Wydaje się spotkaniem z osobliwością. Duchowym przeżyciem danym jedynie wyjątkowym jednostkom wyróżniającym się talentem i błyskotliwością wśród rzeszy przeciętnych ludzi. Proces twórczy często postrzegany jest niemal jak religijny rytuał. Niczym czynność wykonywaną w ramach poświęcenia się dla wyższych celów, a jednocześnie czynność wyniesiona ponad standardową aktywność zawodową.

Tymczasem wyobrażenia na temat procesu twórczego, podobnie jak w przypadku powszechnej opinii na temat pracowni artystycznej, można nazwać co najmniej karykaturalnymi czy przerysowanymi. W istocie jest to przede wszystkim niekończące się zmaganie. Artysta zmaga się bowiem z niemocą twórczą zaglądającą do jego szyb, gdy ten codziennie jest zmuszony do wpatrywania się w pustą kartkę. Zmaga się także z wiecznie goniącymi terminami, które patrzą przez ramię i mają gdzieś niedobór koncepcji czy inspiracji. Wreszcie artysta zmaga z dotkliwą samotnością, albowiem bardzo często proces twórczy jest przedsięwzięciem lubiącym ciszę.

Życie codzienne artysty zazwyczaj narzuca się opinii publicznej jako powszedniość legendarna

Andy Warhol je hamburgera

Często mamy wrażenie, że codzienność artysty jest jedną wielką przygodą. Wydaje nam się, że tętni ono nadludzkim tempem, a każde spotkanie owocuje stymulującą intelektualnie i metafizycznie refleksją. Poniekąd dzieje się tak dzięki wyrafinowanym konstruktorom wizerunku – takim jak Salvador Dali czy Andy Warhol.

Wystarczy jednak wziąć to artystyczne życie pod lupę, żeby (tak jak w poprzednich przypadkach) zobaczyć coś zgoła innego. Mianowicie, dni charakteryzujące się brakiem bezpieczeństwa finansowego oraz rosnącą irytacją spowodowaną rwanymi, nieregularnymi kontaktami ze zleceniobiorcami.

Artysta i jego losy są więc wdzięcznym tematem do karykaturyzacji

Słynny występ Salvadora Dali w amerykańskim talk-show

Łączą się bowiem z profesją, która kojarzy się z wyjątkową, daną jedynie wybrańcom egzystencją. Natomiast w rzeczywistości daleko życiu artysty do mitycznej bajki. Tak naprawdę jest ono raczej zupełnie przyziemną przypowieścią o wzlotach i upadkach powiązanych z ideą tak zwanego wolnego zawodu. Być może czas już odbrązowić wizerunek artysty i zacząć traktować twórców wszelkiej maści po prostu jak rzemieślników?

I nie mam tu na myśli uznawania ich dzieł za pozbawione polotu produkty solidnego wyrobnictwa. Chodzi mi raczej o przekonanie samego siebie do tego, że artysta żyje tak jak każdy z nas, a często nawet w jeszcze gorszych, raczej niegodnych zazdroszczenia warunkach. Jak więc brzmi hasło na dziś? Może: “przestańmy idealizować pracę twórczą, bo robimy tym krzywdę osobom ją uprawiającym”?

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here