News will be here
Sigmund Freud ((1926, koloryzowane), fot. Bridgeman

Prawdopodobnie najbardziej powszechny i jednocześnie najbardziej absurdalny rodzaj kulturowego dyskursu opiera się na mitycznej wartości "realizmu". Ocenianie filmu, książki czy gry wideo przez pryzmat racjonalności lub nieracjonalności fikcyjnych wydarzeń wydaje się pewnego rodzaju oczywistością, a jednak w tej perspektywie tli się zupełnie esencjonalny nonsens.

Pomysł mniej lub bardziej realistycznej fikcji jest gigantycznym absurdem i to nie z powodu istoty samego tekstu kultury. Człowiek tak naprawdę nie jest bowiem w stanie stworzyć (ani uznać) jakiegokolwiek wytworu kultury masowej za zbliżony do rzeczywistości, ponieważ owa rzeczywistość – świat, jaki postrzegamy – sama w sobie jest nierealistyczna. Jej Fikcyjny fundament dostrzega na przykład hinduizm. Jedna z głównych religii Dalekiego Wschodu sugeruje, że codzienny kalejdoskop wrażeń to tak zwany Māyā – efektowny spektakl mniejszych i większych ułud odciągających jednostkę od wyższej konieczności ducha, a więc drogi do uniwersalnego zbawienia.

Wedle hinduskiej doktryny świat – wszystko, czego świadkiem jest oko – okazuje się wyłącznie kosmologiczną projekcją

Przystępne wyjaśnienie hinduskiej filozofii

Dostrzegany przez nas Świat jest zatem niezdarną próbą objęcia nieuchwytności uniwersum przez niezdarny człowieczy umysł. Bliźniaczą myśl kontynuują buddyzm i po części psychoanaliza. Pierwsza z teorii pozwala zwykłemu przedstawicielowi homo sapiens na stanie się Buddą pod jednym konkretnym warunkiem. Musi on zdobyć się na akt odwagi i ze snajperską precyzją przeprowadzić zamach na ego. Albowiem to właśnie ono stoi na drodze do oświecenia, kreując namacalną fikcję, którą nazywamy rzeczywistością. Świat określany jako prawdziwy rzeczywiście jest grą pozorów, a smakowane przez nas momenty utkane są z naszkicowanych fantazmatami pragnień, lęków i ambicji. Cała ta bogata gama odczuć, ta kula u nogi ludzkiej egzystencji, tli się malowniczą wirtualnością.

Z kolei wszyscy uczniowie Freuda, Junga i Lacana w tym samym ego, trochę z filozoficznej konieczności widzą potencjał pozytywny. Ponieważ psychoanaliza nie zakłada możliwości jego unicestwienia, a tym samym zbawienia, pozostaje jej afirmacja po Nietzscheańsku, czyli przez kreatywne zachłyśnięcie się egzystencjalną pustką. W praktyce oznacza to terapię, ale rozumianą w inny sposób niż tę promowaną przez współczesne nurty psychologiczne. Nie chodzi bowiem o ucieczkę od świata fikcji.

Oswobodzenie się ze zgubnego wpływu nieświadomych, podświadomych i świadomych myśli, które w charakterystyczny dla siebie sposób deformują doświadczenie obcowania z zewnętrzem to propozycja na wskroś utopijna, przywodząca na myśl nurt kognitywno-behawioralny, zachęcający człowieka do zamiany mniej komfortowej fikcji na tę bardziej komfortową. Psychoanaliza proponuje natomiast bardziej radykalne, oddalające ją od buddyzmu, rozwiązanie. Mianowicie, motywuje do postawy skrajnie heroicznej: człowiek kontra świat. Mowa o pełnej konfrontacji z inherentną fikcją rzeczywistości, równocześnie akceptującej brak możliwości odnalezienia klucza do mitycznego Realnego.

Fikcyjność codzienności przywoływał też Jean Baudrillard w swojej słynnej teorii symulacji

Analiza Baudrillardowskiej idei

Legendarny francuski filozof odbierał świat jako rodzaj przerośniętego podrobionego oryginału, półproduktu unicestwiającego swój pierwowzór. Innymi słowy, Baudrillardowska rzeczywistość może być tylko fikcyjna, ponieważ od samego początku była ludzkim projektem, owocem kolektywnej, społecznej imaginacji. Nihilizm autora "Symulacji i symulakr" zakładał, że jedyną reakcją, jaką możemy sobie pozwolić w tej sytuacji, jest dobrze nam znana konsumpcjonistyczna bierność.

Jeszcze inaczej na świat i koncepcję Francuza mają okultyści uprawiający tak zwaną magię chaosu

Wykład na temat magii chaosu

Nowocześni następcy Aleistera Crowleya również uznają powszedniość za schematyczną, opartą na szeregu nieznaczących społecznych umów grę. Jednakże ich postmodernizm jest znacznie weselszy niż fatalizm ponowoczesności kojarzony z pismami Baudrillarda. Neo-okultyści XXI wieku rzucający klątwy przy pomocy internetowych memów, "manifestujący" swoje fantazje podczas intensywnych aktów autoerotyzmu oraz przeszczepiający teoretyczną fikcję na grunt "realnej" praktyki przy pomocy tzw. "hyperstition", traktują ziemski padół jak poligon doświadczalny.

Zgadzają się z Baudrillardem (i po części ze wszystkimi innymi wymienionymi proponentami idei fikcyjności naszego świata) w kwestii przeźroczystości wszelkich znaczeń. Natomiast, nie ulegają pokusie absolutnej negacji bytu. Ulegają innej, być może ciekawszej pokusie egzekwowania prawa do egzystencjalnej kreatywności. Ci postmodernistyczni ezoterycy dostrzegają C o ś w wielkim N i c z y m. Trochę jak dadaiści i surrealiści w codzienności pozbawionej jednolitej prawdy dostrzegają szansę na samodzielne wyreżyserowanie swojej własnej.

Skoro więc ustaliliśmy już, że świat to iluzja, a ziemia, po której stąpamy, jest tekturową fantasmagorią, to ostatnim, logicznym krokiem byłoby stworzenie specjalnego planu działania. Owa strategia mogłaby pomóc znaleźć odpowiedzi na najbardziej palące pytania: “Co teraz?”, “Działać czy nie działać?”, “Myśleć czy robić?”, “Wzbraniać się czy celebrować?”.

A może lepiej nic nie planować? Może lepiej oddać się improwizacji? W końcu teatralność rzeczywistości aż prosi się o akt performatywnej spontaniczności.

Może to? A może tamto? A może samemu stać się scenarzystą widowiska? Samemu stać się Bogiem?

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here