News will be here
“Kaskader” - miłość, kamera, akcja! [Recenzja]

Aktorzy znani z “Barbie” i “Oppenheimera” znów razem na ekranie! “Kaskader” to ekscytujący mariaż kina akcji i komedii romantycznej, w którym zobaczymy Ryana Goslinga i Emily Blunt. Letni sezon na blockbustery otwarty z przytupem!

Kaskader Colt Seavers (Ryan Gosling) porzuca pracę w zawodzie po niebezpiecznym wypadku na planie. Wraz z nią opuszcza miłość swojego życia (Emily Blunt), którą poznał za kulisami. Wiele miesięcy później kobieta pracuje nad reżyserskim debiutem. Mężczyzna - na prośbę producentki (Hannah Waddingham) - stawia się na plan, żeby zastąpić gwiazdę filmu (Aaron Taylor-Johnson). Szanse na odzyskanie miłości zostaną pokrzyżowane przez gangsterską intrygę, w którą wplątuje się Colt.

“Kaskader”, czyli bohater z przypadku i pochwała niedocenionego zawodu

Kadr z filmu “Kaskader” (2024, reż. David Leitch), fot. Universal Pictures.

Najnowszy film Davida Leitcha (“Atomic Blonde”, “Bullet Train”) to kolejne podejście do remake’u serialu “Fall Guy” z lat 80. W planowanych różnych wersjach filmu mieli wystąpić m.in. George Clooney, Jason Statham i The Rock. Teraz padło na Goslinga. Jego chłopięcy urok sprawia, że można produkcję traktować mniej poważnie, niż gdybyśmy zobaczyli w nim chociażby Stathama. O ile oryginalny serial opowiadał o kaskaderze, który dorabiał jako łowca nagród, o tyle jego współczesna pełnometrażowa wersja wplątuje bohatera w wątek kryminalny nieco przypadkiem. Colt jest bohaterem w typie Indiany Jonesa - ma serducho po właściwej stronie, potrafi przyjmować kolejne razy, ale jego heroiczne wyczyny opierają się w dużej mierze na szczęściu.

Zresztą “Kaskader” ani przez chwilę nie ukrywa, że jest przede wszystkim kinem rozrywkowym. Zgrabnie miesza humor i romans, któremu chce się kibicować. Do tego dochodzą widowiskowe sekwencje akcji, które zapisały się już w historii, czyli księdze rekordów Guinnessa (poczekajcie do napisów końcowych, żeby zobaczyć jak niektóre z nich zostały nakręcone!). Jednocześnie, na każdym poziomie jest filmem po prostu porządnym. Akcja zapiera dech w piersi, a miłosne perypetie bohaterów zostały przedstawione lekko i wiarygodnie. Dialogi uginają się od autotematycznych nawiązań - w końcu to film, w dużej mierze, o kręceniu wysokobudżetowego kina akcji.

I w tym aspekcie “Kaskader” jest być może najbardziej ciekawy. David Leitch, zanim zajął się reżyserią, przez dziesięciolecia był kaskaderem, więc nic dziwnego, że próbuje on pokazać ten niedoceniany zawód (o którym pisałem tutaj) z jak najbardziej atrakcyjnej strony. Romantyzuje go, ale i pokazuje jego mniej spektakularną twarz - tę naznaczoną pogruchotanymi kośćmi i złamanym duchem. Pojawia się również wątek przyznawania Oscarów ludziom, którzy codziennie na planie ryzykują życiem i zdrowiem. Może ten atrakcyjnie nakręcony postulat skłoni Akademię do stworzenia nowej kategorii, o której mówi się od lat.

Klisze, które się nie starzeją, czyli stara dobra rozrywka

Kadr z filmu “Kaskader” (2024, reż. David Leitch), fot. Universal Pictures.

Nie można powiedzieć, że “Kaskader” to najoryginalniejszy film roku. Podobne historie widzieliśmy wiele razy, łatwo przewidzieć zakończenie i zwroty akcji, a mimo to “Kaskader” ma w sobie realizacyjną lekkość i fabularną błyskotliwość. Jeśli lubicie komedie kryminalne Shane’a Blacka (z którym “Kaskadera” łączy całkiem sporo, o czym zaraz), to powinniście się bawić przynajmniej dobrze. Mimo że to nie typowe buddy movie (choć momentami w filmie Coltowi towarzyszy dwóch kupli, z czego jeden ma nawet cztery łapy), to atmosfera jest podobna. Zresztą Blacka łatwo połączyć z Goslingiem (wystąpił w “Nice Guys”) i Pearce’em (z którym napisał trzeciego “Iron Mana”), a w samym filmie, pośród wielu innych mrugnięć okiem dla miłośników kina akcji, znajdziemy nawiązanie do “Ostatniego Skauta”.

Widowisko Leitcha ze scenariuszem Drew Pearce’a idzie ścieżką wytartą przez wiele akcyjniaków: bohater musi pokonać złych gości, żeby uratować świat (tym razem: plan filmowy) i zdobyć serce ukochanej. Jego siła tkwi w tym, że nie udaje niczego ponadto. Jest szczery, bezpretensjonalny i sprawia masę frajdy, jeśli oglądać go z odpowiednim nastawieniem. Jeśli więc najważniejsza jest dla Was dobra zabawa, porządna dawka akcji, chemia między aktorami i lubicie wyłapywać easter eggi, to “Kaskader” przypadnie Wam do gustu. Ja przesiedziałem cały seans z szerokim uśmiechem na twarzy, ale czasami jestem jak inżynier Mamoń - najbardziej lubię znajome melodie.

Jan Sławiński

Jan Sławiński

Absolwent Filmoznawstwa (I i II stopień) oraz Tekstów Kultury (II stopień) na Uniwersytecie Jagiellońskim. Publikuje w internecie, prasie specjalistycznej („Ekrany”, „Czas Literatury”, „Zeszyty Komiksowe”) oraz tomach zbiorowych („1000 filmów, które tworzą historię kina”, „Poszukiwacze zaginionych znaczeń”). Od ponad dziesięciu lat prowadzi autorskiego bloga jako Anonimowy Grzybiarz.
News will be here