News will be here
Poznajcie Pixy – drona od Snapchata

Pięć lat w branży technologicznej to przepaść, nic więc dziwnego, że gadżet z 2017 roku mało kto dziś pamięta. Dodajmy zresztą, że mowa o urządzeniu, które nigdy nie odniosło sukcesu, a szum wokół jego premiery był raczej jedynie entuzjazmem właścicieli firmy i geeków, którzy wzajemnie nakręcali się, mierząc w socialmediowy szczyt. Jednak tak jak z biegiem czasu Snapchat przegrał walkę z konkurencją w świecie mediów społecznościowych, tak i szczęśliwi nabywcy okularów Spectacles szybko schowali je do szuflady, gdzie do dziś zbierają kurz. Ten jednak przewietrzyć mogą wirniki siostrzanego produktu firmy – Pixy. O ile ktoś go kupi...

Snapchat nie umarł?

Snapchat, Snap
Funkcje Snapchata, fot. Snap Inc.

Zapowiedź Pixy jest dla mnie równie zaskakująca, co informacje, że Snapchat nadal działa i ma się względnie dobrze. Aplikacja, która w zeszłym roku obchodziła dziesiąte urodziny, lata temu zniknęła z mainstreamu. Najbardziej wyróżniające ją funkcje podchwyciła konkurencja, w międzyczasie na rynku pojawiło się także wiele innych, mniej lub bardziej podobnych mediów społecznościowych. I pomyśleć, że w 2016 roku, u szczytu popularności, firmę chciało wykupić Google, ale jej twórcy odrzucili opiewającą na trzydzieści miliardów dolarów ofertę. Ciekawe czy dziś żałują?

Lata 2016-2017 były dla Snapchata kluczowe. Spółka skróciła swoją nazwę do Snap, ale też rozpoczęła ekspansję poza media społecznościowe, choć jej działalność była nierozerwalnie związana z tą branżą. Wtedy też postanowiono, że śladem Polaroida stworzą własny format – tak też narodził się pomysł, by obudować aplikację gadżetami. Już wówczas myślano o wykupieniu chińskiej spółki produkującej drony (Zero Zero Robotics), ale ostatecznie na pierwszy ogień poszły wspomniane okulary Spectacles. Klęska nie przeszkodziła natomiast w dalszym snuciu planów.

Snap powoli tracił zainteresowanie, dziś nikt w firmie nie marzy już chyba o nawiązaniu walki z gigantami. Myliłby się jednak ten, kto patrzy na Snapchata jak na zachodni odpowiednik Gadu-Gadu. To nie komunikator, z którego ktoś korzysta, ale nikt nie wie po co. W zeszłym roku aplikacja odnotowała dwudziestotrzyprocentowy wzrost liczby użytkowników (rok do roku), zbliżając się do trzystu milionów kont aktywnych codziennie. Przychody spółki wyniosły natomiast ponad cztery miliardy dolarów. Patrząc tylko na te liczby, można by uznać, że zupełnie niewidoczny ostatnio Snapchat radzi sobie niewiele gorzej od Twittera. Wróćmy jednak do sedna.

Beatlesi mieli żółtą łódź podwodną, Snap ma żółtego drona

Snapchat, Snap, Pixy
Minidron Pixy, fot. Snap Inc.

Evan Spiegel (współtwórca, CEO) dziś mówi o Snapie jako o firmie fotograficznej. Wie, że z jego aplikacji korzystają głównie ludzie młodzi (75% użytkowników jest między trzynastym a trzydziestym czwartym rokiem życia), a więc najbardziej spragnieni gadżetów odbiorcy. Nie w głowie mu konkurowanie z największymi platformami – zamiast tego chce budować trwałą więź między rzeczywistością a światem wirtualnym. Właśnie stąd pomysł, by stworzyć Pixy. Już na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z bardzo prostym urządzeniem.

To niewielki gadżet o – nie oszukujmy się – niewielkich możliwościach, ale i rzecz, która w przeciwieństwie do pełnoprawnych dronów jest: lekka, łatwa w obsłudze i nie wymaga licencji na latanie. Pixy waży sto jeden gramów i startuje z dłoni – musisz unieść ją na wysokość głowy, kierując obiektyw w stronę twarzy. Po tym, jak dron wychwyci swój cel, wzbija się w powietrze i śledzi Twój ruch. Ponowne wyciągnięcie ręki stanowi sygnał do lądowania. Tyle jednak z ciekawostek, już tu zaczynają się bowiem problemy tego gadżetu.

Pixy kosztuje 229 dolarów, czyli nieco ponad tysiąc złotych

Urządzenie jest niewielkie, toteż trudno o umieszczenie w nim pojemnej baterii. Zapasową baterię można dokupić za 20 dolarów – zdecydowanie się przyda. Jedno ładowanie wystarcza bowiem na pięć do ośmiu lotów o długości między dziesięcioma a dwudziestoma... sekundami. Idealne na nagranie Snapa. I tyle. To jednak niweluje problem niewielkiej pojemności baterii (jeśli chcielibyśmy szukać plusów).

Po wszystkim nagrania i zdjęcia są oczywiście transmitowane bezprzewodowo do aplikacji, gdzie możemy je obrobić i przesłać dalej. Problemem może być także nieruchomy, dwunastomegapikselowy obiektyw. Uniemożliwia on robienie zdjęć z lotu ptaka, natomiast jakość uzyskanych materiałów nada się co najwyżej do oglądania na ekranie telefonu. O ile w ogóle zdjęcia/filmy wyjdą, bo nie ma tu mowy o jakiejkolwiek stabilizacji obrazu.

Zważywszy na to wszystko, Pixy wydaje się wyjątkowo zbędnym i zdecydowanie zbyt drogim gadżetem. Warto wspomnieć, że Snap nie wymyśla minidrona na nowo. Na rynku króluje DJI, które oferuje małe drony o zdecydowanie lepszych parametrach za około 1500 złotych. Ich jedynym mankamentem (poza wyższą o około 400 zł ceną) jest trudniejsza obsługa, ale tu ponownie trzeba sobie zadać pytanie: dla kogo jest Pixy? Może się jednak okazać, że – podobnie jak Spectacles – dron Snapa będzie raczej dla nikogo.

Damian Halik

Damian Halik

Kulturoholik, level 99. Czas na filmy, książki, komiksy i gry, generowany gdzieś między pracą a codziennymi obowiązkami, zawdzięcza opanowaniu umiejętności zaginania czasoprzestrzeni.

News will be here