News will be here
Mem jako egzystencjalny horror

Internetowy mem jest osobliwością, której wbrew pozorom właściwie nie da się zakwalifikować. To rodzaj nieuchwytnego kulturowego bytu oszukującego odbiorcę – sugerującego mu klarowność przy jednoczesnym nieustannym mnożeniu ukrytych sensów i kontekstów.

Memosferę wypadałoby zatem zanimizować jako postać o wielu twarzach-maskach, poruszającą się we wszystkich kierunkach jednocześnie, wciąż starającą się przeformułowywać własną tożsamość, wiecznie zmieniącą swój nastrój czy usposobienie. Groteskowa figura mająca odgrywać rolę metafory memowego uniwersum nie została przeze mnie przytoczona przypadkowo. Jej amorficzny charakter ma w sobie pewnego rodzaju potworność i to właśnie ona (a nie szereg innych znaków szczególnych, takich jak: kulturowa zakaźność czy dowcipność) wydaje mi się fundamentalną cząsteczką memowego DNA.

Ta, wydaje się, ryzykowna (dla niektórych czytelników pewnie absurdalna) teza jest moim zdaniem absolutnie uniwersalna, aczkolwiek możliwa do wybronienia dopiero dziś.

Kompilacja tzw. distressing memes

Jeszcze kilka lat temu koszmarność memów była bowiem bardzo sprytnie zamaskowaną, zdecydowanie podskórną jakością, o którą nikt się nie dopominał. W pewnym słynnym meta-krytycznym obrazku, dokładnie widzimy, że w dość niedawnej przeszłości egzystencja znacznej większości popularnych memów ograniczała się po prostu do pełnienia funkcji “śmiesznych obrazków”. Kultowe, infekujące sieć grafiki najczęściej działały na odbiorcę tak samo, jak popołudniowa drzemka albo wieczorny sitcom. Poprawiały nastrój, bawiły, intrygowały, a przede wszystkim jednoczyły internetową społeczność, umacniając kolektywną świadomość użytkowników cyberprzestrzeni poprzez kompulsję “szerowania”. Wtedy memiczna powierzchowność nie miała w sobie choćby krzty groteskowości.

Z czasem tzw. klasyczny model mema zaczął tracić kolory. Atrakcyjność zbiorowego eskapizmu zaczęła się wyczerpywać niczym komfortowy nawyk, który przez swoją obsesyjną naturę staje się niekomfortowo nieznośny. Nagle popularne “śmieszne obrazki” zaczęły nieśmiało eksperymentować z formą. Gdzieniegdzie dochodziło do dekonstrukcji puent, wycieczek w kierunku delikatnego surrealizmu czy purnonsensu, a nawet pretensji do poruszania kompletnie poważnych kwestii (doszło m.in. do wysypu quasi-autoterapeutycznych memów nt. zdrowia psychicznego). W tamtym czasie co prawda dalej niezwykle trudno było dostrzec memetyczną potworność, ale mimo wszystko dało się odczuć ją przynajmniej instynktownie.

Po erze “klasycznej” i “rewizjonistycznej” (według kulturoznawczego “mema o historii memów” chodzi o lata 2019 - obecnie) przyszła nowa, stanowczo najbardziej radykalna epoka.

Kompilacja tzw distressing memes

Według przytoczonej grafiki miałaby to być epoka “postironiczna” i akurat z tym nazewnictwem niezwykle trudno się zgodzić, chociażby dlatego, że postironiczne (upraszczając: odrzucające cyniczny dystans jako mechanizm obronny wobec mozołów rzeczywistości) pomysły pojawiały się na niektórych obrazkach “rewizjonistycznych”. Z kolei już wizualny kolaż ilustrujący ów najnowszy rozdział historii internetu jest absolutnie trafny. Pod “postironiczną” etykietką widnieją bowiem rozmaite rysunki i zdjęcia rozbieżne estetycznie, lecz zupełnie spójne tematycznie. Ich cechą wspólną jest właśnie potworność, o której wspomniałem na samym początku.

To grafiki pochodzące z szalenie popularnych stron takich jak Redditowe podforum “Distressing Memes”) oraz Facebookowe konta fanpage’owe - “Voidposting” oraz “Pains of Hell Wellness Clinic”. Tego typu miejsca składują memy będące skrajnymi negatywami treści “klasycznych” czy nawet “rewizjonistycznych”. Zdobywające coraz większą estymę memowe graciarnie nowej ery zajmują się przede wszystkim mroczną stroną ludzkiej egzystencji. Nie ma w nich komizmu, nie ma nawet tragikomizmu. Zostawiają czytelnika nie z dobrym humorem, a chłodem odmienianej przez wszystkie przypadki otchłani. Są raczej bliżej Nietzschego i Ciorana niż Flipa i Flapa. Karykaturalność współczesnych memów w znacznej mierze przeraża i alienuje, zamiast rozbawiać. Wydaje się, że w latach dwudziestych XXI wieku memowy sznyt dobrotliwej satyry ustępuje miejsca stylistyce wstrząsającej psychodramy. Aktualny wydźwięk memowej idei uderza w odbiorcę bezgraniczną (z)grozą, która obudzona z wieloletniego snu nareszcie w pełnej krasie ukazuje nam swoją poczwarność.

Pierwotnie, memiczna złowieszczość ukrywała się pod fasadą banalnego żartu. Pierwsze memy przerysowywały kłopotliwość naszego uniwersum, sprowadzając ją do poziomu pojedynczego, uproszczonego dowcipu.

Krótka historia internetowych memów

Na swój sposób fałszywie tłumaczyły rzecz n i e w y t ł u m a c z a l n ą. Obśmiewały problem horroru egzystencji i dawały złudne poczucie ulgi. “Klasyczne” memy nie potrafiły jednak całkowicie wymazać roztaczającej się nad nimi niespokojnej aury. Aury, która ukazywała się wyraźniej tym, którzy podświadomie zadawali sobie pytanie: “No dobrze, ale czego na tym obrazku nie ma, choć być powinno?”.

Druga odsłona starcia memowej filozofii z grozą bytu przyniosła szaleństwa formalne. Postmodernistyczna taktyka polegająca na zagłuszeniu niemego krzyku pustki, głośnym krzykiem intertekstualnym przyniosła zamierzony, choć jak się okazuje tymczasowy, efekt. Wszelkiego typu metanarracje, autocytaty, aluzje, pastiszowe ciągoty, znaczeniowe dekonstrukcje i destrukcje przez dłuższą chwilę odwracały uwagę od towarzyszącej dniu powszedniemu nicości. Jednakże, w pewnym momencie estetyczna ekwilibrystyka również musiała ulec zadanemu wcześniej, instynktownemu pytaniu.

I wreszcie dziś, kiedy przeglądając internetowe treści, bardzo często trafiamy na memy o czarniejszej niż smoła proweniencji, możemy sobie powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze, wydaje się, że uzyskaliśmy odpowiedź na przytoczone pytanie. Po drugie, wydaje się też, że pora zadać sobie kolejne. Mogłoby ono brzmieć: “No dobrze, ale co tak naprawdę j e s t na tym obrazku?”.

Jeśli kiedykolwiek (choć to bardzo wątpliwe) uda nam się znaleźć na nie odpowiedź, to naśladując Nietzschego, zamordujemy mem gołymi rękami.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here