Ye, bo tak od dłuższego czasu mówi o sobie sam zainteresowany, ma za sobą bardzo pracowite miesiące. Czas, jaki zyskał z powodu odwołania wakacyjnej trasy koncertowej, Kanye West spożytkował na projektowanie oraz... kampanię wyborczą. Chyba nawet Kim Kardashian nie wie, co siedzi w jego głowie, ale dumnie wspiera męża w realizacji planów. Pytanie tylko, czy nie przeszkadza jej fakt, że oczy (i obiektywy) paparazzi zwrócone są na niego, a nie na nią – ale nie o tym dziś. Ogłoszony przez Westa 4 lipca – a więc w trakcie najważniejszego amerykańskiego święta – start w wyborach wielu odebrało jako żart. I trudno patrzeć na to inaczej. Mimo zwiększonej aktywności i zabierania głosu na ważne społecznie tematy raper zdecydowanie więcej energii poświęca na prace projektowe. Obie te rzeczy dowodzą zresztą, że Ye od dłuższego czasu żyje w świecie rodem z science fiction.
Dajcie im milion dolarów, czy coś
Temat startu w wyborach jest już nieco nieświeży, choć – wbrew pozorom – on naprawdę to robi, dlatego warto napisać o tym kilka słów. Kanye od lat żyje w innym świecie – i nie trzeba śledzić jego kariery, by to zauważyć. Nawet nazywanie go raperem jest już trochę nie na miejscu, choć dalej tworzy muzykę. Dziś to jednak bardziej celebryta oderwany od przyziemnych realiów niż artysta, a jeśli już go tak nazywać, to raczej dzięki designerskiej odwadze niż scenicznym występom. Start w wyborach na prezydenta USA zdaje się więc nie tyle celem, ile kolejną fanaberią gwiazdora. Zresztą, jakie to ma znaczenie? Mówimy przecież o człowieku, który twierdzi, że Jezus przez niego przemawia – stąd skracana do Ye ksywka Yeezus.
O tym, jak bardzo Kanye West jest oderwany od rzeczywistości, świadczy wiele rzeczy, a kampanijne wypowiedzi jedynie to potwierdzają. Przykładowo słowa o milionie dolarów dla każdego, kto ma dziecko, przez chwilę wywołały szum, ale ucichły na tyle szybko, że sam zainteresowany chyba już o nich zapomniał... Podobnie jak o przedwyborczej papierologii – to akurat nieco świeższa sprawa. Ye nadal oficjalnie startuje w wyborach (sprawdziłem, bo sam nie dowierzałem), choć przegapił termin złożenia papierów uprawniających go do tego w ponad połowie amerykańskich stanów. Niezbyt poważne, ale na jego usprawiedliwienie powiem, że miał ostatnio sporo pracy.
Przeglądając profil Kanye Westa na Twitterze, trudno nie być oszołomionym. To jednak nie feeria barw jego futurystycznie wyglądających projektów czy płomienne mowy kandydata na prezydenta. To czysty surrealizm tak bije w oczy. Twitter jest dla niego niczym strumień świadomości, miejsce, gdzie bez skrępowania dzieli się przemyśleniami na każdy temat. Ye zamieszcza tam fotografie rodzinne, modły, przemyślenia, zdjęcia prototypów swoich butów, informacje o aktualnie prowadzonych negocjacjach... Ale skoro wspomniałem już o prototypach, przejdźmy do zdecydowanie ciekawszego tematu.
Trudno dziś o coś nowego w modzie
Science fiction to wdzięczny gatunek dla pisarzy, filmowców, ale też projektantów. I Kanye West doskonale o tym wie. Podczas gdy my żyjemy w 2020, on myślami jest już dekady dalej. Warto w tej kwestii wspomnieć choćby jego fascynację "Akirą". Jeszcze w latach 90. raper kreował swój styl tak, jak gdyby inspiracji szukał w futurystycznym anime. Kilka lat temu sam zresztą stworzył kolekcję mocno inspirowaną tymi klimatami. Na tym jednak Ye nie poprzestaje. Jego kolejne projekty to ubrania ewidentnie przyniesione do naszych czasów z przyszłości, choć równie dobrze można by je porównać do wizji przyszłości sprzed dziesięcioleci. Słowem: retrofuturyzm.
Gdzieś między modłami wznoszonymi w niebiosa a osobistymi fotografiami Kanye West przemycił ostatnio na Twitterze zdjęcia kilku prototypów. Mowa o starych-nowych okularach w stylu Cyklopa z "X-Menów" czy nowych, fikuśnych butach. Nowych, choć wyraźnie odnoszących się stylistycznie do tego, co zobaczyliśmy podczas marcowego YEEZY Season 8 Fashion Show. To przyszłość, ale taka z lat 70. czy 80. i nie ma w tym niczego złego. Jedno ze zdjęć Ye podpisał słowami "Logan's Run", a więc tytułem nieco dziś zapomnianego filmu science fiction z połowy lat 70. Inne, wyglądające nawet bardziej futurystycznie, podpisał "YZY D Rose coming soon", odnosząc się do koszykarza Detroit Pistons Derricka Rose'a. Science fiction pełną gębą, ale na wyciągnięcie ręki.