News will be here
Fame MMA - nowy stary problem

Pójdźmy śladem głównonurtowej medialnej narracji i głośno wyrażajmy swój sprzeciw wobec popularności Fame MMA. Oburzajmy się na pogłos, jakim cieszą się “freak-fightowe” widowiska. Opłakujmy kondycję rodzimego przemysłu rozrywkowego, który sprzedaje odbiorcom groteskowe skrzyżowanie patostreamu z parodią wrestlingu. Róbmy wszystkie te szlachetne rzeczy, ale pamiętajmy o jednym...

Impuls skłaniający nas oraz podobnych nam konsumentów wytworów polskiej popkultury do kolektywnego protestu jest nie tyle symbolem tego, że miarka się przebrała, ile bombą z opóźnionym zapłonem, wybuchającą zupełnie nie w porę. Krwawą krucjatę wymierzoną w biznes Fame MMA polskie media rozpoczęły bowiem dopiero niedawno. Owszem, owa kontrowersyjna idea specyficznych sportów walki zawsze wywoływała co najmniej mieszane powszechne uczucia, lecz dopiero teraz spotkała się ona z jednoznacznie negatywną reakcją.

Skrajny odbiór jest pokłosiem zaangażowania w to środowisko reprezentantów tzw. patoinfluencerstwa. Innymi słowy, postaci wykorzystujących wszelkiego rodzaju platformy streamingowe po to, by uprawiać na nich teatr przemocy - psychicznej, fizycznej, symbolicznej. To internetowi celebryci, którzy z wulgarności uczynili cnotę, a z absolutnych braków zahamowań cel swojego medialnego istnienia. Dla opinii publicznej włączenie ich do gal freak-fightowych było przesadą nawet w kontekście karykaturalnej natury owych gal.

Tymczasem, gdy prześledzimy dokładniej historię i teraźniejszość gal freak-fightowych, to okaże się, że ten nagły, etyczny zryw jest pokazem pewnego rodzaju hipokryzji.

Jedna z walk Fame MMA

Otóż znaczna część zawodników, którzy występowali w ringu na długo przed angażem tzw. “patostreamerów” w istocie wcale nie odbiegała od nowej fali stygmatyzowanych osobowości pokroju niesławnego Daniela Magicala. Nie byli oni jednak odsądzani od czci i wiary niczym te wszystkie nowe narybki.

Powód jest bardzo prosty - patoinfluencerka jako dziedzina współczesnej, polskiej popkultury jest kreowana na margines influencerki głównonurtowej. Na coś w rodzaju niechcianego, gorszego bękarta cyfrowego show-biznesu po polsku. Tymczasem, gdy głębiej zastanowimy się nad tym wszystkim, okaże się, że różnica między influencerstwem bez przedimka i z przedimkiem jest w gruncie rzeczy żadna.

Patoinfluencerzy może i używają bardziej wulgarnego języka. Być może mają na sobie mniej modne ciuchy i nie udało im się zdobyć zbyt pokaźnego kapitału kulturowego. Nie mają też na koncie kontraktów z wielkimi korporacjami, nie są twarzami ekskluzywnych marek.

Jedna z walk Fame MMA

Natomiast ich obecność na galach Fame MMA jest tak samo godna pożałowania, jak obecność wszystkich wygładzonych, ale moralnie równie podejrzanych “czystych” influencerów. Po prostu prawda jest taka, że boimy się patoinfluencerów, ponieważ odsłaniają oni prawdziwe oblicze tego typu widowisk, podczas gdy sztandarowi i standardowi influencerzy robią co w ich mocy, żeby to oblicze ukryć za maską.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here