News will be here
Z lekcji geografii w liceum pamiętam m.in. piękne (i często przezeń używane) zdanie pani profesor, że deszcz w pewnych szerokościach geograficznych jest zjawiskiem zupełnie normalnym. Dzięki tej niesłychanie praktycznej wiedzy nie bywam zaskoczony, że w Polsce w lipcu może być powódź, nie zdziwiło mnie również, że w tropikach podczas pory deszczowej pada. Wybrałem się więc na Goa celowo o tej z pozoru nieatrakcyjnej porze roku, owszem, z parasolem w ręku, ale i ciesząc się przyjemnymi temperaturami, tańszymi hotelami i nie aż tak dużym zagęszczeniem turystów, których jednak na goańskich plażach nie brakowało, mimo, że istotnie trochę padało i że o kąpieli nie było mowy z powodu wzburzonych fal. [caption id="attachment_20795" align="aligncenter" width="1000"]Calangute, Goa, Indie (zdj. booking.com)Calangute, Goa, Indie (zdj. booking.com) Calangute, Goa, Indie (zdj. booking.com)[/caption] Goa jest indyjskim stanem położonym na zachodzie kraju, z wieloma piaszczystymi plażami, odkrytymi dla świata w latach 60-tych przez hipisów. W Calangute i Baga, najbardziej znanych kurortach, po ich (hipisów, nie plaż oczywiście) obecności śladu już nie ma, może przenieśli się do ździebko cichszych miejsc, jest natomiast wszystko, co turyście potrzebne, z wyjątkiem wszakże świętego spokoju. Uliczka prowadząca na plażę w Baga zaczyna hałaśliwe życie mniej więcej o 14:00, a kończy o 9:00 dnia następnego. Jeśli ktoś przyjechał tu odpocząć od gwaru życia codziennego, srodze się omylił. To nie tu. Na kilkukilometrowej plaży w każdym barze na cały regulator wyje muzyka, myśli własnych nie słychać, ale… turyści wydają się być tym stanem rzeczy zachwyceni, i wydaje się, że właśnie po to tutaj przyjeżdżają, po dobrą zabawę. Do wyboru, do koloru - bary, knajpy, kluby, restauracje, salony masażu, tatuażu, pedicure'u – tego z rybami, co ci jedzą zużyte stopy, sklepiki i sklepiczki z gówienkami wszelkiej maści, tylko wydawać pieniądze, tylko się targować, jak na światowy kurort przystało. Światowy, a jednak ze słowiańskim akcentem, gdyż w sezonie dominującą grupą turystów są tu Rosjanie, więc w którymś momencie przyzwyczaiłem się, że do mojej bladej twarzy z knajp krzyczano coś na kształt „zdrastwuj” i „dieszowo” (tanio). Ale w sierpniu Rosjan nie było, bo pada i czarterów z Moskwy niet. [caption id="attachment_20794" align="aligncenter" width="1000"]Plaża Baga, Goa, Indie (zdj. goa-tourism.org.in) Plaża Baga, Goa, Indie (zdj. goa-tourism.org.in)[/caption] Było za to mnóstwo Hindusów spędzających w tym ich Sopocie wakacje, nieliczni więc biali spacerujący po plażach wzbudzali wśród miejscowych prawdziwy zachwyt.  Warto pamiętać, że na Goa są także miejsca cudownie ciche, z pensjonatami oddalonymi od cywilizacji, gdzie można się prawdziwie zresetować a nawet spróbować odwyku od Internetu, jednak wiele z tych obiektów czynnych jest tylko w sezonie, zresztą - lokum na Goa wybrać niełatwo, jest ich bowiem kilka tysięcy tylko w samym pobliżu plaż (sprawdźcie np. na booking.com), niektóre hotele wymagają przedpłat, inne doliczają jakieś tajemnicze opłaty, tym razem znalezienie mojego hotelu było czasochłonne i wymagało dokonania wielu skomplikowanych