News will be here
Dom towarowy Solpol we Wrocławiu (2015) – postmodernistyczny budynek wzniesiony w latach 1992-93, a rozebrany w roku 2022, fot. Wikimedia Commons

Z miast zaczynają znikać zaledwie trzydziestoletnie budynki. Wiele z tych wybudowanych w pierwszej dekadzie po upadku PRL-u już odchodzi w zapomnienie. Co o tym decyduje? Czemu się nie sprawdziły i czy w ogóle mamy za czym tęsknić, wspominając architekturę lat dziewięćdziesiątych?

Pierwsza dekada postpeerelowskiej Polski to swoista faza przejściowa między wypełniającymi miasta kamienicami, blokami z wielkiej płyty, betonowymi gmachami a obecną dominacją szkła. Architektura tamtego okresu wielu kojarzy się natomiast jako coś tandetnego, dziś trochę dziwnego, a przy okazji oryginalnego. Coraz częściej jednak odchodzi do lamusa. Warto zatem się zastanowić, czy w ogóle jest za czym tęsknić w tym przypadku.

Żeby lepiej zobrazować sobie, o czym mówimy, warto podać kilka przykładów. Hotel Sobieski w Warszawie, wrocławski Solpol, gmach Banku PKO przy Damrota w Katowicach, Ilmet w Warszawie przy Rondzie ONZ (to ten budynek, gdzie przez lata na dachu obracał się znaczek Mercedesa), Biblioteka Śląska w Katowicach, Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie czy kompleks Pazim w Szczecinie.

Części z nich już nie ma. Dlaczego?

BUW, Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie, Architektura lat 90., Adrian Grycuk, Wikimedia Commons
Biblioteka Uniwersytecka w Warszawie, fot. Adrian Grycuk/Wikimedia Commons

Problem z budynkami lat dziewięćdziesiątych jest następujący – ich matką nie jest architektura, lecz rewolucja. Inwestorzy za wszelką cenę chcieli odciąć się od szarości PRL-u. Z tego powodu wybierali projekty zbyt wymyślne, które były mało funkcjonalne, a także niezbyt ładne. Wiele z tych budynków dzisiaj wygląda po prostu dziwnie, ekstrawagancko i pstrokato. Wiele z nich trudno też wkomponować w zmieniające się miasta.

Można zatem stwierdzić, że polska architektura lat dziewięćdziesiątych jest okresem, w którym zwyczajnie brakowało pomysłów oryginalnych, ale ponadczasowych. Takich mających realną szansę, by ładnie się zestarzeć. Liczył się jedynie efekt tu i teraz. Na tej liście absolutnie chlubnym wyjątkiem jest warszawska Biblioteka Uniwersytecka. Zdaje się, że BUW ma wszystko, by stać się pozytywnym symbolem tej epoki na wiele dekad.

Problemy z urbanistyką i planowaniem

Jasne, Polska nadal ma z tym ogromne problemy, zarówno w miastach, jak i na wsiach, jednak niektóre rzeczy zaczęliśmy już rozumieć lepiej. Przede wszystkim zauważyliśmy, że zabudowa musi być zwarta. To nie znaczy, że budynki mają na siebie wchodzić i zasłaniać sobie słońce, ale na atrakcyjnych i dobrze skomunikowanych działkach stawiamy bloki mieszkalne z usługami w parterach lub biurowce, a nie pawilon sklepowy, hipermarket czy kino.

Dziś cierpi na tym na przykład warszawski Ursynów. Dzielnica początkowo planowana dość szczegółowo (jeszcze za czasów PRL-u, w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych), do której po zmianach ustrojowych wkroczył chaos. Dziś, kiedy inwestorzy wchodzą z inwestycjami mieszkaniowymi na tereny dawnego hipermarketu czy jeszcze istniejącego multipleksu, ludzie narzekają na brak dzielnicowego centrum spotkań, czegoś atrakcyjnego.

Architektura lat dziewięćdziesiątych miała też swoje plusy

Gmach Banku PKO przy ul. Damrota w Katowicach, fot. Piotr Tabaczyński

Bardziej niż za samą formą i tym, co zbudowano w latach dziewięćdziesiątych, tęsknimy za potencjalną użytecznością miejsca. Mieszkańcy chcieliby po prostu coś o podobnej charakterystyce – kino, pawilon handlowy, miejsce spotkań. Co ciekawe, to w latach dziewięćdziesiątych zaczęły wyrastać pierwsze centra handlowe. Tu właśnie można wymienić Solpol (dokładniej dom towarowy), Promenadę w Warszawie czy czekające kilka lat na swoje właściwe przeznaczenie Blue City.

Jednocześnie pozostałością po latach dziewięćdziesiątych w dużej mierze są też grodzone osiedla, o których więcej już wkrótce. Wówczas zaczęto budować bloki z garażami podziemnymi (jeden z niewielu plusów), mieszkania dość duże (kolejny plus), ale wygradzano osiedla – czym niszczono piesze ciągi komunikacyjne, a ponadto deweloperzy budowali pod siebie, nie zaś w szerszym planie i układzie. Dziś bardzo powoli zmierzamy w lepszym kierunku, ale miasta nadal w zbyt małym stopniu pokryte są planami zagospodarowania, by robić to efektywnie.

Kamil Jabłczyński

Kamil Jabłczyński

Redaktor warszawa.naszemiasto.pl, z EXU współpracuje od 2019 roku. Interesuje się tematyką miejską, ale nie tylko warszawską. Lubi porównywać stolicę Polski z innymi miastami – przyglądać się zmianom infrastrukturalnym, komunikacyjnym i urbanizacyjnym. Obserwuje co, gdzie i dlaczego się buduje. Oprócz tego lubi podróże małe i duże, ale też sport, film oraz muzykę. Stara się jednak nie ograniczać w tematyce swoich tekstów.
News will be here