News will be here
Prowyborcze wojny klasowe

Z nieokiełznanej lawiny zdarzeń dostrajającej kolektywne nastroje do spektakularnej, przedwyborczej narracji Wielkiego Wydarzenia można wyłuskać, wydawałoby się, trzeciorzędny element, który jednak ukrywa w swej istocie zupełnie pierwszorzędne, socjopolityczne symptomy rodzimej współczesności. Mowa tu o celebryckich kampaniach medialnych zachęcających do pójścia do urn.

Zbliżające się wielkimi krokami tegoroczne wybory parlamentarne jak zwykle uruchamiają szereg stałych, kulturowych rytuałów od wielu lat kształtujących spójny obraz polskiej rzeczywistości w przededniu weekendowego święta demokracji. Nic więc dziwnego, że towarzysząca przedwyborczym przygotowaniom, naskórkowa opowieść stojąca za gwiazdorskimi projektami prowyborczami wydaje się prosta i racjonalna. Oto postacie wyprodukowane przez pierwsze strony gazet i nagłówki Facebooka wykorzystują swój nieoceniony kapitał kulturowy po to, by promować demokratyczny etos.

Znani i lubiani przedstawiciele przemysłu rozrywkowego przyklejają swoje warte setki tysięcy złotych uśmiechy do dosadnych, łatwo zapamiętywalnych haseł w rodzaju “Nie śpij, bo cię przegłosują” albo “Lepiej wybierz”. Ozdabiają własne (publiczne i prywatne) profile na portalach społecznościowych dziesiątkami hashtagów, przemawiają z mniejszych i większych ekranów, spoglądają wymownie ze schowanych za pękniętym szkłem plakatów na przystankach. Robią wszystko, by ich zaangażowanie w sprawę odbiło się jak najszerszym echem.

Ich działania skłaniają oczywiście do bardzo kuszącego namysłu nad intencjami.

#IdeNaWybory

Moglibyśmy przecież długo zastanawiać się, czy rzeczona heroiczna walka o godność polskiej demokracji jest wyrazem szczerej troski o losy naszego kraju, czy może roznieca ją płomień mesjanistycznego narcyzmu mamiącego sławne nazwiska wysokim mniemaniem o ich potencjale wpływowego, politycznego autorytetu. Moglibyśmy także zastanowić się nad marketingowym znaczeniem owych nagłośnionych aktów pro publico bono, które handlują wizerunkową walutą, przypuszczalnie bardziej rentowną niż demokratyczne uniesienie.

Jednakże znacznie ciekawsze wnioski podsuwa refleksja nad skutkami, gdyż niezależnie od prowadzących do nich wstępnych zamiarów, charakteryzuje je olbrzymia moc sprawcza. Celebryckie napady profrekwencyjne, choć porywcze i nieregularne, rzeczywiście modelują i umacniają polską codzienność. Co ciekawe, tego typu medialne projekty, choć są sprzedawane opinii publicznej jako krzewiące demokratyczne wartości, bardzo często mniej lub bardziej subtelnie konserwują niechęć do idei rządów ludu.

Gdy przyjrzymy się galerii postaci firmujących swoimi świetlistymi licami prowyborcze hasła, od razu dostrzeżemy solidne, kulturowe spoiwo składające teoretycznie pluralistyczny kolaż osobowości w jedną, monolityczną całość.

E-celebryci zachęcają do udziału w wyborach

Znaczna większość zatroskanych o los Polski celebrytów reprezentuje (pośrednio lub zupełnie bezpośrednio) interesy grup zakochanych w kolonizującej popkulturę anegdocie neoliberalnej. To zbiorowisko osobowości, które swoimi wywiadami, dokonaniami twórczymi, a czasem po prostu kooperacjami z konkretnymi partiami, wyróżnia ważkość jednej narracji politycznej, jednocześnie ignorując, lub dyskredytując inne. Gdy VIPowskie figury namawiają do udziału w wyborach, tak naprawdę zachęcają swoich sojuszników, konsumentów ich produktów, tj. wykształconą, wielkomiejską klasę średnią oraz wszystkich ludzi ulokowanych piętro niżej, aczkolwiek z całych sił aspirujących do stylu życia, który codziennie oglądają przez sufit. To nie jest odezwa do całego narodu, a próba wyborczego zmotywowania tej lepszej Polski do stoczenia batalii z przerażającym Wielkim Innym - kolektywnym, ludowym potworem o wielu głowach i kończynach, który niesie na sztandarach drobnomieszczańską klątwę polskiego “zacofania”, “kołtuństwa”, “chamstwa”, “nieróbstwa” i “roszczeniowości”.

Tak więc rzekomy heroizm celebryckiego “uświadamiania” społeczeństwa w istocie jest wyrazem onieśmielającej trwogi. Gwiazdorzy, których kapitały finansowe oraz kulturowe są zbudowane na hegemonii kultu drobnomieszczańsko rozumianej “europejskości” (idei konstruującej człowieczą godność z odpadków kapitalistycznego wysypiska śmieci, gdzie klubokawiarniany rytuał sąsiaduje z lekturą słów czołowych posttransformacyjnych felietonistów), panicznie boją się narastającej frustracji tłumów. Boją się gniewu masy i nazywają ją w myślach ciemną, nie z powodu jej bezmyślności, a definiującej ją inności - potencjału nieprzewidywalnej, nieznanej siły tkwiącej w kolektywie, którego zamiar zawsze będzie dla klas uprzywilejowanych niepokojącą zagadką.

Forsowana przez medialną maszynę miłość do demokracji okazuje się nienawiścią. Rządy ludu chytrze przekształcają się w rządy wybranych elit. Obywatelski obowiązek zamienia się w obowiązek lepszego obywatela. Natomiast najgłośniejsze, promowane przez celebryckie głosy hasła - “Nie śpij, bo cię przegłosują” i “Lepiej wybierz” chowają za pazuchą kluczowy przekaz domyślny, zapisujący w podświadomości odbiorcy treści w rodzaju “Nie śpij, bo przegłosuje cię ciemnogród” albo “Lepiej wybierz, bo inaczej będziesz skazany na łaskę prowincjuszy”.

Filozoficzna idea “nienawiści do demokracji” Jacquesa Ranciera
Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here