De Wallen to jedna z najliczniej odwiedzanych przez turystów dzielnic Amsterdamu. W gruncie rzeczy nie powinno to dziwić, wszak mowa o najstarszej części konstytucyjnej stolicy Holandii. Nie zabytki czy muzea przyciągają jednak w to urokliwe miejsce. Na całym świecie De Wallen znane jest raczej jako najsłynniejsza "dzielnica czerwonych latarni". Znakiem rozpoznawczym tej części miasta są bowiem słynne coffee shopy oraz paradujące w oknach, niczym w witrynach sklepowych, prostytutki. Te zaś ostatnio doczekały się (rzekomej) rewolucji w swym zawodzie, choć nie każdemu się to podoba. Jak działa uruchomiony przez władze Amsterdamu komunalny dom publiczny My Red Light, na czym polega rewolucyjność pomysłu i czy w ogóle ma on rację bytu?
Oudezijds Achterburgwal za dnia – jedna z ulicy, przy której działają okna My Red Light, fot. Shutterstock
Holandia słynie z bezpruderyjności, lecz to tylko część prawdy. To, co w Amsterdamie uznawane jest za normalne, nie może liczyć na aprobatę w innych częściach kraju. Jeszcze w 2016 roku planowano zresztą, że De Wallen zostanie oczyszczone. Doprowadziło to jednak do sporu ze związkami zawodowymi pracowników seksualnych i ich masowych protestów na ulicach. Plany szybko porzucono, a już rok później władze Amsterdamu wystąpiły z nowym projektem wsparcia tych środowisk. W maju 2017 burmistrz Eberhard van der Laan uroczyście otworzył przybytek o wdzięcznej nazwie My Red Light. "Miejski burdel", jak okrzyknięto to przedsięwzięcie, miał wyznaczać nowe standardy, będąc przy tym swoistym eksperymentem społecznym.
Warto przypomnieć, że w Holandii do prawdziwej rewolucji w tym kontekście doszło w latach 90. W reakcji na niepowodzenie siłowych prób zwalczenia handlu ludźmi i sutenerstwa zastosowano wówczas pewien fortel. Prostytucję zalegalizowano. Najstarszy zawód świata zyskał prawa pracownicze, a szereg regulacji związanych z unormowaniem pracy prostytutek w dużej mierze pomógł w ograniczeniu procederu. My Red Light miał natomiast za zadanie sprawić, że życie tej grupy zawodowej stanie się jeszcze... normalniejsze.
My Red Light – rozwiązanie czy kolejny problem?
Jedno z pomieszczeń zaprojektowanych przez Janpaula Scholtmeijera, fot. My Red Light Foundation
Nadrzędnym celem było w tym przypadku stworzenie bezpiecznego środowiska pracy. Legalizacja prostytucji nie wyeliminowała bowiem w pełni problemu handlu ludźmi. Pracujące na własny koszt prostytutki zaczęły więc wynajmować słynne witryny, lecz wówczas zaczął działać wolny rynek. Ceny szły w górę nie tylko z racji popytu, ale i przez stale zwalczane nielegalne agencje towarzyskie. Okno było swoistym synonimem bezpieczeństwa, ale i sowicie opłacanym przywilejem. By temu zaradzić, Amsterdamscy radni postanowili powołać fundację My Red Light i oddać w jej ręce cztery kamienice przy ulicach Oudezijds Achterburgwal i Boomsteeg. W czternastu zlokalizowanych tam oknach pracę w świetnych warunkach miało otrzymać nawet czterdzieści osób.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że My Red Light nie powstałoby bez zaangażowania burmistrza. Nie sposób jednak ocenić, czy była to z jego strony PR-owa zagrywka, czy może próba załagodzenia wspomnianych strajków z 2016 roku. Faktem jest jednak, że Eberhard van der Laan dołożył wszelkich starań, by fundacja mogła rozpocząć działalność. Zebrał wszystkich zainteresowanych, poszukał inwestorów, zadbał o patronat HVO-Querido (organizacja walcząca z wykluczeniem społecznym). Gdzieś w tym wszystkim zagubiono chyba jednak dobro samych prostytutek.
Prowadzone we współpracy z organizacjami zrzeszającymi seksualnych pracowników My Red Light miało wyznaczać trendy. Poza otrzymaniem nowego miejsca pracy sekspracownicy mieli być dokształcani, a wszystkiemu towarzyszyć miała akcja informacyjna. Wszak chodziło o uświadomienie społeczeństwa, że każdy zasługuje na szacunek. Inicjatywa zyskała też przychylność środowisk kreatywnych. Nad wystrojem pracował między innymi Janpaul Scholtmeijer, wzięty projektant wnętrz. Z kolei meble dostarczyły takie firmy jak Lensvelt czy pracownia Richarda Huttena. Efektem były oczywiście sterylnie czyste, pełne udogodnień przestrzenie, które... chyba nie pomogły.