News will be here
Witold Gombrowicz, fot. Bohdan Paczowski/Fotonova

Dziennik jest chyba najbardziej ekscytującą ze wszystkich form literackich. Nęcąca obietnica, którą składa odbiorcy, zdecydowanie przewyższa swoją atrakcyjnością wszystkie inne obietnice składane przez rozmaite odnogi prozatorskie, poetyckie i prozatorsko-poetyckie.

Formuła, którą na piedestał wzniósł m.in. Gombrowicz, ślubuje niewzruszoną, absolutną wierność intelektualnemu ekshibicjonizmowi. Dziennik to rodzaj otwartego pamiętnika, brudnopisu zanotowanego na czysto, pławiącego się we wspaniałej sprzeczności dzieła naszpikowanego jawnymi sekretami wielkich umysłów. Artyści, wszelkiej maści intelektualiści i po prostu figury masowej wyobraźni upubliczniają (czasem pośmiertnie, a nawet wbrew swojej woli) naznaczoną osobistymi rozterkami codzienność po to, by uwieść czytelników tym, co każda osobowość kreatywna ma najcenniejszego – odłamkami swej intymności.

Patronująca wszelkim diariuszom sugestia obnażonej szczerości rodzi oczywiście pewną wątpliwość

Wywiad z Witoldem Gombrowiczem

Od niepamiętnych czasów autorzy dzienników byli nie tylko bohaterami pochwał, ale też obiektami krytyki. Najbardziej popularny, aktualny nawet dla dzisiejszego dyskursu kulturalnego kontrargument wymierzony w ten rodzaj literatury odnosi się do ilości prawdy w prawdzie literackiej autobiograficznej kroniki. Sceptycy twierdzą, iż bezpośredniość i konfesyjność, jakie oferuje dziennik, to swego rodzaju iluzja. Uznają te dzieła za sprawne, czasem nawet wybitne, ale jednak produkty wyrafinowanej autokreacji, a nie owoce rozsianego po stronicach Faktu.

Niewiara w rzetelność znamienitych dzienników wyrasta z, wydawałoby się, trafnego logicznego pnia. Opiera się na pozornie oczywistym rozumowaniu – nie możemy oczekiwać krystalicznej wiarygodności od tekstu, który powstawał ze świadomością istnienia odbiorcy. W końcu każde dzieło biorące pod uwagę egzystencję adresata jest naturalnie zanieczyszczone pragnieniem aprobaty. Aby ją zdobyć, autor zakłada maski, bawi się swoim wizerunkiem i zastaną codziennością. Spisując dziennik, podejmuje zatem – z czytelnikiem i samym sobą – grę pozorów, w której wartości fikcji i rzeczywistości się równoważą.

Każdy, zwłaszcza opublikowany pośmiertnie, dziennik budzi jeszcze jedną wątpliwość

Krótkie omówienie twórczości Franza Kafki

W dyskusji na temat wiarygodności zawartości znanych i cenionych dzienników pojawia się też (słuszne zresztą) post scriptum. Dotyczy ono tych pozycji, które zostały opublikowane wbrew woli autora. Dzieła takie jak dzienniki Franza Kafki, mimo że teoretycznie nie były przeznaczone dla oczu szerszej publiczności, także można uznać za przykłady wystylizowanej zabawy konwencją. Rzeczywiście, przeciwieństwie do przytoczonego wcześniej Gombrowicza, autor “Zamku” nie zapisywał codziennych zdań, żeby dostarczyć je głodnym oczom miłośników literatury. Wydaje się raczej, że urodzony w Pradze pisarz szkicował powszednie refleksje wyłącznie dla siebie.

Należy jednak zapytać: cóż znaczy fraza “dla siebie”? To istotne, zwłaszcza gdy mamy do czynienia z pełnokrwistym literatem, człowiekiem absolutnie poświęcającym swój umysł i duszę rzeźbieniu w słowie. W tym przypadku obcujemy raczej z poligonem doświadczalnym rozmaitych pomysłów. Kolekcją wartych bądź niewartych podjęcia ryzyka koncepcji – wprawkami i korektami kreacji, które miały (lub nie) znaleźć się w pełnoprawnych dziełach twórcy. Kafka i jemu podobni literaci czasem pisali do szuflady, ale była to zupełnie inna szuflada niż ta, którą zapełniają pamiętnikowe zapiski osób niezwiązanych emocjonalnie i intelektualnie z ambicją tworzenia sztuki.

Kafkowski dziennik (i bliźniacze projekty) również brał pod uwagę istnienie odbiorcy. Być może nie bezpośredniego czytelnika tych konkretnych zapisków, ale na pewno kogoś, kto będzie zapoznawał się z przyszłymi efektami zawartej w nich sumy prób i błędów. Jednakże bardzo prawdopodobne, iż wspomniana krytyka autentyczności dzienników wielkich artystów nie jest do końca trafiona. Można bowiem zgodzić się z nią jedynie połowicznie. To prawda, że zarówno intencjonalnie publiczne dzienniki, jak i te wydawane po czasie opierają swój powab na zmyślnie skonstruowanych fasadach. Prawdą jest też to, że ich autorzy mniej lub bardziej świadomie kreują narracje w taki sposób, by zdobyć uznanie czytelników. Natomiast już podważanie wiarygodności rzeczonych literackich gier wydaje się zdecydowanie błędną konkluzją wyniesioną z całkiem trafnych spostrzeżeń.

Tak naprawdę istota ludzka wcale nie ukrywa swoich szczerych intencji pod własnoręcznie odmalowanym publicznym autoportretem

Salvador Dali “w pigułce”

Osobisty mit osobowościowy nie jest formą ucieczki. Wręcz przeciwnie, z precyzyjnie wykreowanego imago można wyciągnąć esencję być może nawet prawdziwszą niż z wyidealizowanego Prawdziwego Ja. Nasze codzienne maski są zwierciadłami, w których odbijają się wielopłaszczyznowe portrety życia wewnętrznego. Przedstawiają fikcję realną, to znaczy taką, która odkrywa piramidę priorytetów stojącą na fundamencie przerysowanej imaginacji. Przywdziewane przez nas charakterologiczne kostiumy, tak jak wszystkie fantazje, wprost definiują nasze najskrytsze pragnienia, a te są przecież głównym budulcem struktury psyche.

Fikcyjne odcienie dzienników znanych postaci są więc kluczowymi składnikami tych tekstów, pozwalają bowiem lepiej zrozumieć tajemnice jaźni ich autorów. Kafka, Gombrowicz czy Dali udowadniają, że człowiek (a zwłaszcza artysta) naprawdę daje się poznać nie poprzez rzeczywistość, w której żyje, a rzeczywistość, w której chciałby żyć.

Łukasz Krajnik

Łukasz Krajnik

Rocznik 1992. Dziennikarz, wykładowca, konsument popkultury. Regularnie publikuje na łamach czołowych polskich portali oraz czasopism kulturalnych. Bada popkulturowe mity, nie zważając na gatunkowe i estetyczne podziały. Prowadzi fanpage Kulturalny Sampling

News will be here