porównań. Oczywiście, zawsze można jechać w ciemno i wybrać coś na miejscu, na pewno jakieś miejsce będzie, ale nie każdego taki rodzaj hazardu kręci, a i  urzędnikowi na granicy jakiś adres podać trzeba. Stolicą stanu Goa jest Panadźi. Warto się tam na chwilę zatrzymać choćby dla portugalskich pozostałości w mieście, jest to miejsce przyjemne, z fantastycznymi pensjonatami urządzonymi w postkolonialnych kamieniczkach, ze świetnym i tanim jedzeniem, nie umiem zapomnieć krewetek, które zjadłem w knajpce przy dworcu autobusowym, z zewnątrz lokal wyglądał nieciekawie, ale jedzenie było nieziemskie. Zresztą zauważyłem, że właśnie tak to zwykle w Indiach bywa, im skromniejsze progi, tym lepsze dania. W ogóle jednym z najpiękniejszych wspomnień z moich tegorocznych wakacji, jest smak goańskiego jedzenia. Nawet najprostsze wegetariańskie dania są tak przyprawione, tak przygotowane, tak pachnące przyprawami, których nazw nawet nie znam, że zaledwie zjadłszy obiad, już myślałem o kolacji. Warto wybrać się do Old Goa, popularnego celu turystów, w tamtejszej bazylice Bom Jesus spoczywają szczątki św. Franciszka Ksawerego, a katedra Św. Katarzyny jest największym azjatyckim kościołem. I choć turystyka sakralna nie jest moim konikiem, zwykłem powtarzać, że przecież w Polsce mamy mnóstwo kościołów, to jednak Stare Goa robi duże wrażenie, jest miejscem i fotogenicznym i ma w sobie genius loci. [caption id="attachment_20793" align="aligncenter" width="1000"]Bazylika Bom Jesus, Goa, Indie (zdj. via Wikimedia Commons) Bazylika Bom Jesus, Goa, Indie (zdj. via Wikimedia Commons)[/caption] Żeby pojechać do Indii, musimy mieć wizę. Jeśli przylatujemy na jedno z kilkunastu głównych lotnisk, możemy tę wizę otrzymać na miejscu, pod warunkiem, że otrzymamy promesę, która jest do załatwienia i zapłacenia przez Internet. Choć długości i szczegółowości kwestionariusza wizowego Hindusom mogą pozazdrościć nawet Amerykanie, całość procesu wizowego przebiega dość sprawnie, a bez wydrukowanej owej promesy wizowej nie zostaniemy w ogóle wpuszczeni do samolotu. Ruchliwe lotnisko na Goa znajduje się w mieście Dabolim, stamtąd najlepiej wziąć taksówkę, koszty przejazdu są stałe i uzależnione od odległości, co istotne, bo lokalne korki potrafią być gigantyczne. Ceny na Goa są zróżnicowane, noclegi – w zależności od standardu i sezonu – od niewiarygodnie tanich za warunki spartańskie, do światowych za pobyt w ekskluzywnej sieciówce, jedzenie – w zależności od lokalizacji knajpy, najdroższe oczywiście przy plaży, a zupełnie tanie są te lokalne, nastawione na żywienie „lokalsów”, nieco oddalone najczęściej od wybrzeża, gdzie można zjeść lancz za dosłownie kilka złotych. Dość drogi jest w Indiach alkohol, a na pewno drogi w stosunku do wszystkiego innego, zaś wybranie się do modnego klubu przy plaży zuboży nas mniej więcej tak, jak w symetrycznym przypadku we Władysławowie. Lokalny transport zapewniają bardzo tanie autobusy, ździebko droższe tuk-tuki i taksówki, w których po prostu trzeba się targować, jak wszędzie, gdzie nie ma oznajmionych klientom jasno cen.

Z Goa poleciałem do Bombaju i o tym fantastycznym mieście napiszę następnym razem.

   
News will be here